Peter szturchnął Val. Nie odsunęła się. Zachowała się tak, jakby nie czuła jego palca na ramieniu.
— On czci nas oboje. W jego zwichrowanym rozumku Val jest moralną doskonałością, jakiej sam nie mógł osiągnąć. A ja jestem potęgą i geniuszem, jaki zawsze był odrobinę powyżej możliwości naszego biednego Andrew. Szczerze mówiąc, świadczy to o jego skromności: przez tyle lat nosił w umyśle lepszych od siebie.
Młoda Val wzięła Quarę za rękę.
— To najgorsze, co możesz zrobić w życiu — powiedziała. — Pomoc ludziom, których kochasz, w dziele, które w sercu uważasz za głęboko niesłuszne.
Quara rozpłakała się.
Ale to nie Quarą martwił się Ender. Wiedział, że jest dostatecznie silna, by bez szkody dla psychiki zaakceptować moralne sprzeczności swych działań. Ta niepewność prawdopodobnie złagodzi jej charakter, odbierze tę absolutną pewność, że jej sądy nieodmiennie są słuszne, a każdy, kto się z nimi nie zgadza, popełnia straszliwy błąd. W rezultacie wyjdzie z tej sprawy bardziej zdolna do zrozumienia i… tak, uczciwsza niż w zapalczywych dniach młodości. A może delikatna dłoń młodej Val… i słowa, ściśle definiujące ból Quary… uleczają szybciej.
Ender martwił się tym, że Grego spoglądał na Petera z wyraźnym zachwytem. Przecież najlepiej powinien rozumieć, do czego mogą prowadzić takie słowa. A jednak podziwiał żywy koszmar Endera. Muszę Petera gdzieś wysłać, pomyślał Ender. Inaczej zdobędzie na Lusitanii więcej uczniów niż sam Grego… W dodatku użyje ich bardziej efektywnie i na dłuższą metę doprowadzi do większych tragedii.
Ender nie miał nadziei, że Peter okaże się podobny do prawdziwego Petera. Tamten dojrzał, stał się silnym i mądrym władcą. Ten Peter nie był przecież w pełni istotą ludzką, zdolną do niespodzianek i niejednoznaczności. Został stworzony na podstawie tej karykatury zła, jaka tkwiła w najgłębszych zakamarkach podświadomości Endera. Tutaj wszystko jest jasne. Próbując ratować Lusitanię od descolady, sprowadził nowe zagrożenie, potencjalnie równie niszczycielskie.
Ale nie tak trudne do zlikwidowania.
Po raz kolejny stłumił tę myśl. Powracała już z dziesięć razy od chwili, gdy uświadomił sobie, że to Peter siedzi obok niego na statku. On nie jest prawdziwy; to tylko mój zły sen. Jeśli go zabiję, to przecież nie będzie morderstwo. To moralny odpowiednik… czego? Przebudzenia. Wprowadziłem na świat swój koszmar, a kiedy go zabiję, świat zwyczajnie przebudzi się ze złego snu. Nic więcej.
Gdyby chodziło tylko o Petera, Ender zdołałby pewnie przekonać się do tego zabójstwa. Przynajmniej tak mu się teraz wydawało. Ale powstrzymywała go młoda Val. Delikatna, piękna duchowo… Jeśli można zabić Petera, to ją również. Jeśli jego trzeba zabić, to może i ją należy… Nie miała prawa istnieć. Była jak Peter: nienaturalna, ograniczona i zniekształcona w akcie tworzenia. Ale tego już by nie potrafił. Musi ją chronić, nie ranić… A skoro jedno z nich było dostatecznie rzeczywiste, by pozostać żywym, to drugie także. Jeśli usunięcie Val będzie morderstwem, to również usunięcie Petera. Byli przecież jedną kreacją.
Moje dzieci, myślał z goryczą Ender. Moje kochane potomstwo. Wyskoczyli dojrzali z mojego umysłu, jak Atena z głowy Zeusa. Tylko że ja nie dostałem Ateny. Raczej Artemidę i Hadesa. Dziewicę łowczynię i władcę piekieł.
— Lepiej już chodźmy — rzekł Peter. — Zanim Andrew sam siebie przekona, żeby mnie zabić.
Ender uśmiechnął się słabo. To było najgorsze: że Peter i młoda Val przyszli na świat, wiedząc o jego myślach więcej niż on sam. Z czasem, miał nadzieję, ta szczegółowa wiedza zniknie. Ale na razie czuł tym większe poniżenie, gdy Peter drażnił się z nim, mówiąc o myślach, których nikt inny by nie odgadł. I młoda Val… poznawał po jej spojrzeniu, jakim go czasem obrzucała, że ona też wie. Nie miał już tajemnic.
— Odprowadzę cię do domu — zaproponowała Quarze Val.
— Nie. Zrobiłam, co zrobiłam. Będę tam, żeby zobaczyć ostatnią próbę Szkła.
— Nie chcemy przecież przegapić szansy publicznego cierpienia — wtrącił Peter.
— Zamknij się — burknął Ender. Peter odpowiedział uśmiechem.
— Daj spokój. Wiesz przecież, że Quara próbuje do maksimum wykorzystać sytuację. To jej metoda, żeby zostać główną gwiazdą. Wszyscy będą ją pocieszać, zamiast gratulować Eli sukcesu. Ukraść komuś scenę… to takie obrzydliwe, Quaro. Akurat do ciebie pasuje.
Quara odpowiedziałaby pewnie, gdyby słowa Petera nie były tak szokujące… i gdyby nie zawierały ziarna prawdy, które zdumiało ją samą. Dlatego to Val przeszyła Petera lodowatym wzrokiem.
— Zamknij się — powiedziała.
To samo mówił wcześniej Ender, ale kiedy Val powtórzyła jego słowa, odniosły skutek. Peter wyszczerzył zęby i mrugnął porozumiewawczo, jakby chciał powiedzieć: pozwalam ci na te gierki, Val, ale i tak wiem, że tą swoją słodyczą podlizujesz się wszystkim. Nie odzywał się jednak i wszyscy razem wyszli z celi Grega.
Na zewnątrz czekał burmistrz Kovano.
— To wielki dzień w dziejach ludzkości — oznajmił. — I zupełnym przypadkiem znajdę się na wszystkich zdjęciach.
Roześmiali się — najgłośniej Peter, który szybko i łatwo zaprzyjaźnił się z burmistrzem.
— To nie przypadek — stwierdził. — Wielu ludzi na pańskim stanowisku wpadłoby w panikę i zepsuło wszystko. Pozwolenie, by sprawy toczyły się tak, jak się potoczyły, wymaga otwartego umysłu i odwagi.
Ender niemal wybuchnął śmiechem, słysząc to oczywiste pochlebstwo. Jednak dla adresata pochlebstwo nigdy nie jest tak oczywiste. Naturalnie, Kovano szturchnął Petera w ramię i zaprotestował, lecz Ender widział, że słucha z przyjemnością. Peter miał już u burmistrza większe wpływy niż sam Ender. Czy ci ludzie nie widzą, że Peter cynicznie nimi manipuluje?
Biskup Peregrino był jedynym człowiekiem, który spoglądał na Petera z lękiem i odrazą, jak Ender. Ale w jego przypadku w grę wchodziły uprzedzenia religijne, nie mądrość, która nie pozwala ulegać pochlebstwom. Po kilku zaledwie godzinach od powrotu z Zewnętrza, biskup wezwał do siebie Mira i nalegał na przyjęcie chrztu.
— Uzdrawiając cię, Bóg sprawił cud — powiedział. — Ale sposób, w jaki się to dokonało, ta zamiana jednego ciała na drugie zamiast bezpośredniego uleczenia starego… To stawia nas wobec ryzyka, że twój duch zamieszkuje w ciele, które nigdy nie zostało ochrzczone. A że chrztu dokonuje się na ciele, lękam się, że to ty nie zostałeś poświęcony.
Mira nie interesowały rozważania na temat cudów. Nie uważał, by Bóg miał coś wspólnego z jego uzdrowieniem. Jednak był tak szczęśliwy z odzyskania sił, mowy, wolności, że zgodziłby się pewnie na wszystko. Chrzest miał się odbyć na początku przyszłego tygodnia, podczas pierwszego nabożeństwa w nowej kaplicy.
Lecz gorliwość biskupa w stosunku do Mira nie objęła Petera i Val.
— To absurd, uważać te monstrualne stworzenia za ludzi — stwierdził stanowczo. — Nie mogą posiadać dusz. Peter to echo kogoś, kto żył już kiedyś i umarł, kto miał własne konto grzechów i pokuty, czyje miejsce w niebie albo piekle zostało już dawno wyznaczone. A co do tej… tej dziewczyny, tej drwiny z kobiecej gracji… Ona nie może być tym, za kogo się uważa, gdyż to miejsce zajmuje żyjąca kobieta. Nie ma chrztu dla podstępów Szklana. Stwarzając ich, Andrew zbudował wieżę Babel, próbował sięgnąć w niebiosa i stać się Bogiem. Nie zazna przebaczenia tak długo, póki nie odprowadzi tych dwojga do piekieł i tam nie pozostawi.
Czy Peregrino domyślał się choć przez chwilę, że Ender tego właśnie pragnął? Przedstawił ten pomysł Jane, lecz ona była nieugięta.