- Opowiem panom o wydarzeniach ostatniej nocy. Jak zapewne wiecie, w tym domu wszyscy służący śpią w nowym skrzydle. W środkowej części budynku znajdują się pokoje mieszkalne, za nią położona jest kuchnia, a powyżej - nasza sypialnia. Moja pokojówka Theresa śpi nad moim pokojem. Nie ma tu nikogo innego, a żadne dźwięki stąd nie dobiegają do bocznego skrzydła. Złodzieje musieli o tym wiedzieć, inaczej nie postąpiliby w taki sposób. Sir Eustace położył się spać około wpół do jedenastej. Służba poszła już do siebie. Na nogach była tylko Theresa, która czekała na moje wezwanie w swym pokoju na najwyższym piętrze domu. Siedziałam u siebie do jedenastej, zatopiona w lekturze. Później, zanim poszłam na górę, przeszłam się po domu, by sprawdzić, czy wszystko jest jak należy. Miałam w zwyczaju robić to samodzielnie gdyż, jak wspominałam, sir Eustace nie zawsze zachowywał się w sposób godny zaufania. Poszłam do kuchni, spiżarni, zbrojowni, pokoju bilardowego, salonu i na koniec do jadalni. Kiedy zbliżyłam się do okna, zakrytego grubymi zasłonami, nagle poczułam na twarzy powiew wiatru i zdałam sobie sprawę, że jest ono otwarte. Odsunęłam zasłonę i stanęłam twarzą w twarz z barczystym starszym mężczyzną, który właśnie wszedł do środka. Okno sięga do ziemi, i można wyjść przez nie na trawnik. Ja trzymałam w dłoni zapaloną świeczkę i w jej świetle zobaczyłam, jak za pierwszym mężczyzną właśnie wchodzi do domu dwóch kolejnych nieznajomych. Cofnęłam się, ale włamywacz w mgnieniu oka podskoczył do mnie. Chwycił najpierw za nadgarstek, a potem za gardło. Otworzyłam usta, by krzyknąć, ale on zadał mi okrutny cios pięścią w oko, który powalił mnie na ziemię. Musiałam być nieprzytomna przez kilka minut, a kiedy doszłam do siebie, okazało się, że napastnicy zdarli ze ściany sznur od dzwonka i mocno przywiązali mnie do dębowego krzesła, które stoi u szczytu stołu. Więzy były tak ciasne, że nie mogłam się poruszyć, a chustka, którą mnie zakneblowano, sprawiała, że nie mogłam wydać z siebie dźwięku. W tej właśnie chwili do jadalni wszedł mój nieszczęsny mąż. Musiał usłyszeć podejrzane hałasy i przyszedł, przygotowany na to, co zastał. Miał na sobie koszulę nocną i spodnie, a w dłoni trzymał swój ulubiony kij z tarniny. Rzucił się na rabusiów, ale jeden z nich - był to ten starszy mężczyzna - pochylił się, chwycił z paleniska pogrzebacz i zadał mojemu mężowi potężny cios. Sir Eustace z jękiem padł na ziemię i więcej się nie poruszył. Ja zemdlałam ponownie, ale i tym razem nie na długo. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że złodzieje wyjęli z kredensu srebra i butelkę wina. Każdy z nich miał w ręku kieliszek. Jak już chyba mówiłam, jeden z nich, brodaty mężczyzna, miał już swoje lata, dwaj pozostali byli młodzi i bez zarostu. Mógł to być ojciec z dwoma synami. Rozmawiali szeptem, później podeszli do mnie, sprawdzili, czy więzy mocno trzymają, i uciekli, zamykając za sobą okno. Minął dobry kwadrans, nim zdołałam oswobodzić się z knebla. Kiedy mi się to udało, zaczęłam krzyczeć, i pokojowa przybiegła mi na pomoc. Szybko zaalarmowano pozostałych służących; posłaliśmy po miejscowych policjantów, którzy natychmiast porozumieli się z Londynem. To wszystko, co jestem w stanie wam powiedzieć, panowie, i mam nadzieję, że nie będę musiała więcej powtarzać tej bolesnej historii.
- Czy ma pan jakieś pytania, panie Holmes? - spytał Hopkins.
- Nie zamierzam dłużej nadużywać czasu i cierpliwości lady Brackenstall - stwierdził mój przyjaciel. - Nim pójdę do jadalni, chciałbym usłyszeć pani opowieść - spojrzał na pokojówkę.
- Zobaczyłam ich, jeszcze zanim weszli do domu - wyjaśniła kobieta. - Siedziałam przy oknie w sypialni i w świetle księżyca zauważyłam trzech mężczyzn przy stróżówce, o tam, ale nie zastanawiałam się wtedy nad tym. Minęła godzina, może trochę więcej, gdy usłyszałam krzyk panienki. Pobiegłam wtedy na dół i znalazłam ją, biedactwo, związaną tak jak mówiła, a jej męża na podłodze. Jego mózg i krew zbryzgały cały pokój. Więzi i suknia zachlapana krwią zabitego mogłoby doprowadzić do obłędu każdą kobietę, ale pannie Mary Fraser z Adelajdy nigdy nie brakowało odwagi, co to, to nie, i to się nie zmieniło, kiedy została lady Brackenstall z Abbey Grange. Zadaliście jej już dość pytań, panowie. Teraz panienka pójdzie do swojej sypialni, wyłącznie w towarzystwie starej Theresy, zażyć odpoczynku, którego bardzo potrzebuje.
Szczupła kobieta z matczyną troskliwością otoczyła ręką swoją panią i wyprowadziła ją z pokoju.
- Jest przy niej od urodzenia - wyjaśnił Hopkins. - Karmiła ją w niemowlęctwie i przyjechała z nią z Australii do Anglii osiemnaście miesięcy temu. Nazywa się Theresa Wright. Trudno teraz o taką pokojową. Panie Holmes, proszę za mną.
Żywe zainteresowanie sprawą zniknęło z wyrazistej twarzy Holmesa, a ja wiedziałem, że wraz z rozwikłaniem zagadki śledztwo straciło dla niego cały swój urok. Wciąż trzeba było doprowadzić do aresztowania, ale kimże byli ci pospolici łajdacy, by brudził sobie nimi ręce? Wyczytałem w oczach przyjaciela irytację podobną do tej, jaką może odczuwać należący do elity uczony lekarz specjalista, kiedy dowiaduje się, że wezwano go do chorego na odrę. Jednak dość osobliwa jadalnia w Abbey Grange mogła przykuć jego uwagę i przywrócić słabnące zainteresowanie sprawą.
Była to bardzo duża i wysoka sala o rzeźbionym dębowym suficie i dębowej boazerii na ścianach, ozdobionych także bogatą kolekcją jelenich łbów i starożytnej broni. W głębi pokoju widniały przeszklone drzwi, o których już słyszeliśmy. Trzy mniejsze okna znajdujące się po prawej stronie napełniały pomieszczenie chłodnym blaskiem zimowego słońca. Po lewej znajdował się duży głęboki kominek, nad którym ciągnęła się szeroka dębowa półka. Obok kominka stało ciężkie dębowe krzesło z podłokietnikami i poprzeczką w dolnej części. Przez otwory w stolarce przewleczony był purpurowy sznur, z obu stron przywiązany do znajdującej się poniżej poprzeczki. Przy uwolnieniu damy zsunięto więzy, ale pozostawiono węzły, które je mocowały. Na te szczegóły zwróciliśmy jednak uwagę dopiero później - na początku całkowicie pochłonął nas straszliwy widok kształtu rozciągniętego na tygrysiej skórze przed kominkiem.
Były to zwłoki wysokiego, postawnego mężczyzny, mniej więcej czterdziestoletniego. Leżał na plecach, z twarzą zwróconą ku górze, a jego wyszczerzone białe zęby przeświecały przez krótką czarną brodę. Zaciśnięte dłonie, w których spoczywał ciężki tarninowy kij, miał uniesione nad głowę, a jego przystojna ogorzała twarz o ostrych rysach wykrzywiła się w grymasie mściwej nienawiści, który nadawał jej przerażający szatański wygląd. Zmarły musiał być w łóżku, kiedy wszczęto alarm, bo miał na sobie wytworną haftowaną koszulę nocną, a pod nią - spodnie, z których wystawały bose stopy. Na jego głowie widniała przerażająca rana, a ślady okrutnej brutalności ciosu, który powalił go na ziemię, widoczne były w całym pokoju. Obok ciała leżał ciężki pogrzebacz, wybrzuszony wskutek siły uderzenia. Holmes obejrzał zarówno to narzędzie, jak i nieopisane zniszczenia dokonane za jego pomocą.