Lekarze powiedzieli, że przeżył kolejny ze swoich ataków, być może w wyniku wstrząsu wywołanego przez katastrofę, i zapadł po nim w śpiączkę. Spał przez wiele dni, aż do ranka, gdy się przebudził i wypowiedział imię Rose. Jednak nawet wtedy nie można było w pełni wytłumaczyć pewnych aspektów jego zniknięcia – co w ogóle robił w ogrodzie i skąd wzięły się blizny na jego ciele. Wszyscy jednak cieszyli się z jego powrotu i nie powiedzieli mu ani jednego złego słowa. Znacznie później, kiedy niebezpieczeństwo minęło i David wrócił do swojego pokoju, Rose i ojciec w nocy w łóżku rozmawiali o tym, jak bardzo to zdarzenie zmieniło Davida. Stał się jednocześnie cichszy i bardziej uważający w stosunku do innych, bardziej czuły dla Rose, lepiej rozumiał jej problemy ze znalezieniem własnego miejsca w życiu dwóch mężczyzn: Davida i jego ojca; mocniej reagował na nagł e hałasy i potencjalne zagrożenia, lecz stał się bardziej opiekuńczy w stosunku do słabszych od siebie, zwłaszcza swego przyrodniego brata, Georgiego.
Mijały lata i David wyrósł na mężczyznę. Dla niego stało się to zbyt wolno, a dla ojca i Rose stanowczo za szybko. Georgie też wyrósł i razem z Davidem byli sobie tak bliscy, jak tylko mogą być bracia, nawet gdy Rose i ich ojciec rozstali się, jak czasem czynią dorośli. Rozwiedli się w przyjaźni i żadne z nich już nigdy nikogo nie poślubiło. David studiował na uniwersytecie, a jego ojciec znalazł niewielki domek nad strumieniem, w którym po przejściu na emeryturę mógł łowić ryby. Rose i Georgie mieszkali razem w dużym starym domu i David często ich tam odwiedzał, sam lub z ojcem. Jeśli tylko miał czas, zaglądał do swojego starego pokoju i nasłuchiwał szeptu książek, lecz zawsze milczały. Jeśli był ładna pogoda, schodził do starego ogrodu, uporządkowanego co nieco po katastrofie samolotu, lecz już nie tak cichego jak niegdyś, i wpatrywał się w milczeniu w szczeliny w murze. Nigdy jednak nie próbował przejść na drugą stronę. Nikt nie próbował.
Wraz z upływem czasu David przekonał się, że Garbus nie okłamał go przynajmniej co do jednej rzeczy – jego życie było pełne wielkiego smutku i wielkiej radości, cierpienia i żalu, jak również chwil triumfu i zadowolenia. W wieku trzydziestu dwóch lat stracił ojca. Jego serce przestało bić, gdy siedział nad strumieniem z wędką w ręce. Słońce świeciło mu w twarz, więc gdy kilka godzin później znaleźli go przechodnie, jego skóra nadal była ciepła.
Georgie przyjechał na pogrzeb w mundurze, bo na wschodzie wybuchła kolejna wojna i Georgie aż się palił, by wypełnić swój obowiązek. Pojechał do dalekiego kraju i zginął tam razem z innymi młodymi ludźmi, których marzenia o honorze i chwale skończyły się na błotnistym polu bitwy. Jego szczątki odesłano do domu i pochowano na wiejskim cmentarzu pod małym kamiennym krzyżem, na którym wyryto jego nazwisko, daty urodzin i śmierci oraz słowa: „Ukochany syn i brat”.
David ożenił się z kobietą o ciemnych włosach i zielonych oczach. Nosiła imię Alyson. Marzyli o powiększeniu rodziny i Alyson zaszła w ciążę. David jednak był pełen niepokoju, bo nie mógł zapomnieć słów Garbusa: „Ci, których pokochasz – kobiety, dzieci – będą umierać, a twoja miłość nie zdoła ich ocalić”.
W czasie porodu wdały się komplikacje. Syn, którego nazwali George na cześć stryja, nie był dość silny, by przeżyć, a Alyson przypłaciła jego narodziny śmiercią. Tak spełniła się przepowiednia Garbusa. David nie ożenił się ponownie i nie miał już dzieci, ale został pisarzem i napisał książkę. Zatytułował ją Księga rzeczy utraconych i właśnie trzymacie ją w dłoniach. Kiedy dzieci pytały go, czy to wszystko prawda, odpowiadał, że tak. On przynajmniej tak to zapamiętał.
I na swój sposób wszystkie zostały jego dziećmi.
Kiedy Rose zestarzała się i opadła z sił, David opiekował się nią, dopóki nie odeszła. W spadku zostawiła mu swój dom. Mógł go sprzedać, bo wart był mnóstwo pieniędzy, ale postanowił się tam przeprowadzić i na dole urządził swój gabinet. Mieszkał tam bardzo zadowolony przez wiele lat, zawsze otwierając drzwi dzieciom, które go odwiedzały – czasem same, czasem z rodzicami – bo dom był bardzo sławny i wiele dzieci chciało go obejrzeć. Jeśli były grzeczne, zabierał je do starego ogrodu, choć szczeliny w murze dawno już zostały załatane, bo David nie chciał, by dzieci przeszły na drugą stronę i wpakowały się w tarapaty. Opowiadał im za to o historiach i książkach, tłumaczył, że historie chcą, by je opowiadano, a książki, by czytano. W książkach bowiem zamknięte jest wszystko, co muszą wiedzieć o życiu i o kraju, który opisał. Znajdą w nich też opisy każdego innego kraju lub królestwa, które sobie wyobrażają. Niektóre dzieci to rozumiały, inne nie.
W swoim czasie David zestarzał się i opadł z sił. Nie mógł już pisać, bo pamięć i wzrok go zawodziły. Nie mógł nawet daleko chodzić, by witać dzieci jak niegdyś (to też przepowiedział mu Garbus, zupełnie jakby David spojrzał w oczy-lustra damy w lochu). Lekarze nie mogli nic dla niego zrobić; mogli tylko łagodzić ból. Wynajął pielęgniarkę, by się nim opiekowała, odwiedzali go też przyjaciele. Kiedy koniec był coraz bliższy, poprosił, by pościelono mu łóżko w wielkiej bibliotece na dole. Co noc zasypiał v otoczeniu książek, które tak ukochał jako chłopiec i jako mężczyzna. Poprosił też ogrodnika, by wyświadczył mu niewielką przysługę i nikomu o tym nie mówił, a ogrodnik spełnił jego prośbę, bo bardzo kochał staruszka. W najciemniejszych godzinach nocy David leżał i nasłuchiwał. Książki znów zaczęły szeptać, lecz on się nie bał. Mówiły bardzo cicho, szepcząc słowa pociechy i łaski. Czasami opowiadały mu historie, które zawsze kochał. Teraz należała do nich i jego własna.
Pewnej nocy, gdy jego oddech stał się bardzo płytki, a światło w oczach zaczęło w końcu gasnąć, David wstał z łóżka w bibliotece i powoli ruszył w stronę drzwi, zatrzymując się tylko po to, by wziąć książkę. Był to stary album oprawiony w skórę. Znajdowały się w nim zdjęcia i listy, kartki, pamiątki, rysunki i wiersze, kosmyki włosów i para obrączek, pamiątki po długim życiu, lecz tym razem było to jego życie. Książki zaczęły szeptać głośniej, głosy wielkich tomów odezwały się radosnym chórem, bo jedna historia miała się skończyć i niebawem narodzić nowa. Mijając je, stary człowiek pogładził ich grzbiety na pożegnanie, a potem wyszedł z biblioteki i domu po raz ostatni i przez wilgotną trawę przeszedł do starego ogrodu.
W jednym rogu ogrodnik otworzył szczelinę na tyle dużą, by dorosły mężczyzna mógł się przedostać na drugą stronę. David opadł na czworaki i z bólem przeciskał się, aż znalazł się za murem. Usiadł w ciemności i czekał. Początkowo nic się nie działo i musiał siłą powstrzymywać oczy przed zamknięciem. Po chwili zobaczył światło i poczuł na twarzy chłodny wiatr. Poczuł zapach kory drzewa, świeżej trawy i kwitnących kwiatów. Kiedy otworzyła się przed nim dziura, wszedł przez nią i znalazł się w środku wielkiego lasu. Kraina zmieniła się na zawsze. Nie było w niej już bestii przypominających ludzi ani koszmarów czekających tylko na to, by osaczyć nieostrożnych. Nie było już strachu ani nieustannego zmierzchu. Zniknęły nawet przypominające dzieci kwiaty, bo nikt już nie przelewał ich krwi w mrocznych zakamarkach lasu i ich dusze odnalazły spokój. Słońce zachodziło, a widok urzekał swym pięknem. Niebo mieniło się fioletem, czerwienią i pomarańczem, gdy długi dzień zmierzał do spokojnego kresu.
Przed Davidem stanął mężczyzna. W jednej ręce miał siekierę, a w drugiej girlandę kwiatów zebranych, gdy szedł przez las. Związał je dwoma źdźbłami długiej trawy.
– Wróciłem – powiedział David, a Leśniczy uśmiechnął się.