Выбрать главу

– Przepraszam – powiedział najbardziej niewinnym tonem, na jaki mógł się zdobyć – ale jeśli opiekuje się pan lasem, to po co panu siekiera?

Leśniczy spojrzał na Davida niemal z rozbawieniem, jakby przejrzał jego wysiłki, by ukryć strach. Przebiegłość chłopca wywarła na nim jednak spore wrażenie.

– Siekiera nie jest przeznaczona dla lasu – powiedział – lecz dla rzeczy, które żyją w lesie.

Podniósł głowę i zaczął węszyć. Wskazał siekierą pozbawione głowy truchło.

– Wyczułeś je – powiedział.

David skinął głową.

– I widziałem. Czy pan to zrobił?

– Tak.

– Wygląda jak człowiek, ale nim nie jest.

– Nie – odparł Leśniczy. – To nie był człowiek. Możemy porozmawiać o tym później. Z mojej strony nic ci nie grozi, ale w lesie żyją inne stworzenia, których obaj powinniśmy się bać. Chodź. Ich czas jest już bliski, a ciepło i zapach płonącego ciała przyciągną je w to miejsce.

David uświadomił sobie, że nie ma innego wyboru, i ruszył za Leśniczym. Było mu zimno i miał mokre pantofle, więc mężczyzna oddał mu swoją kurtkę i posadził go sobie na plecach. Od tak dawna nikt nie nosił go na plecach. Był już za ciężki dla ojca, ale Leśniczemu ten ciężar nie przeszkadzał. Szli przez las, a drzewa ciągnęły się przed nimi bez końca. David próbował chłonąć nowe widoki, lecz Leśniczy szedł bardzo szybko i mógł się tylko mocno trzymać. Nad ich głowami chmury rozsunęły się na chwilę i pojawił się księżyc. Był czerwony, jak wielka rana w ciele nocy. Leśniczy przyśpieszył kroku.

– Musimy się pośpieszyć – powiedział. – Zaraz nadejdą.

Kiedy to mówił, z północy dobiegło przeciągłe wycie i Leśniczy ruszył przed siebie biegiem.

VIII

O wilkach i stworzeniach gorszych od wilków

Las migał mieszaniną szarości, brązu i bladej zimowej zieleni. Ciernie rozrywały kurtkę Leśniczego i spodnie od piżamy Davida, który kilka razy musiał schylić głowę, by wysokie krzewy nie poraniły mu twarzy. Wycie ucichło, lecz Leśniczy nawet na chwilę nie zwolnił kroku. Nie odezwał się ani słowem, więc David też milczał. Raz spróbował obejrzeć się przez ramię, lecz omal nie stracił równowagi i nie próbował robić tego więcej.

Nadal byli głęboko w lesie, kiedy Leśniczy zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. David już chciał go zapytać, co się dzieje, lecz zmienił zdanie i starał się usłyszeć, co skłoniło Leśniczego do zatrzymania się. Poczuł mrowienie na karku i zjeżyły mu się włosy. Był pewny, że ktoś ich obserwuje. Potem usłyszał lekki szelest liści po prawej stronie i trzask gałązek po lewej. Za nimi coś się poruszyło, jakby jakieś istoty ukryte w poszyciu starały się zbliżyć do nich jak najciszej.

– Trzymaj się mocno – powiedział Leśniczy. – Jesteśmy prawie na miejscu.

Ruszył biegiem w prawo po miękkim gruncie, przedzierając się przez gęstwinę paproci. Nagle David usłyszał, jak las za nimi wybucha hałasem, i pościg rozpoczął się na dobre. Na dłoni Davida otworzyło się skaleczenie i na ziemię zaczęła kapać krew. Spodnie od piżamy rozdarły się od kolana do kostki. Zgubił pantofel i nocne powietrze gryzło go w bose palce. Palce u rąk bolały go z zimna i wysiłku, gdy trzymał się mocno Leśniczego. Nie zwolnił jednak uchwytu. Przebiegli przez kolejną kępę krzewów i znaleźli się na wyboistym szlaku, który wiódł w dół zbocza w stronę czegoś, co wyglądało jak ogród. David obejrzał się za siebie i wydało mu się, że widzi dwa białka oczu lśniące w świetle księżyca i gęste szare futro.

– Nie oglądaj się – powiedział Leśniczy. – Nie oglądaj się pod żadnym pozorem.

David znów patrzył przed siebie. Był przerażony i gorzko teraz żałował, że podążył za głosem matki do tego miejsca. Był tylko chłopcem w piżamie, jednym pantoflu i starym niebieskim szlafroku pod kurtką nieznajomego, chłopcem, który powinien leżeć w łóżku w swoim własnym pokoju.

Drzewa zaczęły rzednąć i David z Leśniczym wybiegli na plamę wypieszczonej ziemi, obsianą rzędami warzyw. Przed nimi stała najdziwniejsza chata, jaką David kiedykolwiek widział. Zbudowana z bali wyciętych w lesie stała otoczona przez niski drewniany płot. Na środku ściany widniały drzwi, po obu ich bokach okna, a całość wieńczył spadzisty dach z kamiennym kominem w jednym końcu. Na tym jednak kończyło się wszelkie podobieństwo do normalnego domostwa. Sylwetka chaty rysująca się na nocnym niebie przypominała bowiem jeża, bo między bale powtykano zaostrzone patyki i metalowe pręty, które wyglądały jak kolce. Kiedy się zbliżali, David zauważył wbite w ściany i nawet w dach kawałki szkła i kamienie. Chata połyskiwała w blasku księżyca, jakby ktoś obsypał ją brylantami. Okna kryły się za grubymi kratami, a od wewnątrz w drzwi powbijano grube gwoździe. Oparcie się o nie groziło natychmiastowym kalectwem. To nie była zwykła chata – to była forteca.

Przeszli przez płot i zbliżali się do bezpiecznego zacisza domostwa, gdy zza ściany wyłonił się jakiś kształt i ruszył w ich stronę. Przypominał ogromnego wilka, lecz ubrany był w ozdobną, biało-złotą koszulę i jasno-czerwone bryczesy. Na oczach Davida wspiął się na tylne łapy i stanął jak człowiek. Od razu stało się jasne, że nie jest to zwykły wilk, bo jego uszy przypominały kształtem ludzkie, choć miały na koniuszkach kępki włosów, a pysk był krótszy niż u wilka. Stwór obnażył kły i zawarczał ostrzegawczo. Największe wrażenie wywierały jego oczy, w których najwyraźniej dostrzec można było walkę między wilkiem a człowiekiem. To nie były oczy zwierzęcia. Przebiegłe i zdecydowane kryły w sobie głód i żądzę.

Z lasu wyłaniały się teraz podobne stworzenia, niektóre ubrane, głównie w podniszczone kurtki i podarte spodnie. One też stawały na tylnych łapach, lecz wiele z nich przypominało zwykłe wilki. Te były mniejsze i stały na czterech łapach. Davidowi wydały się dzikie i bezmyślne. Najbardziej przerażały go te podobne do człowieka.

Leśniczy opuścił Davida na ziemię.

– Trzymaj się blisko mnie – powiedział. – Jeśli coś się wydarzy, biegnij do chaty.

Poklepał Davida po plecach i chłopiec poczuł, że coś wpada do kieszeni kurtki. Jak najdyskretniej wsunął dłoń do kieszeni, udając, że to tylko z powodu zimna. Wyczuł w niej wielki żelazny klucz. Zacisnął na nim palce i przytrzymał tak mocno, jakby od tego zależało jego życie. Powoli zaczął sobie uświadamiać, że tak rzeczywiście jest. Wilk-człowiek stojący przy domu przyjrzał mu się uważnie, a jego spojrzenie było tak przerażające, że David wbił wzrok najpierw w ziemię, potem w plecy Leśniczego, byle tylko nie patrzeć w te oczy, które wydały mu się jednocześnie znajome i obce.

Wilk-człowiek dotknął pazurem jednego z kolców na ścianie chaty, jakby chciał sprawdzić, jakie szkody może wyrządzić, po czym przemówił. Jego głos był głęboki i niski, pełen śliny i warkotu, lecz David bez trudu rozumiał każde wypowiadane słowo.

– Widzę, że się napracowałeś – powiedział do Leśniczego. – Umocniłeś swoją kryjówkę.

– Las się zmienia – odparł Leśniczy. – Pełno w nim dziwnych stworzeń.

Przesunął siekierę w dłoniach, by mocniej ją uchwycić. Jeśli wilk-człowiek dostrzegł ukrytą groźbę, nie okazał tego. Warknął tylko na potwierdzenie słów Leśniczego, jakby byli sąsiadami, których ścieżki przecięły się przypadkiem podczas spaceru po lesie.

– Cała kraina się zmienia – powiedział wilk-człowiek.

– Stary król nie panuje już nad swoim królestwem.