Piosenkę podchwyciły i powtórzyły inne głosy, a David dostrzegł o wiele więcej stworów latających w kanionie. Ten znajdujący się najbliżej wykonał salto, jednocześnie złowieszcze i pełne wdzięku, a David dostrzegł nagie ciało. Natychmiast odwrócił wzrok, zawstydzony i zakłopotany.
Stwór miał kształty starej kobiety, z ciałem pokrytym łuskami zamiast skóry. David odważył się spojrzeć jeszcze raz i zobaczył, jak stwór opada, zataczając koła, aż nagle złożył skrzydła, przyjmując obły kształt, i opadł gwałtownie, wyciągając zakończone szponami stopy. Leciał niemal prosto w ścianę kanionu. Uderzył w kamień i David zobaczył, że coś szarpie się w jego szponach – był to jakiś nieduży ssak, niewiele większy od wiewiórki. Jego łapy młóciły powietrze, gdy stwór wyrywał go ze skał. Drapieżca zmienił kierunek i ruszył w stronę wyłomu pod stopami Davida, by pożreć zdobycz, skrzecząc z radości. Niektórzy z jego rywali, zaalarmowani jego krzykami, zbliżyli się w nadziei, że uda im się wykraść łup, lecz stwór uderzył ostrzegawczo w powietrze skrzydłami i odlecieli. David miał teraz okazję przyjrzeć się jego twarzy – przypominała twarz kobiety, lecz była dłuższa i szczuplejsza, z pozbawionymi warg ustami, zza których wyraźnie widać było odsłonięte ostre zęby. Teraz rozrywały zdobycz, odgryzając duże kawałki zakrwawionego futra.
– Trzódka – rozległ się w pobliżu głos Leśniczego. – Harpie. Kolejne nowe zło, które jest przekleństwem tej części królestwa.
– Harpie – powtórzył David.
– Widziałeś już kiedyś takie stwory? – zapytał Leśniczy.
– Nie – odparł David. – Raczej nie.
Ale o nich czytałem. Widziałem je w mojej książce z greckimi mitami. Z jakiegoś powodu wydaje mi się, że nie pasują do tej opowieści, ale mimo to są tutaj…
Davidowi zrobiło się niedobrze. Odsunął się od krawędzi przepaści, która była tak głęboka, że dostał zawrotów głowy.
– Jak się przedostaniemy na drugą stronę? – zapytał.
– Niecały kilometr w dół rzeki jest most – odparł Leśniczy. – Dotrzemy tam, zanim zapadnie zmrok.
Poprowadził Davida wzdłuż urwiska, trzymając się blisko granicy lasu, żeby nie stracili gruntu pod nogami i nie wpadli w otchłań, gdzie Trzódka tylko na to czekała. David słyszał trzepot jej skrzydeł i nie raz wydało mu się, że jeden ze stworów wylatuje na moment nad krawędź przepaści i przygląda im się złowrogo.
– Nie bój się – powiedział Leśniczy. – To tchórze. Gdybyś spadł, rzuciłyby się na ciebie w powietrzu i rozszarpały, ale nie odważą się zaatakować cię na ziemi.
David skinął głową, ale wcale nie poczuł się pewniej. W tej krainie głód brał górę nad tchórzostwem, a tworzące Trzódkę harpie, chude i wyniszczone jak wilki, wyglądały na bardzo głodne.
Szli jeszcze przez jakiś czas do wtóru bicia skrzydeł harpii, aż zobaczyli dwa mosty przerzucone nad przepaścią. Były identyczne. Zrobiono je z lin, między które wsunięto nierówne kawałki drewna jako podstawę. Davidowi nie wydały się zbyt bezpieczne. Leśniczy wpatrywał się w nie strapiony.
– Dwa mosty – powiedział. – A przecież był tylko jeden.
– No cóż – rzucił obojętnie David – Teraz są dwa. Specjalnie go to nie zdziwiło. Może panował tu spory ruch. Nie było raczej innego sposobu, by przedostać się na drugą stronę, chyba że ktoś potrafił latać i był gotów zaryzykować spotkanie z harpiami.
Usłyszał w pobliżu bzyczenie much i ruszył za Leśniczym na małą polankę nieopodal przepaści. Stały tam pozostałości chaty i stajni, lecz widać było wyraźnie, że nikogo tam nie ma. Przed jedną ze stajni leżały szczątki konia. Kości były niemal całkowicie oczyszczone z mięsa. David patrzył, jak Leśniczy zagląda do stajni, a potem przez otwarte drzwi do domu. Z opuszczoną głową wrócił do Davida.
– Handlarz zniknął – powiedział. – Wygląda na to, że uciekł z ocalałymi końmi.
– Wilki? – zapytał David.
– Nie, coś innego.
Wrócili nad krawędź przepaści. Jedna z harpii zawisła w powietrzu nieopodal i obserwowała ich, bijąc szybko skrzydłami, by utrzymać się w miejscu. Została w tej pozycji o sekundę za długo, bo nagle jej ciało podskoczyło, a pierś przebiło srebrne ostrze harpuna przywiązanego liną do ściany poniżej. Harpia chwyciła harpun, jakby mogła wyrwać go z ciała i uciec, lecz w tej samej chwili jej skrzydła przestały uderzać i runęła w dół, wirując i koziołkując, aż lina rozciągnęła się do końca i poderwała ją do góry. Ciało harpii uderzyło o ścianę z głuchym łoskotem. Stojąc na krawędzi przepaści, David i Leśniczy patrzyli, jak ciało martwej harpii wędruje w górę w stronę dziury w ścianie. Zakrzywiony harpun powstrzymywał ją przed upadkiem. Wreszcie ciało dotarło do wejścia do jaskini i zostało wciągnięte do środka.
– Uff – westchnął David.
– Trolle – powiedział Leśniczy. – To wyjaśnia istnienie drugiego mostu.
Podszedł do bliźniaczej budowli. Pomiędzy nimi leżał płaski kamień z pracowicie, choć nieco prymitywnie, wyrzeźbionymi słowami.
Jeden z nas kłamie,
Drugi prawdę rzecze.
Ścieżka śmierci czy życia,
Decyduj, człowiecze.
Tylko jedno pytanie
Twą ścieżkę wybierze. *
– To zagadka – stwierdził David.
– Ale co oznacza? – zapytał Leśniczy.
Odpowiedź szybko stała się jasna. David nigdy dotąd nie widział trolla, choć zawsze fascynowały go ich opisy w książkach. W jego wyobraźni pojawiały się jako zagadkowe postacie, które mieszkały pod mostami, zadając podróżnym zagadki w nadziei, że ich pożrą, gdy nie udzielą właściwych odpowiedzi. Stworzenia, które wypełzły na krawędź przepaści, trzymając w dłoniach zapalone pochodnie, nie wyglądały całkiem tak, jak się spodziewał. Były niższe od Leśniczego, lecz dużo grubsze, a ich twarda i pomarszczona skóra przypominała wyglądem skórę słonia. Wzdłuż ich grzbietów biegły kolce jak u niektórych dinozaurów, lecz ich twarze przypominały twarze małp. Paskudnych i cierpiących na ostry trądzik, ale mimo wszystko małp. Trolle zajęły miejsce przed każdym z mostów i uśmiechnęły się nieprzyjemnie. Miały małe czerwone oczka, które lśniły złowieszczo w zapadających ciemnościach.
– Dwa mosty i dwie ścieżki – powiedział David. Myślał na głos, lecz szybko się opamiętał i z niczym nie zdradził. Postanowił zachować swoje przemyślenia dla siebie, zanim dojdzie do jakichś konkretnych wniosków. Trolle już miały przewagę. Nie chciał jej powiększać.
Z zagadki wynikało jasno, że jeden z mostów nie jest bezpieczny i prowadzi do pewnej śmierci – z rąk harpii, samych trolli lub w wyniku upadku z ogromnej wysokości, jeśli żadne z tych stworzeń nie okaże się dostatecznie szybkie. Tak naprawdę David uznał, że oba mosty są mało zachęcające, ale musiał założyć, że w zagadce kryje się źdźbło prawdy, bo w innym przypadku nie byłoby sensu jej zadawać.