Выбрать главу

- Ale twój wygląd, Holmesie, twoja upiorna twarz?

- Trzy dni całkowitego postu nie poprawiają urody, Watsonie. A jeśli chodzi o resztę, to nie ma niczego, czego nie mogłaby zdziałać gąbka. Smarując czoło wazeliną, zakrapiając belladoną oczy, nakładając róż na kości policzkowe i suche grudki wosku pszczelego na usta, można uzyskać bardzo dobry efekt. Zastanawiałem się czasami, czy nie napisać monografii na temat symulowania różnych chorób. Rzucanie od czasu do czasu uwag o półkoronówkach, ostrygach czy jakichkolwiek innych sprawach nie związanych z tematem sprawia wrażenie maligny.

- Ale czemu nie pozwoliłeś mi do siebie podejść? Przecież w rzeczywistości nie było żadnej infekcji.

- Jak możesz o to pytać, mój drogi Watsonie? Wydaje ci się, że naprawdę nie szanuję twoich lekarskich zdolności? Czy wyobrażasz sobie, że z twoją zdrową oceną sytuacji uznałbyś za umierającego człowieka, który choć jest słaby, nie ma przyśpieszonego pulsu ani podwyższonej temperatury? Z odległości czterech jardów byłem w stanie cię zwodzić. Gdyby mi się to nie udało, kto by mi sprowadził tu Smitha? Nie, Watsonie, na twoim miejscu nie dotykałbym tej szkatułki. Jeśli spojrzysz na nią z boku, zobaczysz, skąd wyskakuje sprężyna, ostra niczym ząb żmii. Przypuszczam, że to właśnie dzięki takiemu urządzeniu biedny Savage, który stał temu potworowi na drodze do przejęcia majątku, stracił życie. Jednak, jak wiesz, otrzymuję bardzo różnorodną korespondencję i zawsze mam się na baczności, kiedy dostaję jakąś paczkę. Było dla mnie oczywistym, że udając, iż jego plan naprawdę się powiódł, mógłbym z zaskoczenia wyciągnąć z niego przyznanie się do winy. Tak więc zachowywałem wszelkie pozory, przeprowadzając to tak solidnie i rzetelnie, jak prawdziwy artysta. Musisz mi pomóc założyć płaszcz, Watsonie. Dziękuję. Myślę, że kiedy już załatwimy wszystkie sprawy na posterunku, całkiem na miejscu byłaby jakaś pożywna kolacja u Simpsona.

5 chodzi o małą czapeczkę zakładaną przez palaczy, by uchronić włosy przed przykrym zapachem dymu tytoniowego (przyp. tłum.)

Rozdział szósty

Zniknięcie lady Frances Carfax

- Ale dlaczego tureckie? - spytał Sherlock Holmes, wbijając wzrok w moje buty. Siedziałem wygodnie na krześle z trzcinowym oparciem, a moje wyciągnięte stopy przykuły jego wiecznie czujną uwagę.

- Angielskie - odparłem z pewnym zaskoczeniem. - Kupiłem je u Latimera na Oxford

Street.

Holmes uśmiechnął się jak człowiek cierpliwy, ale znużony nieco brakiem polotu u swego rozmówcy.

- Łaźnie - powiedział. - Łaźnie. Czemu chcesz zażywać odprężających kąpieli w drogiej łaźni tureckiej, zamiast pozwolić, by dodała ci energii zwykła domowa kąpiel?

- Bo przez kilka ostatnich dni doskwierał mi reumatyzm, i poczułem się staro. Kąpiele w łaźni tureckiej są czymś, co w medycynie nazywamy środkiem zmieniającym nastrój. To początek, oczyszczenie całego organizmu. A tak nawiasem mówiąc, Holmesie - dodałem - nie wątpię, że związek pomiędzy moimi butami a łaźnią turecką jest dla kogoś logicznie myślącego całkowicie oczywisty, jednak byłbym ci bardzo zobowiązany, gdybyś mi go wyjaśnił.

- W tym przypadku tok rozumowania nie jest zbyt zawiły, Watsonie - odparł Holmes z łobuzerskim błyskiem w oku. - Należy do tych samych elementarnych podstaw dedukcji, które mógłbym ci zilustrować, pytając, z kim jechałeś dziś rano dorożką.

- Nie sądzę, żebyś mógł mi to wyjaśnić, kompletnie zmieniając temat - odparłem dość

oschle.

- Brawo, Watsonie! Logiczny sprzeciw pełen godności. Ale zobaczmy. O co nam chodziło? Na początek weźmy tę drugą kwestię, dorożkę. Zauważ, że masz ochlapany lewy rękaw i lewe ramię płaszcza. Gdybyś siedział w dorożce pośrodku, prawdopodobnie nie byłbyś ubrudzony, a nawet gdybyś był, to z całą pewnością symetrycznie. Dlatego jest dla mnie oczywistym, że siedziałeś z boku, a co za tym idzie, również niewątpliwym to, że nie jechałeś sam.

- To całkowicie jasne.

- Absurdalnie banalne, prawda?

- Ale te buty i łaźnia turecka?

- To również dziecinnie proste. Masz nawyk wiązania butów w ten sam określony sposób. Tym razem widzę, że zawiązano je na bardzo wymyślną podwójną kokardę, czyli nie tak jak zwykle. A to oznacza, że je zdejmowałeś. Kto ci je zawiązał? Szewc? A może chłopak w łaźni? Jest raczej mało prawdopodobne, byś był u szewca, bo twoje buty są prawie nowe. Co nam w takim razie pozostaje? Łaźnia. Banalne, prawda? Ale przynajmniej ta łaźnia się do czegoś przydała. Mówiłeś, że poszedłeś tam, bo potrzebowałeś jakiejś odmiany. Pozwól, że ci jedną zasugeruję. Co byś powiedział na wyjazd do Lozanny, mój drogi Watsonie? Bilety pierwszej klasy i pokrycie wszystkich kosztów. Zaiste po królewsku.

- Cudownie! Ale dlaczego?

Holmes rozparł się wygodniej w fotelu i wyjął z kieszeni notes.

- To przedstawicielka jednego z najbardziej niebezpiecznych rodzajów na świecie -zaczął. - Wolna, jeżdżąca tu i tam, nie mająca przyjaciół kobieta. Często jest nieszkodliwa, a nawet pożyteczna dla innych śmiertelników; są jednak tacy, których nieuchronnie skłania do zbrodni. Jest bezbronna. Prowadzi wędrowny tryb życia. Ma dość środków, by podróżować z kraju do kraju, zatrzymując się w hotelach. Najczęściej jest zagubiona w labiryncie rozmaitych pensjonatów i kwater. Jest niczym zbłąkany kurczak w świecie pełnym lisów. Kiedy ktoś ją połknie, nikt nawet nie zauważy, że jej brakuje. Obawiam się, że lady Frances Carfax przytrafiło się coś złego.

Odczułem ulgę, gdy tak nagle przeszedł od ogółu do konkretu. Holmes zajrzał do swoich notatek.

- Lady Frances - ciągnął dalej - jest jedyną żyjącą osobą z najbliższej rodziny zmarłego hrabiego Rufton. Jak sobie zapewne przypominasz, majątki ziemskie były dziedziczone po mieczu. Została z ograniczonymi środkami, jednak przypadła jej w udziale bardzo wyjątkowa stara hiszpańska biżuteria, srebro z ciekawie oszlifowanymi brylantami. Była bardzo przywiązana do tych klejnotów. Zbyt przywiązana, nie chciała ich zostawić w depozycie swego banku i zawsze woziła je ze sobą. Lady Frances to dość żałosna postać. Jest ładną kobietą w średnim wieku, obdarzoną nieprzemijającą urodą. A jednak za sprawą dziwnego przypadku to tylko nędzne odbicie kobiety, która zaledwie dwadzieścia lat temu postrzegana była jako niezwykła piękność.

- A co się jej przytrafiło?

- Otóż, właśnie. Co się przytrafiło lady Frances? Żyje czy nie? To jest zagadka, którą musimy rozwikłać. Ta kobieta ma swoje nawyki. Od czterech lat regularnie co dwa tygodnie pisywała do panny Dobney, swej byłej guwernantki, która dawno już przeszła na emeryturę i mieszka w Camberwell. To właśnie panna Dobney poprosiła mnie o radę. Minęło prawie pięć tygodni, a ona nie dostała ani słowa. Ostatni list przyszedł z hotelu „National” w Lozannie. Wszystko wskazuje na to, że lady Frances wyjechała stamtąd i nie podała kolejnego adresu. Jej rodzina się niepokoi, a ponieważ jest bardzo bogata, nie zamierza szczędzić kosztów, by wyjaśnić tę sprawę.

- Czy panna Dobney jest jedynym źródłem informacji? Lady Frances na pewno koresponduje jeszcze z innymi ludźmi.

- Jest ktoś, z kim na pewno musi korespondować, Watsonie. To jej bankier. Samotne damy muszą z czegoś żyć, a ich książeczki czekowe są niczym specyficzne pamiętniki. Pieniądze trzyma w banku Silvester’s. Przejrzałem jej konto. Przedostatni czek opiewał na ogromną sumę. Po opłaceniu rachunku hotelowego w Lozannie prawdopodobnie zostało jej jeszcze sporo gotówki. Od tamtego czasu wystawiła tylko jeden czek.

- Na kogo i gdzie?