– Dokąd idziemy? – zapytał David.
– Postaramy się, żebyś wrócił do swojego własnego świata – odparł Leśniczy.
– Ale dziura w drzewie zniknęła.
– To postaramy się, żeby znów się pojawiła.
– Ale nie znalazłem jeszcze mamy – zaprotestował David.
Leśniczy spojrzał na niego ze smutkiem.
– Twoja mama nie żyje. Sam mi to powiedziałeś.
– Ale słyszałem ją! Słyszałem jej głos.
– Może to było coś podobnego do jej głosu – posiedział Leśniczy. – Nie udaję, że znam wszystkie sekrety tej krainy, ale mogę ci powiedzieć, że to bardzo niebezpieczne miejsce i z każdym dniem staje się jeszcze bardziej niebezpieczne. Musisz wracać. Wilkoń Leroi miał rację co do jednej rzeczy – nie potrafię cię obronić.
Z trudem bronię samego siebie. Teraz chodź. To dobra pora, by wybrać się w drogę, bo nocne bestie głęboko śpią, a najgorsze z tych, które szaleją za dnia, jeszcze się nie obudziły.
David doszedł do wniosku, że nie ma zbyt wielkiego wyboru, wyszedł więc za Leśniczym z chaty i ruszyli przez las. Od czasu do czasu Leśniczy zatrzymywał się i nasłuchiwał, podnosząc rękę na znak, by David przystanął i się nie odzywał.
– Gdzie są wilkoni i wilki? – zapytał w końcu David, kiedy szli już przez godzinę. Jedynymi oznakami życia, jakie widzieli, były ptaki i owady.
– Obawiam się, że niedaleko – odparł Leśniczy. – Polują na jedzenie w innych częściach lasu, gdzie nie grozi im, że zostaną zaatakowani, ale po pewnym czasie znów spróbują cię wykraść. Dlatego musimy stąd odejść, zanim powrócą.
David zadrżał na myśl o Leroi i jego wilkach, o ich paszczach i pazurach rozdzierających mu ciało. Zaczynał rozumieć cenę, jaką być może będzie musiał zapłacić za poszukiwanie matki w tym miejscu. Wyglądało na to, że decyzja o powrocie do domu została już za niego podjęta, przynajmniej na razie. Jak zechce, zawsze będzie mógł tu wrócić. Przecież stary ogród pozostanie na miejscu, jeśli tylko nie został zniszczony przez rozbity niemiecki samolot.
Weszli na polanę porośniętą ogromnymi drzewami, przez które wkroczył do tego świata. Leśniczy zatrzymał się tak nagle, że David omal na niego nie wpadł. Ostrożnie wyjrzał zza jego pleców, by zobaczyć, co wywołało tak gwałtowną reakcję.
– O nie – żachnął się Leśniczy.
Każde drzewo jak okiem sięgnąć było zaznaczone sznurkiem, a nos podpowiedział Davidowi, że każdy sznurek został posmarowany tą samą śmierdzącą substancją, której użył Leśniczy, by powstrzymać zwierzęta. Nie było sposobu, by powiedzieć, które drzewo stanowiło przejście do tego świata. David chodził od jednego do drugiego, by znaleźć dziurę, z której wyszedł, lecz wszystkie były podobne, a kora każdego z nich gładka. Wyglądało na to, że wszystkie szczeliny i rysy w korze, które odróżniały jedno drzewo od drugiego, zostały wypełnione. Mała ścieżka, która wiła się kiedyś przez las, zniknęła, by Leśniczy nie mógł odnaleźć żadnych śladów. Nigdzie nie było też widać wraku niemieckiego samolotu, a lej, który wyciął w ziemi, został zasypany. David pomyślał, że musiało to zająć setki godzin i wymagało wysiłku wielu, wielu rąk. Jak można było tego dokonać w jedną noc, nie pozostawiając na dodatek ani jednego śladu na ziemi?
– Kto mógł zrobić coś takiego? – zapytał.
– Oszust – odparł Leśniczy. – Garbus w zakrzywionym kapeluszu.
– Ale dlaczego? – zapytał David. – Dlaczego nie zabrał po prostu sznurka, który pan zawiązał? Czy to nie byłoby to samo?
Leśniczy zastanowił się przez chwilę.
– Tak – odparł w końcu – ale nie byłoby to aż tak zabawne i nie stanowiłoby tak wspaniałej historii.
– Historii? – zapytał David. – Co pan ma na myśli?
– Jesteś częścią historii – odparł Leśniczy. – On bardzo lubi tworzyć opowieści. Uwielbia je gromadzić, żeby potem móc opowiadać. To stworzy piękną opowieść.
– Ale jak wrócę do domu? – zapytał David. Teraz, gdy droga powrotu została zamknięta, nagle bardzo chciał się tam znaleźć. Wcześniej, kiedy Leśniczy chciał zmusić go do powrotu wbrew jego własnej woli, pragnął zostać w nowej krainie i poszukać matki. Wszystko to było bardzo dziwne.
– On nie chce, żebyś wrócił do domu – powiedział Leśniczy.
– Nigdy nic mu nie zrobiłem – powiedział David.
– Dlaczego próbuje mnie tu zatrzymać? Dlaczego jest taki podły?
Leśniczy pokręcił głową.
– Nie wiem.
– To kto wie? – zapytał David. Sfrustrowany niemal zaczął krzyczeć. Nagle zapragnął, by w pobliżu znalazł się ktoś, kto wiedział trochę więcej od Leśniczego. On radził sobie doskonale ze ścinaniem łbów wilkom i udzielaniem niechcianych rad, ale najwyraźniej nie znał najnowszych informacji na temat sytuacji panującej w królestwie.
– Król – powiedział w końcu Leśniczy. – Król może wiedzieć.
– Ale powiedział mi pan, że on już nad niczym nie panuje, i że od dawna nikt go nie widział.
– To nie znaczy wcale, że nie wie, co się dzieje – powiedział Leśniczy. – Powiadają, że król ma księgę. „Księgę rzeczy utraconych”. To jego najcenniejsza rzecz. Trzyma ją ukrytą w sali tronowej swego pałacu i nikt oprócz niego nie może jej oglądać. Podobno zawiera na swoich stronach całą wiedzę króla, który zwraca się do niej o radę, gdy ma kłopoty lub wątpliwości. Może w niej kryje się wskazówka, jak sprawić, żebyś mógł wrócić do domu.
David próbował wyczytać coś z twarzy Leśniczego. Nie był pewien dlaczego, ale czuł wyraźnie, że Leśniczy nie mówi mu całej prawdy o królu. Zanim jednak zdążył zadać pytanie, Leśniczy rzucił worek ze starymi rzeczami Davida w krzaki i zaczął iść w stronę, z której przyszli.
– Będziemy mieli mniej do niesienia – powiedział. – A mamy przed sobą długą drogę.
Rzucając ostatnie, pełne tęsknoty spojrzenie na nieznane drzewa, David odwrócił się i ruszył za Leśniczym z powrotem do chaty.
Kiedy zniknęli i zapadła cisza, spod rozległych korzeni wielkiego, starego drzewa wyłoniła się jakaś postać. Miała pochylone plecy, zakrzywione palce, a na głowie przekrzywiony kapelusz. Przesuwała się szybko przez leśne poszycie, aż dotarła do kępy krzewów, usianych zmarzniętymi jagodami. Postać zignorowała je i chwyciła szorstki, brudny worek leżący wśród liści. Sięgnęła do środka, wyjęła bluzę od piżamy, podniosła ją do twarzy i zaczęła węszyć.
– Zagubiony chłopiec – szepnęła do siebie – i zagubione dziecko, które się zjawi.
Z tymi słowami chwyciła worek i zniknęła w cieniu lasu.
XI
David i Leśniczy wrócili do chaty bez przeszkód. Spakowali jedzenie do dwóch skórzanych worków i napełnili dwie blaszane puszki wodą ze strumienia, który płynął za domem. David widział, jak Leśniczy klęka przy brzegu i przygląda się śladom na wilgotnym gruncie, lecz nie powiedział ani słowa na ten temat. David spojrzał na nie przelotnie i pomyślał, że wyglądają jak ślady pozostawione przez dużego psa albo wilka. Wiedział, że są świeże, bo na dnie każdego z nich błyszczała odrobina wody.
Leśniczy uzbroił się w siekierę, łuk, kołczan pełen strzał i długi nóż. Na koniec wyjął ze skrzyni miecz z krótką klingą. Zdmuchnął warstewkę kurzu i podał go Davidowi razem ze skórzanym pasem do przypięcia broni. David nigdy wcześniej nie miał prawdziwego miecza i jego wiedza w tej materii nie wykraczała poza zabawę w piratów i walkę na niby drewnianymi kijami. Jednak mając u boku prawdziwy miecz, poczuł się silniejszy i trochę bardziej odważny.
Leśniczy zaryglował drzwi chaty, potem oparł dłoń o drzwi i spuścił głowę jakby się modlił. Wyglądał na bardzo smutnego, a David zastanowił się, czy nie przebiegło mu przez myśl, że już nigdy nie zobaczy swojego domu. Po chwili ruszyli w las, kierując się na północny wschód, i szli równym krokiem, dopóki słabe światło, które uchodziło tu za blask dnia, oświetlało im drogę. Po kilku godzinach David był już bardzo zmęczony. Leśniczy pozwolił mu odpocząć, ale tylko przez chwilę.