Nie był sam.
Na polanie przed domem roiło się od stworzeń o ciałach dzieci i głowach zwierząt. Były tam lisy, jelenie, zające i łasice. Głowy mniejszych zwierząt wyglądały osobliwie na większych ludzkich ramionach. Szyje zwęziły się pod wpływem działania balsamu. Hybrydy poruszały się niepewnie, jakby nie do końca panowały nad kończynami. Szurały i chwiały się, a na ich twarzach malowało się zdumienie i ból. Powoli stworzenia podeszły do chaty. W tej samej chwili łowczyni wypełzła na trawę. Nóż wypadł jej z zębów i chwyciła go w dłoń.
– Co tu robicie, parszywe stworzenia? Zabierać się stąd. Już! Do lasu!
Zwierzęta nie zareagowały. Kuśtykając, sunęły do przodu. Nie spuszczały wzroku z łowczyni, która spojrzała na Davida. Była przerażona.
– Zabierz mnie do środka – powiedziała. – Szybko, zanim mnie dopadną. Wybaczam ci wszystko, co zrobiłeś. Możesz odejść. Tylko nie zostawiaj mnie z… nimi.
David pokręcił głową. Odsunął się, gdy stworzenie o ciele chłopca i głowie wiewiórki poruszyło nosem.
– Nie zostawiaj mnie! – krzyknęła łowczyni. Znajdowała się teraz w środku i ledwo wymachiwała nożem, gdy otaczały ją bestie, które stworzyła.
– Pomóż mi! – krzyknęła do Davida. – Proszę, pomóż mi.
W tej chwili zwierzęta rzuciły się na nią, gryząc, szarpiąc i rozrywając ją na strzępy. David odwrócił się od tego przerażającego widoku i uciekł w las.
XVIII
David przez wiele godzin szedł przez las, starając się jak najlepiej podążać za wskazówkami mapy łowczyni. Niektóre zaznaczone ścieżki zarosły albo nigdy nie istniały. Kopce kamieni, od pokoleń używane jako prymitywne znaki, często zasłaniała wysoka trawa, porastał mech lub zostały zniszczone przez zwierzęta albo mściwych wędrowców. David raz po raz musiał się cofać lub rozcinać poszycie mieczem, by znaleźć wskazówki. Od czasu do czasu zastanawiał się, czy łowczyni nie próbowała go oszukać i nie narysowała fałszywej mapy. Dzięki temu zgubiłby się w jej lesie i stanowił dla niej łatwą zdobycz, gdy stałaby się centaurem.
Nagle jednak zauważył cienką jasną linię wśród drzew i po chwili stał na skraju lasu. Przed nim rozciągała się droga. Nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie się znajduje. Równie dobrze mógł wrócić do miejsca, w którym rozstał się z krasnoludkami, jak i dojść dalej na wschód, lecz nie dbał o to. Cieszył się, że w końcu wyszedł z lasu i znalazł się na drodze, która zaprowadzi go do zamku króla.
Szedł dalej, aż blade światło tego świata zaczęło gasnąć. Usiadł na kamieniu i zjadł kawałek suchego chleba oraz trochę suszonych owoców, które wmusiły mu krasnoludki. Popił wszystko chłodną wodą ze strumyka, który płynął wzdłuż ścieżki.
Zastanawiał się, co porabiają ojciec i Rose. Przypuszczał, że muszą się bardzo o niego martwić, ale nie miał pojęcia, co by się wydarzyło, gdyby zajrzeli do starego ogrodu. Poza tym nie wiedział, czy w ogóle coś z ogrodu pozostało. Przypomniał sobie płonący bombowiec rozświetlający nocne niebo i rozpaczliwy ryk silników, gdy spadał. Kiedy uderzył w ziemię, musiał doszczętnie zniszczyć ogród, rozrzucając po trawniku cegły i fragmenty kadłuba. Drzewa na tyłach stanęły w ogniu. Może szczelina w murze, przez którą przeszedł, zapadła się po uderzeniu i przejście prowadzące do tego świata na zawsze zniknęło. Ojciec nie będzie mógł więc dowiedzieć się, czy David był w ogrodzie, kiedy spadł samolot, ani co się z nim stało, jeśli rzeczywiście tam był. Wyobraził sobie kobiety i mężczyzn przetrząsających wrak w poszukiwaniu zwęglonych ciał w obawie, że jedno z nich okaże się mniejsze od reszty…
Nie po raz pierwszy David zaczął się martwić, czy postępuje właściwie, oddalając się coraz bardziej od lasu, przez który wkroczył do tego świata. Jeśli jego ojciec lub ktoś inny odkryje przejście i zacznie go szukać, czy nie trafią w to samo miejsce co on? Leśniczy był pewny, że najlepszym wyjściem jest wyprawa do króla, lecz zniknął. Nie był w stanie ocalić siebie samego przed lasem i nie potrafił obronić Davida. Chłopiec został sam.
David spojrzał na drogę. Już nie miał odwrotu. Wilki prawdopodobnie nadal go szukają, a nawet jeśli uda mu się raz jeszcze odnaleźć drogę do przepaści, będzie musiał poszukać innego mostu. Nie miał wyjścia – musiał iść przed siebie w nadziei, że król zdoła mu pomóc. Jeśli ojciec zjawi się, by go szukać, miał nadzieję, że będzie potrafił zatroszczyć się o swoje własne bezpieczeństwo. Jednak na wypadek, gdyby ojciec lub ktoś inny poszedł jego śladem, wziął płaski kamień leżący na brzegu strumyka i ostrą krawędzią innego wyrzeźbił na nim swoje imię razem ze strzałką wskazującą kierunek, w którym podążał. Pod spodem napisał: „Spotkać się z królem”. Ułożył stosik kamieni na poboczu, podobny do tych, które znaczyły szlaki w lesie, i położył na górze swoją wiadomość. Tylko tyle mógł zrobić.
Kiedy pakował do worka resztki jedzenia, dostrzegł zbliżającą się postać na białym koniu. Już miał się ukryć, ale wiedział, że jeśli on dostrzegł jeźdźca, to i jeździec na pewno go zauważył. Postać zbliżała się coraz bardziej i David zobaczył, że ma na sobie srebrny napierśnik z bliźniaczymi symbolami słońca, a na głowie srebrny hełm. Przy jednym boku siodła wisiał miecz, a przy drugim łuk i kołczan ze strzałami. Wyglądało na to, że w tym kraju jest to najbardziej popularna broń. Z siodła zwisała też tarcza ozdobiona dwoma słońcami. Kiedy jeździec zrównał się z Davidem, zatrzymał konia i spojrzał w dół. Przypominał Davidowi Leśniczego, bo podobnie jak on był jednocześnie poważny i miły.
– Dokąd zmierzasz, młody człowieku? – zapytał.
– Do króla – odparł David.
– Króla? – Jeździec nie był zachwycony. – A po co komu król?
– Próbuję dostać się z powrotem do domu. Powiedziano mi, że król ma tajemniczą księgę. Może znajdę w niej wskazówkę, jak wrócić tam, skąd pochodzę.
– A gdzież jest to miejsce?
– To Anglia.
– Nie sądzę, bym słyszał już kiedyś tę nazwę – odparł jeździec. – Podejrzewam, że to daleko stąd. Zresztą stąd jest wszędzie daleko – dodał po chwili zastanowienia. Poprawił się lekko na siodle i rozejrzał dookoła. Przebiegł wzrokiem drzewa, rysujące się za nimi wzgórza oraz drogę. – Chłopiec nie powinien wędrować tu sam.
– Dwa dni temu doszedłem do przepaści – wyjaśnił David. – Dopadły mnie tam wilki, a człowiek, który mi pomagał, Leśniczy…
David urwał. Nie chciał powiedzieć na głos, co stało się z Leśniczym. Raz jeszcze stanął mu przed oczami obraz przyjaciela padającego na ziemię pod naporem wilczego stada i krwawy ślad prowadzący do lasu.
– Przekroczyłeś przepaść? – zapytał jeździec. – Powiedz mi, to ty przeciąłeś liny?
David próbował rozszyfrować wyraz twarzy jeźdźca. Nie chciał wpakować się w tarapaty, a podejrzewał, że niszcząc most, spowodował niezły chaos. Mimo wszystko nie zamierzał kłamać, bo coś podpowiadało mu, że jeździec od razu się zorientuje, jeśli to zrobi.
– Musiałem – powiedział. – Wilki były coraz bliżej. Nie miałem wyboru.
Jeździec uśmiechnął się.
– Trolle były załamane. Będą musiały odbudować most, jeśli nadal chcą grać w tę swoją grę, a harpie będą im to utrudniać na każdym kroku.
David wzruszył ramionami. Wcale nie było mu żal trolli. Zmuszanie podróżnych do ryzykowania życia, by rozwiązać jakąś głupią zagadkę, było paskudne. Miał nadzieję, że harpie zjedzą kilka z nich na obiad, choć nie wyobrażał sobie, by zrobiły to ze smakiem.
– Przybywam z północy, więc twoje wybryki nie pokrzyżowały moich planów – powiedział jeździec. – Ale wydaje mi się, że warto mieć przy sobie młodego człowieka, któremu udało się zirytować trolle i uciec harpiom i wilkom. Zawrę z tobą układ – zabiorę cię do króla, jeśli będziesz mi przez jakiś czas towarzyszył. Mam do wykonania pewne zadanie i potrzebuję giermka do pomocy. Twoja służba potrwa zaledwie kilka dni, a w zamian pomogę ci dotrzeć bezpiecznie na królewski dwór.