Выбрать главу

Jego słowa zabrzmiały jednak głucho, a głos załamał się pod brzemieniem winy i kłamstw.

– Wiem, kim jesteś – powiedział David cicho.

Król pochylił się w jego stronę.

– Co powiedziałeś?

– Wiem, kim jesteś – powtórzył David. – Jesteś Jonathanem Tulveyem. Twoja adoptowana siostra miała na imię Anna. Byłeś o nią bardzo zazdrosny, gdy zamieszkała u was w domu, i to uczucie nigdy cię nie opuściło. Wtedy pojawił się Garbus, pokazał ci, jak może wyglądać życie bez niej, i zdradziłeś ją. Zmusiłeś ją, by przeszła z tobą przez stary ogród do tego świata. Garbus zabił ją i zjadł jej serce, a potem trzymał jej ducha w szklanym słoju. Księga na twoich kolanach nie zawiera żadnej magii. To tylko twoje sekrety. Jesteś smutnym, złym, starym człowiekiem i możesz sobie zatrzymać swoje królestwo i swój tron. Nie chcę go. Nie chcę nic z tego.

Z cienia wyłoniła się jakaś postać.

– To umrzesz – powiedział Garbus.

Wyglądał na wiele starszego niż podczas ich ostatniego spotkania, a jego skóra była chorobliwie zmieniona i popękana. Na twarzy i dłoniach miał rany i odciski, a ciało śmierdziało rozkładem.

– Widzę, że byłeś bardzo zajęty – powiedział. – Wtykałeś nos w nie swoje sprawy. Zabrałeś coś, co należy do mnie. Gdzie ona jest?

– Ona nie należy do ciebie – powiedział David. – Nie należy do nikogo.

Dobył miecza, który zachwiał się lekko w drżącej dłoni. Garbus wybuchnął śmiechem.

– Nie ma sprawy – powiedział. – Już nie będzie mi potrzebna. Uważaj, by tego samego nie powiedziano o tobie. Twoja ostatnia godzina nadciąga i nie powstrzyma jej żaden miecz. Wydaje ci się, że jesteś odważny, ale zobaczymy, jak to będzie, gdy poczujesz na twarzy gorący oddech wilka i ślinę, a twoje gardło zaraz zostanie rozdarte. Będziesz wtedy jęczał i płakał, i wzywał mnie. Może odpowiem. Może… Wyjaw mi imię swego brata, a ocalę cię przed bólem. Obiecuję ci, że nie zrobię mu krzywdy. Ten kraj potrzebuje króla. Jeśli zgodzisz się objąć tron, pozwolę twemu bratu żyć. Znajdę innego, który zajmie jego miejsce, bo w klepsydrze mojego życia jest jeszcze piasek. Będziecie mieszkać tu obaj, a ty będziesz rządził sprawiedliwie. To wszystko przeminie. Daję ci moje słowo. Wyjaw tylko jego imię.

Strażnicy przyglądali się Davidowi z bronią w dłoniach, gotowi powalić go, jeśli tylko spróbuje skrzywdzić króla. Król uniósł jednak rękę na znak, że wszystko jest w porządku, więc w spokoju czekali, co nastąpi.

– Jeśli nie wyjawisz mi jego imienia, to przejdę do twojego świata i zabiję malca w jego łóżku – powiedział Garbus. – Nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu, jego krew splami pościel. Masz prosty wybór: możecie panować we dwóch albo umrzeć w oddaleniu. Nie ma innego wyjścia.

David pokręcił głową.

– Nie – powiedział. – Nie pozwolę ci na to.

– Nie pozwolisz? Nie pozwolisz?

Twarz Garbusa wykrzywiła się, gdy wypowiadał te słowa. Pękły mu wargi i spłynęło z nich kilka kropel krwi, bo miał jej już niewiele.

– Posłuchaj – powiedział. – Powiem ci prawdę o świecie, do którego tak rozpaczliwie pragniesz wrócić. To miejsce pełne smutku, bólu i cierpienia. Kiedy stamtąd odszedłeś, atakowano miasta. Kobiety i dzieci ginęły rozerwane na strzępy odłamkami lub płonęły żywcem od bomb zrzucanych przez samoloty, w których siedzieli mężczyźni mający własne żony i dzieci. Ludzi wyciągano z domów i rozstrzeliwano na ulicach. Twój świat rozpada się, a najbardziej zabawne jest to, że przed wybuchem wojny był tylko odrobinę lepszy. Wojna daje ludziom wymówkę, by mogli bezkarnie mordować. Wojny były i będą, a pomiędzy nimi ludzie i tak będą ze sobą walczyć, ranić się, okaleczać i zdradzać, bo robili tak od zawsze.

A nawet jeśli uda ci się uniknąć walki i okrutnej śmierci, chłopczyku, jak myślisz, co przyniesie ci życie? Przekonałeś się już, do czego jest zdolne. Zabrało ci matkę, pozbawiło ją zdrowia i urody i odrzuciło jak pustą, zgniłą skorupę owocu. Innych też ci odbierze, zapamiętaj moje słowa. Ci, których pokochasz – kobiety, dzieci – będą umierać, a twoja miłość nie potrafi ich ocalić. Zdrowie zacznie cię zawodzić. Będziesz stary i chory. Gdzieś głęboko będziesz odczuwał ból, któremu nie zaradzi żaden lekarz. Choroby znajdą w tobie ciepłe wilgotne miejsce i będą się tam rozwijać. Rozleją się potem na cały twój organizm, niszcząc go komórka po komórce, aż będziesz błagał, by lekarze pozwolili ci umrzeć, by zakończyli twoją nędzną egzystencję, ale oni odmówią. Będziesz żył nadal, samotnie. Nikt nie będzie cię trzymał za rękę i ocierał potu z twego czoła, kiedy nadjedzie Śmierć i pociągnie za sobą w ciemność. Życie, które zostawiłeś za sobą, nie jest żadnym życiem. Tutaj możesz być królem, a ja pozwolę ci starzeć się z godnością i bez bólu, a kiedy nadejdzie twoja ostatnia chwila, dzięki mnie zapadniesz w sen i obudzisz się w raju, który sobie wybierzesz, bo wszyscy ludzie śnią swoje własne niebo. W zamian proszę cię tylko, byś wyjawił mi imię dziecka mieszkającego w twoim domu, żebyś mógł mieć tu towarzystwo. Zrób to, zanim będzie za późno.

Kiedy to mówił, gobelin za królem zafalował i wychynął zza niego szary kształt, skacząc na pierś najbliższego strażnika. Wilk wykręcił łeb, rozrywając żołnierzowi gardło, i zawył przeraźliwie, gdy strzały wypuszczone przez strażników z galerii przebiły mu serce. Przez drzwi do sali wpadło więcej wilków. Było ich tak dużo, że gobelin spadł ze ściany na podłogę, wzniecając obłok kurzu. Szare wilki, najbardziej lojalne i dzikie z oddziałów Leroi, wdarły się do sali tronowej. Rozległ się dźwięk rogu i z każdych drzwi wypadli strażnicy. Rozpoczęła się krwawa bitwa. Strażnicy rozcinali wilki mieczami i dźgali włóczniami, próbując powstrzymać ich napływ, podczas gdy wilki kłapały pyskami i warczały, szukając każdej okazji, by zabić człowieka. Gryzły nogi, brzuchy i ręce, rozrywały żołądki i gardła. Po chwili podłoga spłynęła krwią, która wiła się jak strumienie wśród kamieni. Strażnicy uformowali półkole wokół otwartych drzwi, lecz napór wilków zmuszał ich do cofnięcia się.

Garbus wskazał na skłębioną masę ludzi i zwierząt.

– Widzisz! – krzyknął do Davida. – Twój miecz cię nie ocali. Tylko ja mogę to zrobić. Wyjaw mi jego imię, a przeniosę cię stąd w jednej chwili. Wypowiedz je i ocal się!

Do szarych dołączyły teraz czarne i białe wilki. Stada zaczęły omijać strażników, wpadając do komnat i korytarzy, zabijając wszystkich, którzy stanęli im na drodze. Król zeskoczył z tronu i z przerażeniem patrzył na mur strażników, który spychany przez wilki powoli przesuwał się w jego stronę. Po jego prawej stronie pojawił się kapitan.

– Proszę ze mną, Wasza Wysokość – powiedział. – Musimy was wyprowadzić w bezpieczne miejsce.

Król odepchnął go jednak i spojrzał z wściekłością na Garbusa.

– Zdradziłeś nas – powiedział. – Zdradziłeś nas wszystkich.

Garbus nie zwracał na niego uwagi. Patrzył tylko na Davida.

– Imię – powtórzył. – Wyjaw mi jego imię.

Tuż za nim wilki przedarły się przez mur strażników. Pojawiły się za nimi nowe w mundurach żołnierzy, chodzące na dwóch łapach. Wilkoni cięli strażników mieczami, wycinając drogę do drzwi prowadzących z sali tronowej. Dwa natychmiast wypadły na korytarz, a za nimi pomknęło sześć wilków. Pędziły do bram zamku.

Potem pojawił się Leroi. Obrzucił spojrzeniem masakrę w sali, po czym ujrzał tron, swój tron i wydał z siebie ostatnie wycie, by obwieścić ostateczny triumf. Król zadrżał, gdy Leroi odszukał go wzrokiem i ruszył w jego stronę, by go zabić. Kapitan straży nadal próbował osłonić króla. Mieczem odpierał ataki dwóch szarych wilków, lecz widać było wyraźnie, że słabnie.