Выбрать главу

Zapadła niezręczna cisza.

– Nie rozmawiamy o Byłym Towarzyszu Bracie Numer Siedem – powiedział w końcu Towarzysz Brat Numer Jeden. – Został oficjalnie skreślony z listy członków Partii.

– Zaczął pracować dla swojej matki – wyjaśnił uprzejmie Towarzysz Brat Numer Trzy.

– Kapitalista! – rzucił Brat Numer Jeden, spluwając na ziemię.

– Piekarz – poprawił go Brat Numer Trzy.

Wspiął się na palce i szepnął do Davida:

– Nie wolno nam z nim rozmawiać. Nie możemy nawet jeść bułeczek wypiekanych przez jego matkę, nawet tych czerstwych, które sprzedaje za pół ceny.

– Wszystko słyszałem – rzucił Brat Numer Jeden.

– Możemy sami piec bułeczki – dodał z obrazą w gł osie.

– Nie potrzebujemy bułeczek wypiekanych przez wroga klasowego.

– Nie możemy – zaprotestował Brat Numer Trzy.

– Zawsze są twarde i ona narzeka.

Dobry humor krasnoludków rozpłynął się w mgnieniu oka. Podniosły narzędzia i zaczęły się zbierać do drogi.

– Musimy już iść – powiedział Brat Numer Jeden.

– Miło was było poznać, towarzyszu. Hm, jesteście towarzyszem, prawda?

– Chyba tak – odparł David. Nie był pewny, ale nie zamierzał ryzykować kolejnej bójki z krasnoludkami. – Czy mogę jeść bułeczki, jeśli jestem towarzyszem?

– Jeśli tylko nie wypieka ich Były Towarzysz Brat Numer Siedem…

– Ani jego matka – dodał z sarkazmem Brat Numer Trzy.

– …możesz jeść, co zechcesz – dokończył Brat Numer Jeden, grożąc palcem Bratu Numer Trzy.

Krasnoludki przeszły przez rów po drugiej stronie drogi i ruszyły przed siebie wyboistym szlakiem, który prowadził do lasu.

– Przepraszam – powiedział David. – Czy nie mógłbym zatrzymać się u was na noc? Zgubiłem się i jestem bardzo zmęczony.

Towarzysz Brat Numer Jeden zatrzymał się.

– Ona nie będzie zachwycona – powiedział Brat Numer Cztery.

– Ale przecież zawsze narzeka – wtrącił Brat Numer Dwa – że nie ma do kogo ust otworzyć. Może widok nowej twarzy wprawi ją w dobry nastrój.

– Dobry nastrój – powtórzył z tęsknotą Brat Numer Jeden, jakby był to cudowny smak lodów, których próbował dawno, dawno temu. – Dobra, towarzyszu – powiedział do Davida. – Chodźcie z nami. Zajmiemy się wami.

David był tak szczęśliwy, że o mało co nie zaczął skakać z radości.

Po drodze dowiedział się nieco więcej o krasnoludkach. A przynajmniej tak mu się zdawało, bo nie wszystko rozumiał. Krasnoludki mówiły dużo o „metodach produkcji, które powinny należeć do robotników” i „zasadach Drugiego Kongresu Trzeciego Komitetu”, ale nie Trzeciego Kongresu Drugiego Komitetu, który zakończył się wielką kłótnią o to, kto po jego zakończeniu ma pozmywać kubki.

David miał też mgliste pojęcie, kim może być „ona”, ale uznał, że grzecznie będzie zapytać, tak na wszelki wypadek.

– Czy mieszka z wami jakaś pani? – zapytał więc Brata Numer Jeden.

Szum rozmów innych krasnoludków natychmiast ucichł.

– Niestety tak – odparł Brat Numer Jeden.

– Z wszystkimi siedmioma? – ciągnął David.

Nie był pewien dlaczego, ale wydało mu się trochę dziwne, że jedna kobieta mieszka z siedmioma małymi mężczyznami.

– Śpimy w oddzielnych łóżkach – wyjaśnił krasnoludek. – To nic zdrożnego.

– Ależ skąd – odparł David. Zaciekawiło go, co zdrożnego może mieć na myśli krasnoludek, ale doszedł do wniosku, że lepiej się nad tym nie zastanawiać. – Czy ona przypadkiem nie nazywa się Królewna Śnieżka?

Towarzysz Brat Numer Jeden stanął jak wryty, co sprawiło, że idące za nim krasnoludki wpadły jeden na drugiego.

– Chyba nie jest twoją znajomą? – zapytał podejrzliwie.

– Och nie, skąd – odparł David. – Nigdy jej nie spotkałem. Może coś o niej słyszałem, to wszystko.

– Uff – odetchnął krasnoludek najwyraźniej zadowolony i znów ruszył przed siebie. – Wszyscy o niej słyszeli:

„Oooch, Królewna Śnieżka, która mieszka z krasnoludkami i zagarnęła ich dom. Nawet nie potrafili jej zabić”. O tak, wszyscy znają Królewnę Śnieżkę.

– Zabić? – zapytał David.

– Zatrute jabłko – wyjaśnił krasnoludek. – Nie udało się. Dawka była za mała.

– Myślałem, że otruła ją zła macocha – powiedział David.

– Nie czytujesz gazet? – odparł krasnoludek. – Okazało się, że zła macocha miała alibi.

– Powinniśmy byli najpierw to sprawdzić – powiedział Brat Numer Pięć. – Truła w tym czasie kogoś innego. Jedna szansa na milion, naprawdę. Po prostu pech i tyle.

Teraz to David stanął jak wryty.

– Chcesz powiedzieć, że to wy próbowaliście otruć Królewnę Śnieżkę?

– Chcieliśmy, żeby na chwilę zasnęła – wyjaśnił Brat Numer Dwa.

– Na bardzo długą chwilę – powiedział Numer Trzy.

– Ale dlaczego? – zapytał David.

– Sam zobaczysz – odparł Brat Numer Jeden. – W każdym razie, daliśmy jej jabłko: chrup, chrup, chrap, chrap, łeee, łeee, „biedna Śnieżka, będziemy-za-nią-bardzo-tęsknić-ale-przecież-życie-toczy-się-dalej”. Położyliśmy ją na dużym stole, obłożyliśmy kwiatami i szlochającymi króliczkami, no wiesz, wszystko jak należy, aż tu nagle zjawia się cholerny książę i ją całuje. Nawet nie mamy księcia w okolicy. Pojawił się znikąd na zafajdanym białym koniu. Ani się obejrzeliśmy, jak zeskoczył z konia i rzucił się na Śnieżkę niczym chart na zajęczą norę. Nie mam pojęcia, co sobie wyobrażał. Kto to widział szwendać się po lesie i całować obce kobiety, które akurat śpią?

– Zboczeniec – powiedział Brat Numer Trzy. – Powinni go zamknąć.

– W każdym razie wdzięczył się na tym swoim cholernym koniu, który wyglądał jak wielki wyperfumowany ocieplacz na dzbanek z herbatą, wpakował się w nie swoje sprawy i już po chwili ona budzi się i – oooch! – wpada w paskudny nastrój. Ochrzaniła księcia, ale najpierw dała mu w zęby za to, że „sobie pozwalał”. Książę słuchał przez pięć minut, a potem zamiast się z nią ożenić, wskoczył na konia i odjechał prosto w zachód słońca. Nigdy więcej już go nie widzieliśmy. O całą tę chryję z jabłkiem oskarżyliśmy miejscową złą macochę, ale dostaliśmy nauczkę. Jeśli pragniesz kogoś niesłusznie oskarżyć, upewnij się najpierw, czy to właściwa osoba. Odbył się proces, dostaliśmy wyroki w zawieszeniu, bo doszło do prowokacji i nie było dostatecznych dowodów, ale zostaliśmy ostrzeżeni, że jeśli kiedykolwiek znowu coś się stanie Królewnie Śnieżce, dopadną nas. Nawet jeśli tylko złamie sobie paznokieć.

Towarzysz Brat Numer Jeden zacisnął na szyi wyimaginowaną pętlę, gdyby David nie zrozumiał, na czym to „dopadniecie” ma polegać.

– Och – powiedział David. – Ale ja znam zupełnie inną historię.

– Historię! – prychnął krasnoludek. – Zaraz zaczniesz gadać o „i żyli długo i szczęśliwie”. Czy wyglądamy na szczęśliwych? Dla nas nie ma happy endu. Bardziej „żyli długo i nieszczęśliwie”.

– Powinniśmy rzucić ją niedźwiedziom – powiedział ponuro Brat Numer Pięć. – One wiedzą, jak kogoś porządnie zamordować.

– Złotowłosa – powiedział Brat Numer Jeden, kiwając z aprobatą głową. – Klasyka, po prostu klasyka.

– To dopiero była zołza – stwierdził Brat Numer Pięć. – Naprawdę nie można ich winić.

– Chwileczkę – przerwał mu David. – Złotowłosa uciekła z domu niedźwiedzi i nigdy już tam nie wróciła.

Urwał. Krasnoludki patrzyły na niego, jakby był nieco cofnięty w rozwoju.

– Hm, prawda? – dodał.

– Smakowała jej ich owsianka – powiedział Brat Numer Jeden, delikatnie poklepując się palcem w nos, jakby powierzał mu wielki sekret. – Nie mogła się nią najeść. W końcu niedźwiedzie miały jej już dość, no i to tyle. „Uciekła do lasu i już nigdy nie wróciła do domu niedźwiedzi”. Niezła historia!