- Żąda pani ode mnie niemożliwego.
Kobieta jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Proszę to zrozumieć. Ja poznałem fakty dopiero po tym, jak obiecałem zachować tajemnicę zawodową. Jeśli pani mąż nie uznał za stosowne wtajemniczyć ją w tę sprawę, jakże mógłbym ujawnić to, co on chce ukryć? Nie powinna pani prosić o to mnie, tylko swego męża.
- Prosiłam go. Pan jest moją ostatnią deską ratunku. Ale nawet jeśli nie zdradzi mi pan żadnych konkretnych informacji, panie Holmes, może pan oddać mi wielką przysługę, wyj aśniaj ąc j edną rzecz.
- Słucham panią.
- Czy kariera polityczna mojego męża może ucierpieć w wyniku tego incydentu?
- Jeśli sprawa nie zostanie wyjaśniona, jej skutki mogą być bardzo niekorzystne.
- Ach! - dama gwałtownie zaczerpnęła powietrza, jak osoba, której wątpliwości zostały rozwiane.
- Jeszcze jedno pytanie, panie Holmes. Mój mąż był tak wzburzony zniknięciem dokumentu, że ze słów, które mu się wyrwały, wnoszę, iż to wydarzenie może pociągnąć za sobą poważne konsekwencje natury publicznej.
- Skoro on tak powiedział, ja nie będę zaprzeczać.
- Jakie to konsekwencje?
- Znów chce pani wiedzieć więcej, niż mogę jej zdradzić.
- Skoro tak, nie będę dłużej zabierała pańskiego czasu. Panie Holmes, nie mogę winić go za to, że nie zgodził się pan porozmawiać ze mną bardziej otwarcie, a pan z kolei nie może chyba mieć do mnie pretensji o to, że chcę dzielić z mężem jego troski, choćby i wbrew jego woli. Raz jeszcze błagam, by nie mówił pan o mojej wizycie.
Stojąc w progu, dama odwróciła się ku nam, ukazując jeszcze raz swą piękną znękaną twarz, wystraszone oczy i ściągnięte usta, po czym wyszła.
- Watsonie, płeć piękna to twoja specjalność - stwierdził Holmes z uśmiechem, kiedy ucichł szelest spódnic i rozległo się trzaśnięcie frontowych drzwi. - O co chodziło tej pięknej damie? Czego tak naprawdę chciała?
- Jej słowa były jasne, a niepokój bardzo naturalny.
- Hmm! Pomyśl o tym, jak wyglądała, Watsonie: o jej postawie, tłumionym wzburzeniu, nerwowości i nieustępliwości podczas zadawania pytań. Pamiętaj, że pochodzi ona z klasy społecznej, która nieczęsto okazuje emocje.
- Z pewnością była czymś bardzo poruszona.
- Nie zapominaj także o osobliwej żarliwości, z jaką zapewniała nas, że dla jej męża najlepiej byłoby, gdyby ona poznała całą prawdę. Co chciała przez to powiedzieć? Zapewne zauważyłeś, Watsonie, że usiadła tak, by mieć światło za plecami. Nie chciała, byśmy zobaczyli wyraz jej twarzy.
- To prawda, wybrała jedyny ustawiony w ten sposób fotel w pokoju.
- A jednak motywy działania kobiet bywają czasami nieodgadnione. Pamiętasz tę damę z Margate, którą podejrzewałem dlatego, że usiadła plecami do okna? Okazało się wówczas, że przyczyną jej zachowania był nieupudrowany nos. Jak można zbudować jakąkolwiek teorię na tak niepewnych podstawach? Nawet najbardziej trywialne zachowanie kobiety może znaczyć bardzo wiele, a najniezwyklejsze z nich wynika z kłopotów ze spinką do włosów lub lokówką. Watsonie, życzę miłego dnia.
- Wychodzisz?
- Tak. Zamierzam spędzić poranek przy Godolphin Street razem z naszymi przyjaciółmi policjantami. Eduardo Lucas stanowi z pewnością klucz do rozwiązania zagadki, chociaż muszę przyznać, że nie mam pojęcia, jaką postać to rozwiązanie przybierze. Pełnij tu wartę, zacny Watsonie, i przyjmuj gości. Postaram się wpaść na lunch.
Przez cały tamten dzień i dwa kolejne dni Holmes był w nastroju, który jego przyjaciele nazywali milczącym, a inni - posępnym. Przybiegał do domu i wybiegał, bez przerwy palił, grał na skrzypcach fragmenty utworów muzycznych, popadał w zadumę, jadł kanapki o najróżniejszych porach i nie odpowiadał prawie na żadne pytanie, jakie mu zadawałem. Dostrzegałem, że sprawy najwyraźniej nie układają się po jego myśli. Nie mówił nic na temat sprawy, i to z gazet dowiedziałem się o przebiegu śledztwa oraz aresztowaniu i późniejszym zwolnieniu Johna Mittona, lokaja zmarłego. Ława koronera orzekła, rzecz jasna, że popełniono morderstwo z premedytacją, jednak sprawca pozostał nieznany, nie znaleziono również motywu.
Pokój był pełen cennych przedmiotów, ale żaden z nich nie zginął. Nie tknięto również papierów gospodarza domu. Ich uważne oględziny wykazały, że zmarły interesował się żywo polityką międzynarodową, był niezmordowanym plotkarzem, wybitnym lingwistą i niestrudzonym korespondentem. Pozostawał w zażyłych stosunkach z czołowymi politykami kilku krajów, jednak wśród dokumentów wypełniających jego szuflady nie znaleziono niczego sensacyjnego. Jeśli chodzi o związki z kobietami, ustalono, że były one liczne, lecz powierzchowne. Znał wiele kobiet, ale przyjaźnił się zaledwie z kilkoma, żadnej natomiast nie kochał. Żył statecznie i spokojnie. Śmierć Lucasa stanowiła absolutną zagadkę, i wszystko wskazywało na to, że pozostanie nią nadal.
Jeśli chodzi o aresztowanie Johna Mittona, lokaja, był to desperacki krok stanowiący alternatywę dla bezczynności. Nie znaleziono jednak dowodów świadczących przeciwko niemu -feralnej nocy był on w odwiedzinach u przyjaciół w Hammersmith, a jego alibi zostało potwierdzone. Co prawda ruszył w drogę powrotną o takiej porze, że powinien był dotrzeć do Westminster przed wykryciem morderstwa, ale wyjaśnienie, iż część trasy przeszedł piechotą, wydawało się całkiem prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że noc była piękna. Lokaj dotarł na miejsce o północy i wydawał się przybity niespodziewaną tragedią. Od zawsze był ze swym chlebodawcą w przyjaznych stosunkach. W rzeczach sługi znaleziono kilka przedmiotów należących do zmarłego - między innymi niewielki zestaw brzytew - mężczyzna wyjaśnił jednak, że były to prezenty od jego pana, a gospodyni to potwierdziła. Mitton pracował u Lucasa od trzech lat. Uwagę zwracał fakt, że zmarły nie zabierał służącego ze sobą na kontynent. Gdy wyjeżdżał do Paryża nawet na trzy miesiące, lokaj zawsze zostawał w domu przy Godolphin Street. Gospodyni nie słyszała żadnych hałasów tej nieszczęsnej nocy. Jeśli jej pan miał gości, sam wpuścił ich do domu.
Przez trzy dni zagadka pozostawała nierozwikłana, a przynajmniej tak twierdziły gazety. Jeśli Holmes wiedział o sprawie coś więcej, zatrzymał to dla siebie, powiedział mi jednak, że inspektor Lestrade wtajemniczył go w przebieg śledztwa, wiedziałem więc, że na bieżąco obserwuje jego rozwój. Czwartego dnia nadszedł długi telegram z Paryża, który wydawał się wyjaśniać całą sprawę. Oto, co napisano w „Daily Telegraph”:
Paryska policja dokonała właśnie odkrycia, które pozwala wyjaśnić tragiczny los pana Eduardo Lucasa, zabitego w ostatni poniedziałek wieczorem przy Godolphin Street w dzielnicy Westminster. Jak nasi Czytelnicy zapewne pamiętają, zmarły został zasztyletowany w swoim domu, i początkowo podejrzewano jego lokaja, ten ostatni przedstawił jednak mocne alibi. Wczoraj służący pani Fournaye, zamieszkującej w niewielkiej willi przy Rue Austerlitz, zgłosili władzom, że ich pani popadła w obłęd. Badanie wykazało, że u kobiety istotnie rozwinęła się niebezpieczna i nieuleczalna mania. Śledztwo policji ujawniło, że pani Fournaye wróciła w zeszły wtorek z podróży do Londynu; istnieją też dowody wskazujące na jej udział w zbrodni popełnionej w Westminsterze. Porównanie zdjęć dowiodło ponad wszelką wątpliwość, że pan Henri Fournaye i Eduardo Lucas byli w istocie jedną i tą samą osobą i że zmarły z niewiadomych przyczyn prowadził podwójne życie w Londynie i Paryżu. Pani Fournaye, w której żyłach płynie kreolska krew, jest osobą niezwykle pobudliwą, i już wcześniej zdarzały jej się ataki zazdrości graniczącej z obłędem. Uważa się, że właśnie podczas jednego z nich popełniła straszliwą zbrodnię, która wywołała taką sensację w Londynie. Nie ustalono jeszcze jej postępowania w poniedziałkowy wieczór, odkryto jednak, że we wtorek rano kobieta odpowiadająca jej opisowi zwróciła na siebie uwagę wielu osób na dworcu Charing Cross, bo była bardzo wzburzona i zachowywała się nerwowo. Jest zatem prawdopodobne, że zbrodnia została popełniona w afekcie lub że w jej wyniku nieszczęsna kobieta doznała pomieszania zmysłów. W chwili obecnej chora nie jest w stanie mówić w spójny sposób o przeszłych wydarzeniach, a lekarze nie dają żadnych nadziei na jej powrót do zdrowia. Istnieją dowody wskazujące na to, że jakaś kobieta, być może pani Fournaye, przez kilka godzin przyglądała się domowi przy Godolphin Street w poniedziałkowy wieczór.