Выбрать главу

— Wojna Niebołamacza rozegrała się dwadzieścia dziewięć pokoleń temu. Nasz las nie jest tak stary. Ale przenieśliśmy opowieści i pieśni z lasu macierzystego.

— Ale ten fragment o niebie i gwiazdach może być przecież o wiele starszy…

— O wiele. Ojcowskie drzewo Niebołamacz umarło dawno temu. Mógł już być bardzo stary, kiedy wybuchła ta wojna.

— Nie sądzisz, że to może być wspomnieniem pequenino, który pierwszy odkrył descoladę? Dotarła tu statkiem kosmicznym, a on widział coś w rodzaju ładownika?

— Dlatego zaśpiewałem.

— Jeśli to prawda, to z pewnością byliście inteligentni jeszcze przed descoladą.

— Teraz wszystko przepadło — westchnął Sadownik.

— Co przepadło? Nie rozumiem.

— Nasze geny z tamtego czasu. Nie można nawet zgadywać, co odebrała nam i co odrzuciła descolada.

To prawda. Każdy wirus descolady może zawierać pełny kod genetyczny każdej formy życia na Lusitanii, ale to kod genetyczny obecny, kod organizmu opanowanego przez descoladę. Nie uda się zrekonstruować czy odtworzyć jego pierwotnej wersji.

— Mimo wszystko — mruknął Miro. — To ciekawe. Pomyśleć, że mieliście już język, pieśni i opowieści, zanim się tu zjawiła. — A potem dodał, choć wiedział, że nie powinien: — Może w takim razie nie musisz wykazywać niezależności inteligencji pequeninos.

— Kolejna próba ocalenia prosiaczka — szepnął Sadownik.

Z głośnika zabrzmiał głos. Głos z zewnątrz sterylnego pomieszczenia.

— Możesz już wyjść.

To Ela. Powinna przecież spać podczas zmiany Mira.

— Kończę dyżur za trzy godziny — odparł Miro.

— Wchodzi ktoś inny.

— Skafandrów wystarczy dla wszystkich.

— Potrzebny mi jesteś tutaj, Miro. — Ton Eli nie dopuszczał sprzeciwu. A przecież to ona kierowała eksperymentem.

Kiedy po kilku minutach stanął w śluzie, natychmiast zrozumiał, co się dzieje. Czekała tam Quara, z lodowatą miną, i Ela, co najmniej równie wściekła. Najwyraźniej znowu się kłóciły… nic niezwykłego. Niezwykła była sama obecność Quary.

— Możesz wracać do środka — oznajmiła Quara, gdy tylko zobaczyła Mira.

— Nie wiem nawet, po co wychodziłem.

— Ona chce z nim porozmawiać na osobności — wyjaśniła Ela.

— Ciebie wywołała — dodała Quara. — Ale nie chce wyłączyć nasłuchu.

— Powinniśmy rejestrować wszystko, co mówi Sadownik. Kontrola jasności myślenia. Miro westchnął.

— Elu, kiedy ty dorośniesz…

— Ja! — wybuchnęła. — Ja dorosnę! Przychodzi tutaj, jakby myślała, że jest Nossa Senhora na złotym tronie…

— Elu — przerwał Miro. — Zamknij się i posłuchaj. Quara jest dla Sadownika jedyną szansą przeżycia. Czy możesz uczciwie stwierdzić, że zakłóci eksperyment, jeśli…

— Zgoda. — Ela zrozumiała argumentację i ustąpiła. — Jest wrogiem każdej myślącej żywej istoty na tej planecie, ale wyłączę system nasłuchu, ponieważ chce w cztery oczy porozmawiać z bratem, którego zabija.

Dla Quary było tego za wiele.

— Niczego nie musisz dla mnie wyłączać — oświadczyła. — Żałuję, że tu przyszłam. To była pomyłka.

— Quaro! — krzyknął Miro.

Zatrzymała się przy drzwiach laboratorium.

— Włóż skafander i idź porozmawiać z Sadownikiem. Dlaczego ma cierpieć za Elę?

Quara raz jeszcze spojrzała gniewnie na siostrę, ale ruszyła do śluzy, skąd przed chwilą wyszedł Miro.

Poczuł ulgę. Wiedział, że nie ma tu żadnej władzy, że obie mogły mu wyjaśnić, co może zrobić ze swoimi poleceniami. Posłuchały go, może więc chciały posłuchać. Quara naprawdę chciała porozmawiać z Sadownikiem. A Ela naprawdę chciała jej na to pozwolić. Może nawet dorosły już tak, by ich osobista niechęć nie zagrażała życiu innych. Istnieje jeszcze dla tej rodziny cień nadziei.

— Włączy z powrotem, kiedy tylko wejdę do środka — burknęła Quara.

— Nie włączy — zapewnił Miro.

— Będzie próbować.

Ela obrzuciła ją pogardliwym wzrokiem.

— Ja umiem dotrzymywać słowa.

Nie odzywały się więcej. Quara weszła do śluzy, żeby się przebrać. Po chwili była już w sterylnym pomieszczeniu, ociekając zabójczym dla descolady roztworem, którym spryskany był cały skafander.

Miro usłyszał jej kroki.

— Wyłącz to — polecił.

Ela wcisnęła klawisz. Kroki ucichły.

W uchu Mira odezwała się Jane.

— Przekazywać ci wszystko, co tam mówią? — zapytała.

— Dalej słyszysz? — subwokalizował.

— Komputer jest połączony z kilkoma czujnikami reagującymi na wibracje. Nauczyłam się paru sztuczek przy dekodowaniu ludzkiej mowy z najlżejszych nawet drgań. A instrumenty są bardzo czułe.

— No to mów — szepnął Miro.

— Żadnych moralnych oporów?

— Żadnych — odparł. Stawką było ocalenie świata. Zresztą, dotrzymał słowa: zestaw nasłuchu został odłączony. Ela nie słyszała niczego.

Z początku rozmowa była całkiem obojętna. Jak się czujesz? Okropnie. Bardzo boli? Bardzo.

To Sadownik przerwał formalne uprzejmości i przeszedł do sedna.

— Dlaczego chcesz, żeby moi bracia byli niewolnikami?

Quara westchnęła, choć trzeba jej przyznać, że bez irytacji. Dla doświadczonego ucha Mira zabrzmiało to tak, jakby naprawdę była emocjonalnie rozdarta. Nic nie pozostało z demonstrowanej rodzinie wyzywającej postawy.

— Wcale nie chcę — odpowiedziała.

— Może nie ty wykułaś łańcuchy, ale ty trzymasz klucz i nie pozwalasz go użyć.

— Descolada nie jest łańcuchem. Łańcuch to rzecz. A descolada żyje.

— Ja także. I mój naród. Dlaczego jej życie ma być ważniejsze od naszego?

— Descolada was nie zabija. Waszym wrogiem jest Ela i moja matka. To one zabiłyby was wszystkich, żeby ratować się przed descoladą.

— Oczywiście — zgodził się Sadownik. — Oczywiście, że tak by postąpiły. Ja również zabiłbym je, aby ochronić swoich braci.

— Dlatego nie ze mną powinieneś się spierać.

— Z tobą. Bez twojej wiedzy, ludzie i pequeninos zaczną się w końcu mordować, w taki czy inny sposób. Nie będą mieli wyboru. Jeśli nie potrafią opanować descolady, to w końcu albo ona zniszczy całą ludzkość, albo ludzkość będzie musiała ją zniszczyć, a nas przy okazji.

— Nigdy jej nie zniszczą — oznajmiła Quara.

— Bo ty im nie pozwolisz.

— Tak jak nie pozwolę na waszą zagładę. Świadome życie to świadome życie.

— Nie — sprzeciwił się Sadownik. — Z ramenami możesz żyć i pozwolić żyć innym. Ale z varelse nie da się porozumieć. Zostaje tylko wojna.

— Nic podobnego — zaprotestowała Quara. I powtórzyła wszystkie argumenty, które przedstawiła już w rozmowie z Mirem. Kiedy skończyła, na chwilę zapadła cisza.

— Czy ciągle rozmawiają? — szepnęła Ela do ludzi, którzy siedzieli przy monitorach. Miro nie słyszał odpowiedzi; pewnie ktoś skinął tylko głową.

— Quaro — wyszeptał Sadownik.

— Jestem tutaj — odparła. Ton argumentacji zniknął z jej głosu. Nie czerpała radości ze swych okrutnych zasad moralnych.

— Nie dlatego odmawiasz pomocy — stwierdził.

— Dlatego.

— Pomogłabyś natychmiast, gdybyś nie musiała poddać się rodzinie.

— Nieprawda! — krzyknęła.

A zatem… Sadownik trafił w czuły punkt.

— Jesteś taka pewna swoich racji, bo oni są tak pewni, że się mylisz.

— Mam rację!

— Widziałaś kogoś, kto nie ma żadnych wątpliwości, a przy tym ma rację?