Выбрать главу

– Wasza Wysokość, proszę stąd iść! – krzyknął. – Natychmiast!

Słowa zamarły mu jednak na ustach, gdy wypuszczona przez jednego z wilkonów strzała przeszyła mu serce. Kapitan upadł na podłogę, a wilki rzuciły się na niego. Król sięgnął pod fałdy swej szaty i wyjął bogato zdobiony złoty sztylet. Rzucił się na Garbusa.

– Ty oszuście! – krzyknął. – Po wszystkim, co zrobiłem, po wszystkim, do czego mnie zmusiłeś, na koniec zdradziłeś mnie!

– Do niczego cię nie zmuszałem, Jonathanie – odparł Garbus. – Zrobiłeś to, bo chciałeś. Nikogo nie można zmusić, by wyrządził zło. Miałeś je w sobie i wykorzystałeś je. Ludzie zawsze je wykorzystują.

Ciął króla ostrzem. Staruszek zachwiał się i omal nie upadł na ziemię. W mgnieniu oka Garbus odwrócił się do Davida, lecz chłopiec cofnął się i ciął swoim mieczem, raniąc Garbusa w pierś. Rana zaczęła cuchnąć, lecz nie pociekła z niej krew.

– Umrzesz! – zawołał Garbus. – Wyjaw mi jego imię, a będziesz żył!

Ruszył na Davida, nie zwracając uwagi na ranę. David próbował znów go ranić, lecz Garbus zrobił unik i wbił paznokcie głęboko w jego ramię. David poczuł się, jakby został otruty, bo ból zaczął się sączyć w jego ramię, płynąc przez żyły i mrożąc mu krew, aż dotarł do dłoni. Miecz wypadł z jego zdrętwiałych palców. Stał teraz przy ścianie otoczony przez walczących mężczyzn i warczące wilki. Nad ramieniem Garbusa zobaczył Leroi atakującego króla. Król próbował przebić go sztyletem, lecz Leroi wytrącił mu go z ręki i broń upadła z brzękiem na podłogę.

– Imię! – krzyknął Garbus. – Imię albo porzucę cię na pastwę wilków!

Leroi podniósł króla, jakby ten był lalką. Położył mu rękę pod brodą i odciągnął głowę, obnażając szyję. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał na Davida.

– Będziesz następny – powiedział z triumfem, po czym otworzył szeroko usta, obnażając ostre białe zęby. Wbił je w gardło króla i kręcąc głową, zabił go. Garbus otworzył szeroko oczy, gdy z króla uchodziło życie. Z jego twarzy jak tapeta ze ściany oderwał się szary płat skóry, spod którego widać było szare, rozkładające się ciało.

– Nie! – krzyknął, po czym chwycił Davida za szyję. – Imię. Musisz mi je wyjawić, bo obaj zginiemy.

Przerażony David wiedział, że zaraz umrze.

– Jego imię… – zaczął.

– Tak! – wykrzyknął Garbus. – Tak!

W gardle króla zabulgotał ostatni oddech i Leroi odrzucił ciało na bok. Wycierając krew z ust, ruszył w stronę Davida.

– Jego imię…

– Mów! – wrzasnął Garbus.

– Jego imię to „brat” – powiedział David.

Garbus otworzył usta i zajęczał.

– Nie. Nie.

Głęboko pod zamkiem ostatnie ziarenka piasku przesączyły się przez klepsydrę, a wysoko na balkonie duch dziewczynki zaświecił jasno przez sekundę, po czym zgasł. Gdybyś ktoś tam był, na pewno usłyszałby ciche westchnienie, pełne radości i spokoju, gdy jej udręka dobiegła końca.

– Nie! – zawył Garbus, gdy jego skóra zaczęła pękać, i z ciała wydobywał się cuchnący gaz. Wszystko przepadło. Po tylu nieopowiedzianych historiach jego życie dobiegło końca. Był tak wściekły, że wbił sobie paznokcie v czaszkę i zaczął ją szarpać, rozrywając skórę i ciało, aż na jego czole pojawiło się głębokie rozcięcie, przesuwając się szybko na grzbiet nosa, po czym rozdarło mu usta. Trzymał teraz w rękach po połowie głowy, przewracał dziko oczami, lecz nadal rozdzierał swoje ciało, które rozrywało się przez jego gardło, pierś i brzuch aż do ud, gdzie rozpadło się na dwie części. Wypełzły z nich wszystkie najbardziej paskudne bezkręgowce, jakie kiedykolwiek żyły: robaki, żuki, stonogi, pająki i białe robaki. Wiły się po podłodze, aż znieruchomiały, gdy ostatnie ziarenko piasku przesypało się przez klepsydrę Garbus skonał.

Leroi z uśmiechem przyglądał się martwemu paskudztwu. David zaczął zamykać oczy, przygotowując ę na śmierć, kiedy Leroi nagle zadrżał. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale odpadła mu szczęka, lądując na kamieniach u jego stóp. Jego skóra zaczęła się łuszczyć jak stary gips. Próbował się poruszyć, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Złamały się w kolanach i Leroi padł na podłogę, a na jego twarzy i dłoniach pojawiły się pęknięcia. Próbował drapać podłogę, lecz jego pazury kruszyły się jak szkło. Tylko oczy pozostały takie jak dawniej. Teraz wypełniało je zdumienie i ból.

David patrzył, jak Leroi zdycha. On jeden rozumiał, co się dzieje.

– Byłeś koszmarem króla, nie moim – powiedział. Kiedy go zabiłeś, zabiłeś też i siebie.

Oczy Leroi zamrugały, nic nie rozumiejąc, po czym znieruchomiały. Stał się tylko rozbitym posągiem bestii, której nie ożywiał już niczyj strach. Całe jego ciało pokryły drobne pęknięcia, po czym rozpadł się na milion kawałeczków i zniknął na zawsze.

W całej sali tronowej pozostali wilkoni rozpadali się w proch, a wilki – pozbawione przywódców – zaczęły wycofywać się do tunelu, gdy do sali wchodzili strażnicy z uniesionymi tarczami. Tworzyli w ten sposób stalowy mur, przez który jak kolce jeża wystawały końce włóczni. Nie zwrócili uwagi na Davida, gdy chwycił miecz i popędził przez zamkowe korytarze, mijając przerażone sługi, zdumionych dworzan, aż wypadł na świeże powietrze. Wspiął się na najwyższy mur i wyjrzał na rozciągającą się przed zamkiem dolinę. Wilcza armia znalazła się w totalnej rozsypce. Niedawni sojusznicy zwracali się teraz przeciw sobie, walcząc i gryząc. Szybcy napadali na wolnych, pragnąc jak najszybciej się wycofać i znaleźć na własnych terytoriach. Wielkie kolumny wilków pędziły w stronę wzgórz. Po wilkonach pozostały jedynie kupki prochu, które na moment zakręciły się w powietrzu, po czym zniknęły uniesione wiatrem.

David poczuł, że ktoś kładzie mu rękę na ramieniu. Odwrócił się i zobaczył znajomą twarz.

To był Leśniczy. Na ubraniu i skórze miał wilczą krew. Kapała też z ostrza jego siekiery, tworząc ciemne kałuże.

David nie mógł wydusić ani słowa. Upuścił miecz i worek i mocno objął Leśniczego. A ten położył dłoń na jego głowie i pogładził po włosach.

– Myślałem, że pan nie żyje – westchnął David. – Widziałem, jak wilki ciągnęły pana do lasu.

– Żaden wilk nie pozbawi mnie życia – powiedział Leśniczy. – Udało mi się dobrnąć do chatki handlarza końmi. Zabarykadowałem drzwi i padłem nieprzytomny, dopiero po wielu dniach mogłem ruszyć twoim śladem, ale aż do teraz nie mogłem się przedrzeć przez wilki. Musimy szybko stąd iść. Zamek długo nie wytrzyma.

David poczuł, jak mury drżą pod jego stopami. Tuż obok pojawiły się wyrwy w kamieniach. Mury zaczęły pękać, a cegły i zaprawa sypały się na kamienie w dole. Labirynt tuneli pod zamkiem zapadał się, niszcząc świat królów i Garbusa.

Leśniczy wyprowadził Davida na dziedziniec, gdzie czekał koń. Powiedział Davidowi, żeby na niego wsiadł, lecz chłopiec odszukał w stajni Scyllę. Koń, przestraszony odgłosami bitwy i wyciem wilków, zarżał z ulgi na widok chłopca. David poklepał go po czole i szepnął i ucha kojące słowa, po czym wskoczył mu na grzbiet ruszył za Leśniczym. Strażnicy na koniach atakowali uciekające wilki, odciągając je coraz dalej od miejsca bitwy.

Przez główną bramę przechodziła fala ludzi. Słudzy i dworzanie objuczeni jedzeniem i skarbami, które mogli unieść, porzucali rozpadający się zamek, zanim skruszył się całkiem na ich oczach. David i Leśniczy obrali drogę prowadzącą z dala od całego zamieszania. Zatrzymali się dopiero na szczycie wzgórza, w bezpiecznej odległości od ludzi i wilków. Stamtąd patrzyli, jak zamek rozpada się w proch, aż pozostała po nim tylko dziura w ziemi pełna drewna i cegieł, nad którą unosił się paskudny, duszący pył. Potem odwrócili się tyłem i jechali razem przez wiele dni, aż w końcu dotarli do lasu, przez który David trafił do tego świata. Stało tam teraz tylko jedno drzewo oznaczone gałązkami, bo wraz ze śmiercią Garbusa jego czary przestały działać.