Выбрать главу

Sekretarz do spraw europejskich ukłonił się:

- Pan bynajmniej nie przesadził. Aż do dzisiejszego ranka nie zamieniłem z żoną ani słowa na ten temat.

- Czy się czegoś domyśla?

- Nie, panie Holmes. Ani ona, ani nikt inny.

- Czy zdarzało się panu przedtem gubić dokumenty?

- Nie.

- Kto w Anglii wie o istnieniu tego listu?

- Wczoraj zostali o nim poinformowani wszyscy członkowie gabinetu, ale ciążący na nich obowiązek zachowania tajemnicy został dodatkowo wzmocniony przestrogą udzieloną przez premiera. Dobry Boże, pomyśleć tylko, że kilka godzin później ja sam zgubiłem ten list! -Przystojną twarz sekretarza zniekształcił grymas rozpaczy, i mężczyzna zaczął rwać sobie włosy z głowy.

Przez chwilę widzieliśmy jego prawdziwe oblicze - impulsywne, żarliwe, niezwykle wrażliwe. Po chwili arystokratyczna maska wróciła na swoje miejsce, a łagodny głos stwierdził:

- Poza członkami gabinetu o liście wiedziało dwóch, góra trzech ministerialnych urzędników. Zapewniam pana, panie Holmes, że nikt poza tym.

- A za granicą?

- Sądzę, że za granicą nie widział go nikt prócz człowieka, który go napisał. Jestem przekonany, że jego ministrowie. Że nie korzystał ze zwyczajowo przyjętych oficjalnych kanałów.

Holmes przez chwilę się zastanawiał.

- Proszę pana, muszę spytać, o jaki konkretnie dokument chodzi i dlaczego jego

zniknięcie miałoby mieć tak poważne konsekwencje.

Dwaj mężowie stanu wymienili szybkie spojrzenia, a premier zmarszczył krzaczaste brwi.

- Panie Holmes, na tej długiej wąskiej jasnobłękitnej kopercie znajduje się odciśnięta pieczęć z siedzącym lwem. Jest zaadresowana wielkimi literami stanowczym charakterem pisma do.

- Obawiam się, proszę pana - stwierdził Holmes - że choć te szczegóły są interesujące i niewątpliwie istotne, muszę zbadać sprawę dogłębnie. Jaka była treść listu?

- To najwyższej wagi tajemnica państwowa, której nie mogę panu zdradzić, zresztą, nie jest to konieczne. Jeśli dzięki zdolnościom, które, jak mi mówiono, pan posiada, zdoła pan odnaleźć kopertę wraz z jej zawartością, zasłuży się pan dla swego kraju i zaskarbi sobie każdą nagrodę, jaką będziemy w stanie panu przyznać.

Sherlock Holmes wstał z uśmiechem.

- Jesteście, panowie, jednymi z najbardziej zajętych ludzi w tym kraju - stwierdził. - Ja również pracuję nad wieloma sprawami, choć na mniejszą skalę. Bardzo żałuję, że nie będę w stanie panom pomóc, ale dalsze prowadzenie tej rozmowy byłoby stratą czasu.

Premier zerwał się na równe nogi, wbijając w mego przyjaciela wściekłe przenikliwe spojrzenie swych głęboko osadzonych oczu, przed którym drżeli członkowie gabinetu.

- Proszę pana, nie przywykłem. - zaczął, ale pohamował gniew i usiadł ponownie. Przez minutę lub dłużej siedzieliśmy w milczeniu. Potem mąż stanu wzruszył ramionami. - Panie Holmes, jesteśmy zmuszeni przyjąć pańskie warunki. Nie ulega wątpliwości, że ma pan rację, a byłoby nierozsądnie z naszej strony wymagać od pana podjęcia działań, jeśli całkowicie panu nie zaufamy.

- Zgadzam się z panem - stwierdził młodszy z mężczyzn.

- W takim razie opowiem panu wszystko, całkowicie polegając na pańskim honorze i honorze doktora Watsona, pańskiego współpracownika. Mogę się również odwołać do pańskiego patriotyzmu, nie potrafię sobie bowiem wyobrazić większego nieszczęścia dla naszej ojczyzny niż ujawnienie tej sprawy.

- Proszę nam zaufać.

- List został wysłany przez pewnego zagranicznego dygnitarza, którego wzburzyły wydarzenia w koloniach należących do jego kraju. Ten człowiek napisał spontanicznie i wyłącznie na własną odpowiedzialność. Wykryliśmy, że ministrowie w jego kraju nic nie wiedzą o całej sprawie. Jednocześnie jednak list jest sformułowany tak niefortunnie, a niektóre jego fragmenty mają tak prowokacyjny charakter, że jego publikacja niewątpliwie doprowadziłaby do wielce niebezpiecznych niepokojów w tym kraju. Wywołałaby taki społeczny ferment, że, nie zawaham się stwierdzić, w ciągu tygodnia od publikacji listu w tym kraju rozgorzałaby wojna.

Holmes napisał nazwisko na skrawku papieru, który podał premierowi.

- Zgadza się. Właśnie o niego chodziło. I to właśnie ten list, który może spowodować milionowe straty i pochłonąć życie setek tysięcy mężczyzn, został tak niefortunnie zagubiony.

- Czy poinformował pan o tym nadawcę?

- Tak, wysłaliśmy do niego zaszyfrowany telegram.

- Być może to jemu zależy na publikacji listu?

- Nie, proszę pana, mamy podstawy sądzić, że pojął już, że zachował się nierozważnie i niedyskretnie. Ujawnienie treści listu byłoby większym ciosem dla niego i jego ojczyzny niż dla nas.

- Jeśli tak, to w czyim interesie leży ujawnienie listu? Dlaczego ktokolwiek chciałby go ukraść lub opublikować?

- Tutaj, panie Holmes, wchodzimy w meandry polityki międzynarodowej najwyższego szczebla. Jeśli jednak zna pan sytuację w Europie, bez trudu pojmie pan motyw. Cały kontynent to jeden wielki zbrojny obóz. Istnieją w nim dwa ugrupowania o zbliżonej sile militarnej. Wielka Brytania jest języczkiem u wagi. Przystąpienie do wojny przeciw jednej z tych stron zapewniłoby przewagę drugiej z nich niezależnie od tego, czy wzięłaby ona udział w wojnie. Rozumie pan?

- Jak najbardziej. W interesie wrogów tego potentata leży zatem pozyskanie i publikacja tego listu, który poróżniłby jego kraj z naszym?

- Zgadza się.

- A do kogo mógłby zostać przesłany dokument, gdyby wpadł w ręce wroga?

- Do któregokolwiek z wielkich przywódców Europy. Zapewne już zmierza do niego z największą prędkością, jaką może zapewnić silnik parowy.

Trelawney Hope pochylił głowę i głośno jęknął. Premier w uprzejmym geście pocieszenia położył mu rękę na ramieniu.

- To zwyczajny pech, mój drogi. Nikt nie może pana za to winić. Zachował pan wszelkie środki ostrożności. Jakie działanie pan zaleca, panie Holmes?

Detektyw ponuro pokręcił głową i zapytał:

- Sądzi pan, że jeśli nie uda się odzyskać dokumentu, wybuchnie wojna?

- Uważam, że to wielce prawdopodobne.

- W takim razie proszę przygotować się do wojny.

- To ostre słowa, panie Holmes.

- Proszę wziąć pod rozwagę fakty. Niemożliwe jest, by list zabrano po wpół do dwunastej w nocy, gdyż, jak rozumiem, pan Hope i jego żona przebywali w pokoju od tej godziny do chwili odkrycia straty. Dokument skradziono zatem wczoraj wieczorem, pomiędzy wpół do ósmej a wpół do dwunastej, prawdopodobnie bliżej wpół do ósmej, gdyż ten, kto go zabrał, najwyraźniej wiedział, gdzie się on znajduje, i naturalnie chciał go pozyskać jak najwcześniej. Jeśli dokument skradziono w tych określonych godzinach, gdzie się może znajdować obecnie? Nie było powodu, żeby go przetrzymywać. Uważam, że został niezwłocznie przekazany tym, którzy zamierzali go wykorzystać. Jakie zatem mamy szanse, by go przechwycić lub chociaż wyśledzić? Całkiem marne, jest poza naszym zasięgiem.

Premier wstał z kanapy.

- Pańskie słowa są nieodparcie logiczne, panie Holmes. Obawiam się, że sprawa istotnie wymknęła nam się z rąk.

- Przyjmijmy wersję roboczą: dokument został zabrany przez pokojówkę lub lokaja.

- To starzy wypróbowani słudzy.

- Pański pokój znajduje się na drugim piętrze, nie ma do niego wejścia z zewnątrz, i nikt nie zdołałby dostać się tam niepostrzeżenie od wewnątrz. Oznacza to, że dokument musiał zabrać ktoś z domowników. Do kogo złodziej mógł zanieść list? Do jednego z kilku międzynarodowych szpiegów i tajnych agentów, których nazwiska - tak się składa - znam. Trzech z nich można uznać za asów wywiadu. Zacznę od sprawdzenia, czy wszyscy są na miejscu. Jeśli nie zastanę któregoś z nich - zwłaszcza jeśli zniknął po wczorajszym wieczorze - może to stanowić wskazówkę, gdzie trafił dokument.