Выбрать главу

Teraz Rose, grubsza, bledsza i bardziej zmęczona, stała obok Davida i choć słońce świeciło mu prosto w oczy, widział, jak zaczyna kipieć w niej gniew.

– Jak śmiesz odzywać się do mnie w ten sposób! – powiedziała. – Siedzisz cały dzień z głową w książkach i zupełnie nie pomagasz w domu. Nawet nie potrafisz kulturalnie się odezwać. Za kogo ty się uważasz?

David już miał ją przeprosić, ale nie zrobił tego. To, co mówiła, nie było sprawiedliwe. Często oferował swoją pomoc, ale Rose niemal zawsze ją odrzucała, głównie dlatego, że oferował ją, gdy Georgie dawał ostro popalić albo miała ręce pełne innej roboty. Pan Briggs zajmował się ogrodem i David zawsze pomagał mu przy zamiataniu i grabieniu, ale to była praca poza domem, gdzie Rose nie mogła go widzieć. Pani Briggs zajmowała się całym sprzątaniem i prawie całym gotowaniem, a kiedy David próbował jej pomóc, przepędzała go, twierdząc, że tylko się o niego potknie. Wydawało mu się więc, że najlepiej będzie nie wchodzić nikomu w drogę. Poza tym to były ostatnie dni jego letnich wakacji. Szkoła w wiosce odłożyła rozpoczęcie roku o kilka dni z powodu braku nauczycieli, ale ojciec był przekonany, że David zasiądzie w nowej ławce najpóźniej na początku najbliższego tygodnia. Wtedy aż do końca semestru będzie za dnia siedział w klasie, a wieczorami odrabiał zadania domowe. Jego dzień pracy będzie prawie tak długi jak dzień pracy ojca. Dlaczego więc nie mógł sobie pofolgować, dopóki mógł? Wzbierał w nim gniew równie wielki jak gniew Rose. Wstał i zobaczył, że niemal dorównuje jej wzrostem. Słowa spłynęły mu z ust, zanim się zorientował, że je wypowiada. Stanowiły mieszaninę półprawd, obelg i złości, którą tłumił w sobie od narodzin Georgiego.

– A ty za kogo się uważasz? – zawołał. – Nie jesteś moją matką i nie wolno ci tak do mnie mówić. Nie chciałem tu mieszkać. Chciałem być z tatą. Świetnie sobie radziliśmy sami, ale potem ty się zjawiłaś. Teraz jest też Georgie, a ty widzisz we mnie tylko zawadę. A to ty zawadzasz mnie i mojemu tacie. On nadal kocha mamę, tak jak ja. Wciąż o niej myśli i nigdy nie będzie kochał ciebie tak jak ją, nigdy. Nieważne, co zrobisz ani co powiesz. On nadal ją kocha. On. Nadal. Ją. Kocha.

Rose uderzyła go. Wymierzyła mu policzek otwartą dłonią. Nie był mocny i Rose natychmiast cofnęła dłoń, gdy dotarło do niej, co robi, ale uderzenie sprawiło, że David i tak zachwiał się na nogach. Policzek zaczął go piec, a oczy zaszły łzami. Stał z ustami otwartymi ze zdumienia, po czym minął Rose i popędził do swojego pokoju. Nie odwrócił się, nawet gdy go zawołała i powiedziała, że jest jej bardzo przykro. Zamknął za sobą drzwi na klucz i nie chciał otworzyć, gdy pukała. Po chwili odeszła i już nie wróciła.

David został w pokoju aż do powrotu ojca. Słyszał, jak Rose rozmawia z nim w holu. Ojciec mówił coraz głośniej. Rose próbowała go uspokoić. Na schodach rozległy się kroki. David wiedział, co nadciąga.

Drzwi do pokoju niemal wyleciały z zawiasów, gdy ojciec zaczął walić w nie pięściami.

– David, otwórz drzwi. Otwórz natychmiast. David przekręcił klucz w zamku, po czym cofnął się szybko, gdy ojciec wszedł do środka. Twarz miał niemal purpurową z gniewu. Podniósł rękę, jakby chciał uderzyć Davida, po czym zmienił zdanie. Przełknął ślinę, wziął głęboki oddech i pokręcił głową. Kiedy znów przemówił, jego głos był zadziwiająco spokojny, co zaniepokoiło Davida bardziej niż wcześniejszy wybuch gniewu.

– Nie masz prawa odzywać się do Rose w ten sposób – powiedział ojciec. – Będziesz okazywał jej szacunek tak, jak okazujesz mnie. Nikomu z nas nie było łatwo, ale to wcale nie usprawiedliwia twojego dzisiejszego zachowania. Nie postanowiłem jeszcze, co z tobą zrobię ani jak zostaniesz ukarany. Gdyby nie było już za późno, wysłałbym cię do szkoły z internatem i wtedy przekonałbyś się, jakie masz szczęście, mieszkając tutaj.

David próbował protestować. – Ale mnie ude…

Ojciec podniósł rękę.

– Nie chcę o tym słyszeć. Jeśli jeszcze raz otworzysz usta, będzie źle. Na razie zostań w swoim pokoju. Jutro też nie wyjdziesz. Nie będziesz czytał i bawił się zabawkami. Drzwi zostaną otwarte i jeśli zobaczę, że czytasz albo się bawisz, wezmę pas. Będziesz siedział na łóżku, zastanawiał się nad tym, co powiedziałeś, i nad tym, jak jej to wynagrodzić, kiedy wreszcie będziesz mógł wrócić do świata cywilizowanych ludzi. Rozczarowałeś mnie, David. Starałem się lepiej cię wychować. Staraliśmy się razem z mamą.

Z tymi słowami wyszedł. David opadł na łóżko. Nie chciał płakać, ale nie mógł się powstrzymać. To nie było sprawiedliwe. Zachował się źle, odzywając się do Rose w ten sposób, ale ona też źle postąpiła, wymierzając mu policzek. Gdy łzy płynęły mu po twarzy, usłyszał szept książek na półkach. Tak bardzo przyzwyczaił się do niego, że niemal go nie zauważał, jak śpiewu ptaków lub szelestu liści, ale teraz szept stawał się coraz głośniejszy. Poczuł swąd spalenizny, jakby ktoś zapalił zapałkę albo iskry przebiegły po drutach tramwajowych. Zacisnął zęby, gdy nadszedł pierwszy atak, ale nie było przy nim nikogo, kto by go zauważył. W pokoju pojawiła się wielka szczelina, rozrywając materię jego świata. Za nią zobaczył inny. Stał tam zamek z powiewającymi z murów obronnych sztandarami i kolumnami żołnierzy maszerującymi przez bramy. Po chwili zamek zniknął i zastąpił go inny, tym razem otoczony przez powalone drzewa. Był ciemniejszy niż poprzedni, zamazany, z wieżą wyrastającą w niebo niczym podniesiony palec. W najwyższym oknie paliło się światło i David wyczuł, że ktoś tam jest. Było to jednocześnie dziwne i znajome. Ten ktoś zawołał do niego głosem matki:

– David, ja nie umarłam. Przybądź i ocal mnie.

David nie wiedział, na jak długo stracił przytomność ani czy nie zasnął na jakiś czas, ale kiedy otworzył oczy, w pokoju było ciemno. Czuł w ustach miedziany smak i uświadomił sobie, że leży chory na poduszce. Chciał iść do ojca i opowiedzieć mu o ataku, ale czuł, że nie znajdzie u niego współczucia. Poza tym w domu panowała cisza, więc domyślił się, że wszyscy śpią. Blask księżyca oświetlał rzędy książek, które teraz znowu milczały. Słychać było tylko chrapanie dobiegające ze strony nudniejszych pozycji. Na najwyższej półce stała porzucona i nielubiana historia Brytyjskiego Zarządu Węglowego, która była szczególnie nieciekawa i miała paskudny zwyczaj głośnego chrapania. Od czasu do czasu kaszlała też donośnie, a wtedy spomiędzy jej kartek wydobywały się obłoczki czarnego pyłu. David usłyszał, jak kaszle właśnie teraz i uświadomił sobie, że nie śpią też starsze książki z dziwnymi, mrocznymi baśniami, które tak bardzo lubił. Wyczuł, że czekają, aż coś się wydarzy, choć nie miał pojęcia, co to może być.

David był pewny, że śnił, choć nie mógł sobie niczego przypomnieć. Jedno wiedział na pewno – sen nie był przyjemny i pozostało po nim trwałe poczucie niepokoju oraz pieczenie na prawej dłoni, jakby dotknął trującego bluszczu. Podobne pieczenie czuł na policzku i nie mógł otrząsnąć się z wrażenia, że gdy był stracony dla świata, dotknęło go coś bardzo nieprzyjemnego.

Nadal miał na sobie ubranie. Zsunął się z łóżka i rozebrał w ciemnościach. Nałożył czystą piżamę. Wrócił do łóżka i zaczął walczyć z poduszką, układając ją raz w tę, raz w tamtą stronę, by znaleźć wygodną pozycję, która pozwoliłaby mu znów zasnąć. Sen jednak nie nadchodził. Kiedy tak leżał z zamkniętymi oczami, zauważył, że okno w pokoju jest otwarte. Nie lubił tego. Nawet gdy było zamknięte, trudno było powstrzymać wciskające się do środka owady, a ostatnią rzeczą, której pragnął, był powrót sroki.