Выбрать главу

– Większość ludzi wraca, na koniec – odparł, a David nie mógł się nadziwić, jak bardzo jest podobny do jego ojca. Że też wcześniej tego nie zauważył.

– Chodź – powiedział Leśniczy. – Czekaliśmy na ciebie.

David ujrzał swoje odbicie w jego oczach. Nie był już staruszkiem, lecz młodym mężczyzną, bo dla swego ojca mężczyzna jest zawsze dzieckiem, bez względu na to, ile ma lat i jak długo byli rozdzieleni.

David ruszył za Leśniczym ścieżką przez polany i strumienie, aż dotarli w końcu do chaty, z komina której leniwie unosił się dym. Na małym polu obok chaty stał koń, skubiąc z zadowoleniem trawę. Kiedy David zbliżył się, podniósł łeb i zarżał z radości. Potrząsając grzywą, podbiegł mu ma spotkanie. David podszedł do płotu i przytulił głowę do łba Scylli. Kiedy pocałował ją w czoło, Scylla zamknęła oczy, a potem szła za nim jak cień, gdy zbliżał się do domu, czasami szturchając go lekko w szyję, jakby chciała przypomnieć o swojej obecności.

Drzwi chaty otworzyły się i stanęła w nich kobieta. Miała ciemne włosy i zielone oczy. W ramionach trzymała maleńkiego, nowo narodzonego chłopczyka, który chwytał ją za bluzkę. Bo w tamtym miejscu życie człowieka jest tylko chwilą i każdy człowiek śni swoje własne niebo.

W ciemnościach David zamknął oczy i wszystko, co utracił, znów zostało odnalezione.

John Connolly

***