Выбрать главу

Zostało mi niewiele czasu, więc, mimo że mżawka przesz w burzę, jechałam dość szybko. Miałam nadzieję, że jakimś cudem nie zastanę Billy'ego. Gdyby dowiedział się, co kombinuję, z pewnością by mnie wydał.

Denerwowałam się też trochę tym, jak zniosę reakcję Billy'ego na moją wizytę. Nic do mnie nie miał – wręcz przeciwnie, troszczył się o mnie – ale nie było człowieka, który we wrześniu cieszyłby się bardziej z wyjazdu pewnej rodziny. Wcześniej nie śmiał nawet marzyć o tym, że tak się to skończy. Bałam się, że jego mina bądź zdawkowa uwaga przypomni mi dziś o tym, o czym tak bardzo Starałam się nie myśleć. Błagam, na dwa dni starczy, modliłam się. Nie czułam się na siłach na kolejne spotkanie z przeszłością.

Dom Blacków był niewielki. Miał wąskie okna i drewniane ściany w charakterystycznym odcieniu ciemnej czerwieni, co upodabniało go do miniaturowej stodoły. Kiedy parkowałam, za szybą mignęła twarz Jacoba – zaanonsował mnie warkot silnika mojej furgonetki. Jacob był bardzo wdzięczny Charliemu, że odkupił ją Billy'ego, bo inaczej musiałby nią jeździć po zdaniu prawka. Ja ją uwielbiałam, ale on wolał szybsze pojazdy.

Wyszedł przywitać mnie przed dom.

– Bella! – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Miał bardzo białe szkliwo, co zawsze zabawnie kontrastowało z jego miedzianą karnacją. Po raz pierwszy widziałam go z rozpuszczonymi włosami.

Były gładkie i lśniące niczym czarna satyna.

Nie wiedziałam, kiedy dokładnie, bo nie mieliśmy z sobą kontaktu od ośmiu miesięcy, ale bez wątpienia Jacob zaczął powoli przeistaczać się w mężczyznę. Dziecięce krągłości ustąpiły miejsca twardym mięśniom wysportowanego nastolatka. Pod skórą przedramion i dłoni chłopaka widać było zarys ścięgien i żył. Rysy jego twarzy, choć nadal delikatne, także się wyostrzyły – kości policzkowe zrobiły się bardziej wyraziste, szczęka bardziej kwadratowa, uśmiech wyzwolił we mnie coś, czego nie dane mi było poczuć od dawna: entuzjazm. Uświadomiłam sobie, że cieszę się z tego spotkania, i ten fakt najzwyczajniej w świecie mnie zaskoczył. Jak mogłam zapomnieć, jak bardzo lubiłam Jacoba!

Też się uśmiechnęłam.

– Cześć!

Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Odkryłam, że aby patrzeć Indianinowi prosto w oczy, muszę nieźle zadrzeć głowę. Strumienie deszczówki ściekały mi wzdłuż nosa ku brodzie.

– Znowu urosłeś! – powiedziałam oskarżycielskim tonem.

Choć wydawało się to niemożliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Metr dziewięćdziesiąt pięć – oświadczył z dumą. Glos mu zmężniał, ale wciąż był mile ochrypły.

– Przestaniesz kiedyś? Masz dopiero szesnaście lat. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Jesteś taki… gigantyczny.

– Ale fasolowa tyka. – Skrzywił się. – Wejdźmy do środka, bo przemokniesz.

Poprowadził mnie ku drzwiom.

Po drodze swoimi wielkimi dłońmi zgarnął włosy w grubą kitkę, którą zabezpieczył wyjętą z kieszonki gumką.

– Hej, tato – zawołał od progu. – Zobacz, kto do nas wpadł, Billy czytał coś w maleńkim saloniku. Na mój widok odłożył książkę i podjechał wózkiem bliżej.

– No, no! Kto by się spodziewał! Milo cię widzieć, Bello.

Podaliśmy sobie ręce. Dłoń starszego Indianina też była dwa razy większa od mojej.

– Co cię do nas sprowadza? U Charliego wszystko w porządku?

– Nic się takiego nie stało. Przyjechałam z powodów ściśle towarzyskich. Po prostu stęskniłam się za Jacobem. Nie widzieliśmy się od wieków.

Chłopakowi zapaliły się oczy. Uśmiechał się teraz tak szeroko, że bolały go pewnie policzki.

– Zostaniesz na obiedzie, prawda? – spytał z nadzieją Billy.

– Nie mogę. Kto nakarmi Charliego, kiedy nie wrócę na czas.

– To nie problem. – Billy zapalił się do swojego pomysłu – Zaraz do niego zadzwonię i też go zaproszę.

Zaśmiałam się, żeby ukryć panikę.

– Spokojnie, jeszcze tu wrócę. I przyrzekam, że nie za osiem miesięcy. Mogę wpadać tak często, że w końcu sami mnie przegonicie.

Planowałam, że po wyremontowaniu dla mnie motoru Jacob zacznie udzielać mi lekcji jazdy na jednośladzie. Billy też się zaśmiał.

– No dobrze. Może innym razem.

– To co robimy? – spytał Jacob. – Na co masz ochotę?

– Och, czy ja wiem? A co robiłeś, kiedy się pojawiłam? Na pewno ci w czymś przeszkodziłam.

W domu Blacków czułam się wyjątkowo dobrze. Jak przez mgłę pamiętałam go z dzieciństwa, ale nie należał do tego okresu z mojej przeszłości, do którego wolałam nie wracać.

Jacob zawahał się.

– Wychodziłem akurat popracować nad samochodem, ale jeśli cię to nie interesuje, to…

– Nie, nie – przerwałam mu. – Jestem bardzo ciekawa twojego samochodu.

– Skoro tak mówisz. – Trudno mu było w to uwierzyć. – Jest w garażu za domem.

Świetnie, pomyślałam. Pomachałam Billy'emu.

– Do zobaczenia!

Garaż krył się za gęstą kępą drzew i krzewów. Zbudowano go z kilku połączonych z sobą gotowych szop. W środku, wsparte na czterech cegłach z żużlobetonu, stało na pierwszy rzut oka skończone już auto. Rozpoznałam znaczek na osłonie chłodnicy.

– Co to za volkswagen? – spytałam.

– Stary rabbit, rocznik '86. Klasyka.

– Jak ci idzie?

– Już prawie gotowy – oświadczył wesoło. I zaraz dodał nieco smutniejszym tonem: – Tata bardzo sumiennie wywiązuje się tej wiosennej obietnicy. Ach, tak – mruknęłam.

Jacob wydawał się rozumieć, że nie mam ochoty poruszać tego tematu. W maju Billy przyrzekł mu sfinansowanie zakupu części w zamian za wcielenie się w posłańca. W rezultacie chłopak pojawił się na naszym balu absolwentów, aby przekazać mi, że powinnam trzymać się z daleka od najważniejszej osoby w moim życiu Billy niepotrzebnie się przejmował: Osoba sama się zwinęła. Nic mi już nie groziło.

Przynajmniej na razie, bo z pomocą Jacoba chciałam to zmienić. Przeszłam do rzeczy.

– Znasz się na motocyklach?

Wzruszył ramionami.

– Tak sobie. Mój kumpel Embry ma terenowy. Czasami w nim grzebiemy. A co?

Tak się składa, że… – Zacisnęłam usta. Nie miałam pewności, czy się komuś nie wygada, ale z drugiej strony, do kogo innego mogłam się zwrócić? – Kupiłam niedawno dwa motory, oba dosyć zdezelowane, i zastanawiałam się, czy nie mógłbyś doprowadzić ich do porządku.

– Brzmi interesująco. – Wyglądał na podekscytowanego. – Mogę spróbować.

– Jest tylko jedno, ale. – Pogroziłam mu palcem. – Ani słowa Billy'emu. Charlie nienawidzi motorów. Dostałby zawału, gdyby się dowiedział.

Jacob uśmiechnął się łobuzersko.

– Jasne, rozumiem.

– Zapłacę ci.

– No coś ty – obruszył się. – Chcę ci pomóc.

– Ale po naprawie będę musiała jeszcze pobierać u ciebie lekcje jazdy.

– Nie możesz mi płacić.

To co powiesz na małą wymianę? – Dopiero teraz przysz'0 mi to do głowy. – Potrzebny mi tylko jeden motor. Drugi będzie dla ciebie.

Hm… Okej. Skoro nie miałabyś z drugim, co zrobić…

– Czekaj, czekaj… Czy ty w ogóle możesz jeździć legalnie?

– Kiedy masz urodziny?

– Przegapiłaś je. – Udał obrażonego. – Oczekuję przeprosin.

– Przepraszam, przepraszam.

– Nic nie szkodzi.]a też twoje przegapiłem. Które to były czterdzieste?

– Blisko.

– Może wyprawimy wspólne przyjęcie, żeby to nadrobić? – Lepiej chodźmy gdzieś w dwójkę – zasugerowałam odruchowo.

Znowu zapaliły się mu oczy. Stwierdziłam w duchu, że muszę się pohamować, zanim chłopak dojdzie do niewłaściwych wniosków. Nie flirtowałam – od miesięcy nie czułam się po prostu tak swobodnie. Było to takie przyjemne, że opanowanie się przychodziło z trudem.