Выбрать главу

„Zrobiłbym wszystko, żeby się jej pozbyć”, głosił jeden wpis. „Oddałbym wszystkie moje zabawki i każdą książkę, którą posiadam. Oddałbym nawet moje oszczędności. Do końca życia codziennie zamiatałbym podłogę. Sprzedałbym własną duszę, żeby tylko sobie POSZŁA!!!”

Ostatni wpis był najkrótszy. Głosił jedynie: „Zdecydowałem. Zrobię to”.

Na ostatniej stronie widniało przyklejone zdjęcie rodziny. Przy wazonie z kwiatami w studiu fotografa stały cztery osoby: łysy ojciec i ładna matka w białej sukience ozdobionej koronką, u jej stóp siedział chłopiec w marynarskim ubranku, który patrzył gniewnie w obiektyw, zupełnie jakby fotograf powiedział mu coś bardzo nieprzyjemnego. Obok niego David zobaczył tylko brzeg sukienki i parę małych czarnych bucików, lecz reszta dziewczynki została wydrapana.

David wrócił na pierwszą stronę księgi i przeczytał zamieszczony tam napis:

Jonathan Tulvey. Jego „Księga”.

David zamknął z trzaskiem księgę i szybko się cofnął. Jonathan Tulvey, stryj Rose, który zniknął razem z adoptowaną siostrą i nikt ich już nigdy nie widział. To była księga Jonathana, pamiątka jego życia. Przypomniał sobie starego króla i czułość, z jaką ją dotykał.

„Ta księga ma wartość dla mnie”.

To Jonathan był królem. Zawarł umowę z Garbusem, a w zamian stał się władcą tego kraju. Może nawet przeszedł przez tę samą bramę, z której skorzystał David. Ale na czym ta umowa polegała i co się stało z dziewczynką? Umowa sporo Jonathana kosztowała. Stary król, błagający o śmierć, był tego żywym dowodem.

Na górze rozległ się jakiś dźwięk. David przytulił się do ściany, gdy na galerii pojawiła się postać strażnika, który znów objął wartę w pustej sali tronowej. Nie mógł już wrócić niezauważony do swojej komnaty. Rozejrzał się w poszukiwaniu innego wyjścia. Mógł skorzystać z drzwi, przez które wyszedł król, lecz wtedy na pewno natknie się na straż. Był też jeszcze gobelin na ścianie za tronem. Garbus zdołał się tamtędy wydostać z sali i David wątpił, by stały tam straże. Poza tym był też bardzo ciekawy. Po raz pierwszy poczuł, że wie więcej, niż podejrzewają Garbus i król. Nadeszła pora, by skorzystać z tej wiedzy.

Cichutko podszedł do gobelinu i uniósł go. Kiedy zobaczył drzwi, nacisnął klamkę i bezgłośnie je otworzył. Za nimi kryło się niskie przejście, oświetlone świecami stojącymi we wnękach w ścianach. Sklepienie było tak niskie, że niemal dotykało włosów Davida. Zamknął drzwi za sobą i ruszył w dół, głęboko w dół do zimnych, mrocznych zakamarków leżących pod zamkiem. Minął nieużywane lochy, niektóre nadal zasłane kośćmi, i komnatę wypełnioną przyrządami do tortur: kołami, na których rozciągano więźniów, narzędziami do miażdżenia kciuków, ostrzami, włóczniami do przebijania ciała. W rogu stała żelazna dziewica w kształcie starożytnych sarkofagów, które David widział w muzeum. Jej pokrywa nabita była jednak ostrymi gwoździami, tak że osoba zamknięta w środku umierała straszliwą śmiercią. Na ten widok Davidowi zrobiło się niedobrze, więc jak najszybciej przeszedł przez komnatę.

Na koniec dotarł do ogromnej sali, w której najważniejsze miejsce zajmowała wielka klepsydra. Każda z jej szklanych baniek była wielka jak dom, lecz górna była prawie pusta. Szkło i drewno, z którego była zbudowana, wyglądały na bardzo stare. Czas, dla kogoś lub czegoś, sączył się powoli i niemal dobiegł kresu.

Obok sali z klepsydrą znajdowała się niewielka komnata. Na prostym łóżku leżał poplamiony materac i rzucony bezładnie stary koc. Na ścianie po przeciwnej stronie wisiały sztylety, miecze i noże, ułożone od największego do najmniejszego. Na drugiej ścianie wisiała półka pełna szklanych słojów różnych kształtów i wielkości. Jeden z nich zdawał się lekko świecić.

David poczuł nieprzyjemny zapach i zmarszczył nos. Odwrócił się, by zobaczyć, co tak śmierdzi, i o mało co nie uderzył głową o girlandę wilczych pysków zwisających na linie z sufitu. Było ich blisko trzydzieści i niektóre nadal były wilgotne od krwi.

– Kim jesteś? – zapytał nagle jakiś głos i Davidowi serce zamarło z wrażenia. Próbował odkryć, skąd dobiega głos, lecz nikogo nie widział.

– Czy on wie, że tu jesteś? – odezwał się znów głos.

Był to głos dziewczynki.

– Nie widzę cię – powiedział David.

– A ja ciebie tak.

– Gdzie jesteś?

– Tutaj, na półce.

David podążył wzrokiem w stronę półki ze słojami. Tam, w zielonym słoju stojącym blisko krawędzi, zobaczył malutką dziewczynkę. Miała długie blond włosy i niebieskie oczy. Świeciła bladym światłem i ubrana była w prostą, białą koszulę nocną. Na jej lewej piersi widniała dziura z dużą plamą w kolorze czekolady.

– Nie powinieneś tu być – powiedziała dziewczynka. – Jeśli on cię znajdzie, skrzywdzi cię, tak jak skrzywdził mnie.

– Co on ci zrobił? – zapytał David. Dziewczynka pokręciła tylko głową i zacisnęła mocno usta, jakby siłą powstrzymywała płacz.

– Jak masz na imię? – zapytał David, próbując zmienić temat.

– Mam na imię Anna. Anna.

– Ja jestem David. Jak mogę cię stąd wydostać?

– Nie możesz – odparła. – Ja przecież nie żyję. David pochylił się w stronę słoja. Zobaczył małe rączki dotykające ściany słoja, które nie pozostawiały żadnych śladów na szkle. Twarz dziewczynki była biała, usta czerwone, a pod oczami widniały ciemne kręgi. David przyjrzał się uważnie dziurze w koszuli i pomyślał, że prawdopodobnie otacza ją zakrzepła krew.

– Jak długo tu jesteś? – zapytał.

– Straciłam już rachubę czasu – odparła. – Byłam bardzo mała, gdy się tu zjawiłam. Wtedy w pokoju był też mały chłopiec. Czasem mi się śni. Był taki jak ja teraz, ale bardzo słaby. Zniknął, kiedy przyprowadzono mnie do tego pokoju, i nigdy go już nie widziałam. Ja też jestem coraz słabsza. Boję się, że ze mną stanie się to samo co z nim. Zniknę i nikt się nie dowie, co się ze mną stało.

Zaczęła płakać, lecz po jej twarzy nie popłynęły łzy, bo zmarli nie mogą płakać ani krwawić.

David przyłożył mały palec do słoja w miejscu, gdzie dziewczynka dotykała go od wewnątrz, tak że dzieliło ich tylko szkło.

– Czy ktoś jeszcze wie, że tu jesteś? – zapytał.

Skinęła głową.

– Czasami przychodzi tu mój brat, ale jest już bardzo stary. Nazywam go bratem, ale tak naprawdę nigdy nim nie był. Chciałam tylko, żeby był. Mówi mi, że mu przykro. Wierzę mu. Chyba naprawdę żałuje.

Nagle wszystko zaczęło mieć dla Davida sens.

– To Jonathan sprowadził cię tutaj i oddał cię Garbusowi – powiedział. – Na tym polegała umowa, którą z nim zawarł.

Usiadł ciężko na zimnym, niewygodnym łóżku.

– Był o ciebie zazdrosny – ciągnął już ciszej, mówiąc w równym stopniu do siebie, co do dziewczynki zamkniętej w słoju. – Garbus zaoferował mu sposób, by się ciebie pozbyć. Jonathan został królem, a stara królowa, która panowała wcześniej, mogła umrzeć. Może przed wielu laty zawarła z Garbusem podobną umowę i chłopiec, którego widziałaś w słoju, kiedy tu przyszłaś, był jej bratem, kuzynem albo sąsiadem, który drażnił ją tak straszliwie, że marzyła, by się go pozbyć.