Выбрать главу

– Nie jestem dość mądry, by to osądzić – odparł Leśniczy. – Nigdy nie spotkałem króla i nie omawia ze mną spraw związanych z panowaniem.

– Może powinien – powiedział wilk-człowiek. Niemal się uśmiechnął, lecz nie było w tym nic przyjaznego.

– Traktujesz przecież ten las jak swoje własne królestwo. Nie powinieneś zapominać, że żyją w nim inni, którzy mogą odmówić ci prawa do panowania.

– Traktuję wszystkie żyjące tu stworzenia z szacunkiem, na jaki zasługują, ale według ustalonego porządku to człowiek powinien panować nad wszystkimi stworzeniami.

– Może nadszedł już czas, by zmienić ten porządek – odparł wilk-człowiek.

– A jak miałby wyglądać? – zapytał Leśniczy. David usłyszał drwinę w jego głosie. – Porządek wilków, drapieżników? Chodzenie na tylnych łapach nie czyni z ciebie człowieka, a złoty kolczyk w uchu króla.

– Jest wiele królestw i wielu królów – odparł wilk-człowiek.

– Tu nie będziesz panował – powiedział Leśniczy. – Jeśli spróbujesz, zabiję ciebie i wszystkich twoich braci i siostry.

Wilk-człowiek otworzył pysk i zawarczał. David zadrżał, lecz Leśniczy ani nie drgnął.

– Wygląda na to, że już zacząłeś. Czy tam w lesie to twoje dzieło? – zapytał wilk-człowiek niemal niedbale.

– To mój las. Wszędzie można oglądać moje dzieła.

– Mam na myśli ciało biednego Ferdinanda, zwiadowcy. Wygląda na to, że stracił głowę.

– Tak się nazywał? Nie miałem okazji zapytać. Za bardzo chciał dobrać mi się do gardła i nie mieliśmy czasu na pogawędkę.

Wilk-człowiek oblizał wargi.

– Był głodny – powiedział. – Wszyscy jesteśmy głodni. Podczas całej tej wymiany zdań wilk przenosił wzrok z Leśniczego na Davida, lecz tym razem zatrzymał go na chłopcu nieco dłużej.

– Nie będzie już miał problemu z apetytem – powiedział Leśniczy. – Uwolniłem go od tego ciężaru.

Ferdinand popadł w zapomnienie. Wilk-człowiek skupił teraz uwagę na Davidzie.

– Co takiego znalazłeś podczas swoich wędrówek? – zapytał. – Wydaje mi się, że to dziwne stworzenie to jeden z twoich, nowe mięso w lesie.

Kiedy wypowiadał te słowa, z pyska pociekła mu długa, cienka strużka śliny. Leśniczy obronnym gestem położył Davidowi dłoń na ramieniu i przyciągnął go do siebie, nie wypuszczając siekiery z prawej ręki.

– To syn mojego brata. Zamieszka ze mną.

Wilk opadł na cztery łapy, a sierść zjeżyła mu się na grzbiecie. Zaczął węszyć.

– Kłamiesz! – zawarczał. – Nie masz brata ani żadnej rodziny. Mieszkasz tu sam. Zawsze mieszkałeś. To nie jest dziecko z naszej krainy. Przynosi ze sobą nowe zapachy. On jest… inny.

– Jest mój i ja się nim opiekuję – powiedział Leśniczy.

– W lesie był pożar. Paliło się coś dziwnego. Czy przybyło tu razem z nim?

– Nic o tym nie wiem.

– Jeśli ty nie wiesz, to może on wie i wyjaśni nam, skąd się to wzięło.

Wilk-człowiek skinął na jednego ze swych towarzyszy. Powietrze przeciął ciemny kształt i wylądował na ziemi obok Davida.

Była to głowa niemieckiego strzelca, poczerniała i pokryta skrzepami krwi. Hełm wtopił się w skórę i raz jeszcze David zobaczył zęby wyszczerzone w śmiertelnym grymasie.

– Niewiele zostało na nim do zjedzenia – powiedział wilk-człowiek. – Smakował jak popiół i był kwaśny.

– Ludzie nie jedzą ludzi – powiedział z obrzydzeniem Leśniczy. – Twoje czyny obnażyły twoją prawdziwą naturę.

Wilk-człowiek przysiadł, prawie dotykając ziemi przednimi łapami.

– Nie uda ci się obronić chłopca. Dowiedzą się o nim inni. Oddaj go nam, a my będziemy go chronić jak członka naszego stada.

Jednak wyraz oczu wilka-człowieka zadawał kłam jego słowom, bo cała jego postać była wielkim głodem i pragnieniem. Spod szarego furta wystawały żebra widoczne pod białą koszulą, a łapy były chude. Towarzyszące mu stworzenia też głodowały. Zbliżały się teraz niebezpiecznie do Davida i Leśniczego, nie mogąc się oprzeć bliskości jedzenia.

Nagle coś poruszyło się po prawej stronie. Jeden z pośledniejszych wilków nie wytrzymał i skoczył. Leśniczy zakręcił się, podniósł siekierę i zanim wilk padł na ziemię z głową niemal odciętą od tułowia, rozległ się jeden przenikliwy skowyt. Całe stado zaczęło wyć, kręcąc się z podniecenia i niepokoju. Wilk-człowiek spojrzał na padłego towarzysza, potem odwrócił się w stronę Leśniczego, obnażając wszystkie zęby. Na jego grzbiecie zjeżył się każdy najmniejszy włosek. David pomyślał, że teraz na pewno się na nich rzuci, całe stado pójdzie w jego ślady i rozerwą ich na strzępy. Jednak górę wzięła ta część zwierzęcia, która nosiła ślady podobieństwa do człowieka i wilk-człowiek opanował gniew. Raz jeszcze wspiął się na tylne łapy i pokręcił głową.

– Ostrzegałem ich, żeby trzymali się z daleka, ale zdychają z głodu – powiedział. – Mamy nowych wrogów, pojawiły się nowe drapieżniki, które walczą z nami o jedzenie. Ten nie był tacy jak my. My nie jesteśmy zwierzętami. Te na niższym stopniu rozwoju nie potrafią panować nad swoimi popędami.

Leśniczy i David cofali się w stronę chaty, próbując znaleźć się jak najbliżej bezpiecznej przystani.

– Nie łudź się, bestio – powiedział Leśniczy. – Nie ma żadnych „nas”. Mam więcej wspólnego z liśćmi na drzewach i kurzem na ziemi niż z tobą i twoim gatunkiem.

Część wilków zbliżyła się i zaczęła już pożerać swego padłego towarzysza, lecz nie były to te, które nosiły ubrania. Te patrzyły na truchło z tęsknotą, lecz podobnie jak ich przywódca próbowały zachować pozory panowania nad sobą. A były to w istocie tylko pozory. David widział, jak ich nozdrza się wydymają, wciągając zapach krwi, i był pewny, że gdyby nie obecność Leśniczego, wilki-ludzie już zdążyliby rozerwać go na strzępy. Niższe wilki były kanibalami i z radością pożerały osobników swojego własnego gatunku, lecz apetyty wilków podobnych do ludzi były o wiele gorsze.

Wilk-człowiek zastanowił się nad odpowiedzią Leśniczego. Osłonięty ciałem Leśniczego David wyjął już klucz z kieszeni i cichutko przygotowywał się, by wsunąć go do zamka.

– Jeśli nie ma między nami żadnej więzi – powiedział w zamyśleniu wilk-człowiek – to mam czyste sumienie.

Spojrzał na stado i zawył.

– Już czas – warknął – coś zjeść.

David wsunął klucz do dziurki i zaczął go przekręcać w chwili, gdy wilk-człowiek opadł na cztery łapy i przyczaił się gotowy do skoku.

Nagle jeden z wilków stojących na krawędzi lasu zaskowyczał ostrzegawczo. Zwierzę odwróciło się, by stawić czoło nieznanemu jeszcze niebezpieczeństwu. Zwróciło to uwagę reszty stada i na kilka przełomowych sekund rozproszyło nawet przywódcę. David zaryzykował i obejrzał się. Zobaczył jakiś kształt sunący po drzewie, który owijał się wokół pnia jak wąż. Wilk cofnął się i zajęczał cicho. Nagle z niskiej gałęzi drzewa zsunął się pęd bluszczu i zacisnął jak pętla wokół szyi wilka, a potem wyrwał zwierzę wysoko w powietrze. Dusząc się, wilk wierzgał łapami w powietrzu.

Teraz wydawało się, jakby cały las ożył – plątanina wijących się zielonych pędów owijała się wokół łap, pysków i gardeł, wyciągając wilki i wilki-ludzi w powietrze lub przygniatając ich do ziemi. Zaciskały się wokół nich coraz mocniej, aż w końcu nieruchomieli. Wilki natychmiast zaczęły walczyć, kłapiąc pyskami i warcząc, lecz w starciu z takim wrogiem były bezbronne i mogły jedynie ratować się ucieczką. David poczuł, że klucz obraca się w zamku w chwili, gdy przywódca stada kręcił rozpaczliwie głową, rozdarty pomiędzy głodem i instynktem przetrwania. Pędy bluszczu sunęły teraz w jego kierunku, przesuwając się po starannie utrzymanych grządkach z warzywami. Przywódca musiał szybko wybrać pomiędzy walką i ucieczką. Po raz ostatni warknął z wściekłością w stronę Leśniczego i Davida, po czym odwrócił się i pognał na południe. Leśniczy wepchnął Davida do bezpiecznego wnętrza chaty. Za mocno zaryglowanymi drzwiami zostało wycie i odgłosy umierania dobiegające z krawędzi lasu.