– Czekaliśmy na ciebie – oświadczył jeden z jeźdźców. Był starszy od reszty i nosił na twarzy blizny po wielu bitwach. Spod hełmu wypływały siwo-brązowe kręcone włosy, a pod ciemną peleryną widać było srebrny napierśnik inkrustowany brązem. – Mamy cię zabrać do komnat króla. Tam będziesz bezpieczny. Chodźmy więc.
Otoczonemu ze wszystkich stron Davidowi wydało się, że jednocześnie jest chroniony i więziony. Bez przeszkód dotarli do mostu. Kiedy tylko przejechali przez bramę, krata opadła. Zaraz podbiegli służący i pomogli Davidowi zsiąść z konia. Owinęli go w pelerynę z miękkiego czarnego futra i podali mu gorący napój w srebrnym pucharze, by się rozgrzał. Jeden z nich wziął Scyllę za uzdę. David już miał go powstrzymać, gdy odezwał się przywódca grupy jeźdźców.
– Nie martw się, zaopiekują się twoim koniem. Będzie w stajni blisko ciebie. Ja jestem Duncan, kapitan straży królewskiej. Nie bój się. Jako honorowy gość króla jesteś u nas bezpieczny.
Poprosił Davida, by poszedł za nim. Chłopiec ruszył posłusznie, idąc za nim, kiedy wyszli z zewnętrznego dziedzińca i weszli głębiej w obręb zamku. Znajdowało się tam więcej ludzi, niż miał okazję spotkać podczas całej swojej podróży, i widział, że wzbudza wśród nich wielkie zainteresowanie. Dziewczyny służebne zatrzymywały się i szeptały coś, zakrywając usta dłońmi. Starsi mężczyźni schylali lekko głowy, gdy ich mijał, a mali chłopcy spoglądali na niego z wyrazem twarzy, który można było uznać za podziw podszyty trwogą.
– Sporo o tobie słyszeli – powiedział Duncan.
– Jakim cudem? – zapytał David.
Duncan powiedział tylko, że król ma swoje sposoby.
Ruszyli kamiennym korytarzem, mijając syczące pochodnie i bogato umeblowane komnaty. Służących zastąpili teraz dworzanie, poważni mężczyźni ze złotymi łańcuchami na szyjach i dokumentami w rękach. Przyglądali się Davidowi z radością, niepokojem, podejrzliwością, a nawet strachem. Na koniec Duncan i David stanęli przed wielkimi drzwiami, rzeźbionymi w smoki i gołębie. Po obu stronach wartę trzymali żołnierze uzbrojeni w długie piki. Kiedy David i Duncan zbliżyli się, żołnierze otworzyli drzwi, odsłaniając ogromną salę z marmurowymi kolumnami, której podłogę pokrywały pięknie tkane dywany. Na ścianach wisiały gobeliny, napełniając komnatę dodatkowym ciepłem. Przedstawiały bitwy i ceremonie zaślubin, pogrzeby i koronacje. W komnacie było jeszcze więcej dworzan i żołnierzy, którzy utworzyli szpaler. David z Duncanem podeszli do stóp tronu stojącego na podwyższeniu, na które prowadziły trzy kamienne stopnie. Na tronie siedział bardzo stary człowiek. Na głowie miał złotą koronę, zdobioną czerwonymi kamieniami, która zdawała się go przytłaczać, a w miejscu, gdzie metal dotykał czoła, skóra była mocno zaczerwieniona i otarta. Mężczyzna miał półprzymknięte oczy i oddychał bardzo płytko.
Duncan przyklęknął na jedno kolano i schylił głowę. Pociągnął Davida za spodnie, by poszedł w jego ślady. David oczywiście nigdy jeszcze nie znalazł się w obecności króla i nie wiedział, jak się zachować, więc usłuchał Duncana, zerkając zza grzywki na staruszka.
– Wasza Wysokość – powiedział Duncan. – On już tu jest.
Król poruszył się i otworzył szerzej oczy.
– Zbliż się – powiedział do Davida.
David nie był pewien, czy ma wstać, czy pozostać na klęczkach i tylko się przysunąć. Nie chciał nikogo obrazić ani wpakować się w tarapaty.
– Możesz wstać – powiedział król. – Podejdź, chcę cię zobaczyć.
David wstał i podszedł do podwyższenia. Król skinął na niego pomarszczonym palcem i David wszedł na schody. Stanął tuż przed królem, który pochylił się z wielkim wysiłkiem i chwycił go za ramię, opierając się o niego niemal całym ciałem. Prawie nic nie ważył i David przypomniał sobie wyschnięte szczątki rycerzy w Cierniowej Fortecy.
– Przebyłeś długą drogę – powiedział król. – Niewielu ludziom udało się osiągnąć tyle, ile tobie.
David nie wiedział, co odpowiedzieć. „Dziękuję” jakoś nie pasowało do sytuacji, a poza tym nie był szczególnie z siebie dumny. Roland i Leśniczy nie żyli, a gdzieś na drodze, przykryte śniegiem, leżały ciała dwóch złodziei. Zastanawiał się, czy król też o nich wie. Bo wiedział zaskakująco sporo jak na kogoś, kto traci władzę nad swoim królestwem.
– Cieszę się, że tu jestem, Wasza Wysokość – zdecydował się powiedzieć. Wyobraził sobie, jak dumny musi być duch Rolanda z tego przejawu dyplomacji.
Król uśmiechnął się i skinął głową, jakby nie dopuszczał myśli, że może nie cieszyć się z jego towarzystwa.
– Wasza Wysokość – powiedział David – powiedziano mi, że możecie mi pomóc wrócić do domu. Że Wasza Wysokość ma księgę, a w niej…
Król podniósł pomarszczoną rękę, poznaczoną plątaniną fioletowych żyłek i brązowych plam.
– Wszystko w swoim czasie – odparł. – Wszystko w swoim czasie. Na razie musisz coś zjeść i odpocząć. Rankiem znów porozmawiamy. Duncan zaprowadzi cię do twojej kwatery. To niedaleko stąd.
Z tymi słowami zakończyła się pierwsza audiencja Davida u króla. Wycofał się z podwyższenia, bo sądził, że odwrócenie się tyłem do króla może zostać uznane za niegrzeczne. Duncan skinął głową z aprobatą, po czym wstał i skłonił się królowi. Poprowadził Davida do małych drzwi na prawo od tronu. Znajdowały się tam schody wiodące na galerię nad salą tronową i po chwili David znalazł się w jednej z komnat. Była ogromna, z wielkim łożem, stołem i sześcioma krzesłami stojącymi na środku, kominkiem w drugim końcu i trzema małymi oknami wychodzącymi na rzekę i prowadzącą do zamku drogę. Na łożu leżały ubrania na zmianę, a na stole czekało jedzenie: gorący kurczak, ziemniaki, trzy rodzaje jarzyn i świeże owoce na deser. Był też dzbanek z wodą i kamienny garnek z czymś, co pachniało jak grzane wino. Przed kominkiem stała duża wanna, a taca z gorącymi węglami podgrzewała wodę.
– Posil się do woli, a potem idź spać – powiedział Duncan. – Przyjdę po ciebie rano. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zadzwoń dzwonkiem przy łóżku. Drzwi nie będą zamknięte na klucz, ale proszę, żebyś nie opuszczał komnaty. Nie znasz zamku i nie chcemy, żebyś się zgubił.
Duncan skłonił się i wyszedł. David zdjął buty. Zjadł niemal całego kurczaka i większość owoców. Spróbował też grzanego wina, ale nie bardzo mu smakowało. W niewielkiej szafce przy łóżku znalazł drewnianą ławeczkę z wyciętą dziurą, która służyła jako toaleta. Wydobywał się z niej okropny smród, którego nie były w stanie zdusić nawet bukiety kwiatów i ziół wiszące na haczykach na ścianie. David załatwił potrzebę jak najszybciej, przez cały czas wstrzymując oddech, a potem szybko wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Dopiero wtedy głęboko odetchnął. Zdjął ubranie i umył się w wannie, a potem włożył sztywną bawełnianą koszulę nocną. Zanim położył się do łóżka, podszedł do drzwi komnaty i cicho je otworzył. W znajdującej się poniżej sali tronowej nie było już straży, król też wyszedł. Jeden ze strażników spacerował jednak po galerii tyłem do niego, a po drugiej stronie dojrzał drugiego. Grube mury tłumiły wszystkie dźwięki, więc można było odnieść wrażenie, że David i strażnicy są jedynymi ludźmi w zamku. David zamknął drzwi i zmęczony padł na łóżko. Po kilku sekundach spał już głębokim snem.