Выбрать главу

– Nic nie widzę – powiedział kowal do młodego człowieka. – Obudziłeś nas bez żadnego powodu.

Nagle usłyszeli nerwowe muczenie krowy. Obudziła się i szarpała sznur, którym była przywiązana do palika.

– Poczekajcie – powiedział Roland. Wziął strzałę ze stosu ułożonego przy murze. Grot każdej z nich owinięty był szmatką umoczoną w oleju. Kiedy przyłożył go do pochodni, wybuchnął płomień. Wycelował starannie i posłał strzałę w miejsce, w którym strażnik widział ruch. Czterech czy pięciu mężczyzn postąpiło podobnie. Strzały pomknęły przez powietrze jak umierające gwiazdy.

Przez chwilę nie było widać nic, poza padającym śniegiem i zarysami drzew. Nagle coś się poruszyło i dostrzegli ogromne żółte cielsko, które wystrzeliło spod ziemi. Miało fałdy jak wielki robak, a każda z nich pokryta była gęstymi czarnymi włosami, z których każdy zakończony był ostrym kolcem. Jedna ze strzał wbiła się w ciało stwora i w powietrze uniósł się paskudny zapach palącego się ciała, tak straszliwy, że mężczyźni zakryli nosy i usta. David zobaczył groty połamanych strzał i włóczni wbite w ciało Bestii. Były to pamiątki po wcześniejszym spotkaniu z żołnierzami. Trudno było określić, jak długa jest Bestia, ale była wysoka na co najmniej trzy metry. Ujrzeli, jak stwór wije się i wykręca, wypełzając spod ziemi, aż nagle ukazała się straszliwa twarz. Miała grona czarnych oczu jak pająk, niektóre małe, inne wielkie, i usta usiane rzędami ostrych zębów. Przypominające nozdrza otwory zadrżały, gdy Bestia wyczuła mężczyzn i krew płynącą w ich żyłach. Po obu stronach ust wyrastały dwa ramiona, każde zakończone trzema zakrzywionymi szponami, którymi mogła wciągać zdobycz do paszczy. Bestia nie potrafiła wydawać żadnego dźwięku, ale gdy zaczęła się przesuwać po ziemi, z górnej części jej ciała dobył się odgłos ssania. Z górnej części jej tułowia zaczęły opadać przezroczyste strużki śluzu, gdy uniosła się jak ogromna, paskudna stonoga, która pragnie dosięgnąć smakowity liść. Jej głowa wznosiła się teraz sześć metrów nad ziemią, odsłaniając dolną część cielska i dwa rzędy czarnych kolczastych odnóży, dzięki którym przesuwała się po podłożu.

– Jest wyższa od muru! – krzyknął Fletcher. – Nie musi się wcale przebijać. Wystarczy, że przez niego przelezie!

Roland nie odpowiedział. Kazał tylko wszystkim mężczyznom zapalić strzały i mierzyć w głowę Bestii. Zaraz w jej stronę poleciał deszcz płomieni. Niektóre chybiły, podczas gdy inne odbiły się od grubych kolczastych włosów na skórze. Część jednak dotarła do celu i David zobaczył, jak jedna z nich wbija się w oko, rozrywając je natychmiast. Zapach gnijącego, płonącego ciała stawał się coraz silniejszy. Bestia pokręciła z bólu głową, a potem zaczęła się przesuwać w stronę murów. Widać teraz było wyraźnie, jak jest ogromna – liczyła dziewięć metrów długości. Poruszała się znacznie szybciej, niż spodziewał się Roland, a spowalniała ją jedynie gruba warstwa śniegu. Niebawem dotrze do osady.

– Strzelajcie, jak najdłużej możecie, a kiedy przyciągniecie ją do muru, wycofajcie się! – krzyknął Roland. Chwycił Davida za ramię. – Chodź ze mną. Potrzebuję twojej pomocy.

David nie mógł się jednak ruszyć. Ciemne oczy Bestii przykuły go do miejsca i nie mógł oderwać od nich wzroku. Zupełnie jakby ożył jeden z jego koszmarów; jakby coś, co kryło się w zakamarkach jego wyobraźni, w końcu przybrało kształt.

– David! – krzyknął Roland. Potrząsnął nim za ramię i czar prysnął. – Chodź. Mamy mało czasu.

Zeszli z platformy i ruszyli w stronę bramy. Składała się z dwóch ogromnych skrzydeł zrobionych z desek, a zamykano ją od środka połową pnia drzewa, który unoszono, naciskając mocno z jednego końca. Kiedy dotarli do pnia, Roland i David zaczęli naciskać z całych sił.

– Co robicie?! – krzyknął kowal. – Wystawicie nas na śmierć!

W tej chwili wielka głowa Bestii zamajaczyła nad kowalem, a jedna ze szponiastych rąk chwyciła go, unosząc najpierw wysoko w powietrze, a potem prosto w wygłodniałe szczęki. David odwrócił wzrok, bo nie był w stanie patrzeć na śmierć kowala. Pozostali obrońcy dźgali ciało Bestii włóczniami i mieczami, atakując ją z obu stron. Fletcher, większy i silniejszy od pozostałych, uniósł miecz i jednym ciosem próbował odciąć jedno z ramion Bestii. Było jednak grube i twarde jak pień drzewa i miecz lekko tylko naciął skórę. Mimo to ból na chwilę odwrócił uwagę Bestii i mieszkańcy mogli wycofać się z murów, właśnie gdy Rolandowi i Davidowi udało się podnieść zamykający bramę pień.

Bestia próbowała przeleźć przez mur, lecz Roland kazał ludziom przesuwać przez mur kije zakończone hakami, które rozdzierały jej ciało. Bestia wiła się i wykręcała z bólu. Haki spowolniły ją nieco, ale nadal próbowała przedostać się górą, nawet jeśli oznaczało to poważne obrażenia. W tej chwili Roland otworzył bramę i stanął przed murem. Naciągnął strzałę i wystrzelił ją w głowę Bestii.

– Hej! – wrzasnął. – Tędy. Chodź!

Zamachał rękami, po czym wypuścił kolejną strzałę. Bestia oderwała się od muru i opadła na ziemię. Sącząca się z jej ran wydzielina zabarwiła śnieg na czarno. Odwróciła się do Rolanda. Przepychała się przez bramę, próbując schwycić go w szpony, gdy biegł przed nią. Wysuwała głowę do przodu, kłapiąc groźnie szczękami. Wreszcie sforsowała bramę, zatrzymała się, ogarniając spojrzeniem wijące się uliczki i uciekających ludzi. Roland zamachał pochodnią i mieczem.

– Tutaj! – krzyknął. – Tu jestem!

Wypuścił kolejną strzałę, która o kilka centymetrów minęła szczęki Bestii. Ta jednak nie była już nim zainteresowana. Jej nozdrza zamykały się i otwierały, gdy opuściła głowę, węsząc zawzięcie. Ukryty w cieniu za kuźnią David zobaczył odbicie swojej twarzy w oczach Bestii, gdy odnalazła go spojrzeniem. Otworzyła paszczę, z której pociekła ślina i krew, a jedna zakończona pazurami łapa zerwała dach z kuźni, gdy sięgała po chłopca. David rzucił się do tyłu w samą porę, by uniknąć szponów. Oszołomiony usłyszał głos Rolanda.

– Biegnij, David! Musisz ją dla nas zwabić!

David wstał i popędził wąskimi uliczkami wioski. Podążająca za nim Bestia miażdżyła ściany i dachy domów. Wyciągała głowę do przodu, by schwytać małą uciekającą postać, i wymachiwała szponami w powietrzu. W pewnej chwili David potknął się i szpony rozerwały mu ubranie na plecach. Natychmiast przetoczył się po ziemi i zerwał się z powrotem na nogi. Znajdował się już tylko o rzut kamieniem od centrum wioski. Kościół stał na małym placu, na którym w szczęśliwszych czasach odbywały się targi. Obrońcy wykopali rowy, by na plac wpłynął olej i otoczył Bestię. David popędził w stronę otwartych drzwi świątyni, mając Bestię tuż za sobą. Roland stał już w drzwiach i krzyczał, by się pośpieszył.

Nagle Bestia przystanęła. David odwrócił się i zaczął się jej przyglądać. W pobliskich domach mężczyźni szykowali się, by napełnić rowy olejem, lecz oni też przerwali pracę i nie spuszczali oka z Bestii, która zaczęła się trząść. Jej szczęki rozwarły się niewyobrażalnie i zacisnęły jakby w wielkim bólu. Nagle opadła na ziemię, a jej brzuch zaczął gwałtownie puchnąć. David dostrzegł, że w środku coś się porusza i do skóry Bestii przylgnął jakiś kształt.

Ona. Garbus powiedział, że Bestia jest kobietą.

– Ona rodzi! – krzyknął David. – Musicie natychmiast ją zabić!

Ale było już za późno. Brzuch Bestii rozerwał się z hukiem i ze środka zaczęły się wylewać miniaturki matki, każda tak duża jak David. Zamglone oczy nic jeszcze nie widziały, ale ich szczęki już kłapały w poszukiwaniu jedzenia. Niektóre z nich dosłownie wygryzały się ze środka, zjadając zdychające ciało matki.