Выбрать главу

Odwrócił się do Davida i położył mu rękę na ramieniu.

– Powierzam ci ten sekret – powiedział. – Nigdy nie wolno ci nikomu powiedzieć, czym się zajmuję.

Położył palec na ustach.

– Ściśle tajne, staruszku.

David powtórzył jego gest.

– Ściśle tajne – powtórzył jak echo.

Jechali dalej.

Niewielki, niski pokój Davida znajdował się na samej górze. Rose wybrała go dla niego, bo pełno tam było książek i półek. David próbował znaleźć dla swoich książek jak najlepsze miejsce obok innych, dużo starszych i dziwniejszych tomów. W końcu zdecydował się ustawić je według rozmiaru i koloru okładki, bo tak wyglądały dużo lepiej. Oznaczało to, że jego własne książki wymieszały się z tymi, które już tam były. W ten sposób jeden ze zbiorów baśni wylądował pomiędzy historią komunizmu i opisami ostatnich bitew pierwszej wojny światowej. David próbował przeczytać fragment historii komunizmu, głównie dlatego, że nie do końca wiedział, co to takiego ten komunizm (poza faktem, że ojciec uważał go za coś bardzo złego). Udało mu się przebrnąć przez trzy strony, zanim zupełnie się znudził. Wywody na temat robotniczej własności środków produkcji” i „wyzysku kapitalistów” niemal go uśpiły. Historia pierwszej wojny światowej okazała się nieco lepsza, głównie dzięki zdjęciom starych czołgów, które ktoś wyciął z ilustrowanego magazynu i powkładał między kartki. David znalazł też nudny podręcznik do nauki francuskiego słownictwa, książkę o imperium rzymskim, która zawierała kilka bardzo ciekawych ilustracji i z lubością opisywała okrucieństwo Rzymian w stosunku do innych ludów oraz straszne sposoby, w jakie te ludy mściły się na Rzymianach.

Należący do Davida zbiór mitów greckich miał ten sam rozmiar i kolor co stojący obok tom poezji i czasami przez pomyłkę zdejmował go z półki. Niektóre wiersze nie były wcale takie złe. Jeden z nich opowiadał o kimś podobnym do rycerza – z tą różnicą, że w wierszu nazywał się „Childe” – który poszukiwał mrocznej wieży i skrywanego przez nią sekretu. Wiersz nie kończył się jak należy. Rycerz docierał do wieży i tyle. David chciał wiedzieć, co się tam znajdowało i co się stało z rycerzem, ale poeta najwyraźniej uznał, że to wcale nie jest ważne. David zaczął się zastanawiać nad ludźmi, którzy piszą wiersze. Każdy mógł się przekonać, że wiersz tak naprawdę robił się ciekawy dopiero wtedy, gdy rycerz docierał do wieży, ale w tym właśnie momencie poeta postanowił go skończyć i napisać coś innego. Może chciał później do niego wrócić i po prostu zapomniał albo nie potrafił wymyślić zamieszkującego wieżę potwora, który wywierałby odpowiednio straszliwe wrażenie. David wyobraził sobie poetę otoczonego kartkami papieru z mnóstwem pomysłów na stwory, które po kolei przekreślał.

Wilkołak.

Smok.

Naprawdę wielki smok.

Czarownica.

Naprawdę wielka czarownica.

Mała czarownica.

David próbował nadać kształt bestii czającej się w sercu wiersza, lecz nie potrafił. Było to o wiele trudniejsze, niż się wydawało, bo nic nie pasowało. Udało mu się jedynie stworzyć niejasny kształt, który czaił się w pokrytych pajęczyną zakamarkach jego wyobraźni, gdzie kryły się wszystkie rzeczy, które budziły w nim lęk w ciemności.

W chwili, gdy zaczął zapełniać puste miejsca na półkach, uświadomił sobie, że w pokoju zaszła pewna zmiana. Nowe książki wyglądały na zakłopotane, gdy stanęły obok dzieł z przeszłości. Ich wygląd budził grozę i przemawiały do Davida niegrzecznym, dudniącym tonem. Stare tomy oprawione były w cielęcą skórę, a niektóre zawierały wiedzę dawno już zapomnianą albo uznaną za błędną, kiedy dzięki nauce i odkryciom poznano nowe prawdy. Książki zawierające tę starą wiedzę nigdy nie pogodziły się z umniejszeniem swojej wartości. Zajmowały teraz miejsce niższe od opowieści, bo te z założenia – przynajmniej na pewnym etapie – były wytworem fantazji, a one przecież narodziły się dla wyższych celów. Mężczyźni i kobiety ciężko pracowali nad ich powstaniem, wypełniając je sumą swojej wiedzy o świecie. Fakt, że się pomylili i że poczynione przez nich założenia były teraz w większości wypadków bezwartościowe, okazały się dla książek nie do zniesienia.

Wielka księga, która utrzymywała, że koniec świata obliczony na podstawie wnikliwych studiów nad Biblią nastąpi w 1783 roku, niemal postradała rozum i nie chciała uwierzyć, że obecna data jest późniejsza niż 1782. Dopuszczenie tego faktu byłoby równoznaczne z przyznaniem, że jej treść zawiera błędy i w związku z tym może być uznawana wyłącznie za ciekawostkę. Cienka książka opowiadająca o cywilizacji na Marsie, napisana przez człowieka z wielkim teleskopem i bystrym okiem, które dostrzegło niewidzialne kanały, paplała nieustannie o tym, że Marsjanie skryli się pod powierzchnią i budują w tajemnicy wielkie silniki. Zajmowała obecnie miejsce pomiędzy kilkoma książkami o języku migowym dla głuchych, które Bogu dzięki nie słyszały nic, co do nich mówiono.

David odkrył jednak także książki podobne do jego własnych. Były to grube, ilustrowane zbiory baśni i ludowych opowieści, w których kolory nadal były żywe i bogate. W pierwszych dniach, które spędził w nowym domu, David zwrócił uwagę właśnie na nie, leżąc na ławeczce pod oknem. Spoglądał od czasu do czasu na rozciągający się w dole las, jakby oczekiwał, że pojawią się tam nagle wilki, czarownice i ogry. Opisy w książkach pasowały tak idealnie do lasu otaczającego dom, że aż trudno było uwierzyć, że to nie jeden i ten sam las. Wrażenie to potęgował charakter książek, jako że niektóre historie dopisano ręcznie, a towarzyszące im rysunki stworzyła obdarzona talentem ręka. David nie znalazł w książkach żadnego nazwiska, które pomogłoby mu zidentyfikować autora tych dodatków. Część z tych opowieści była mu nieznana, zachowywały jednak w sobie echa historii, które znał niemal na pamięć.

W jednej z nich zaklęcie rzucone przez czarownika zmuszało księżniczkę do tańczenia przez całą noc i przesypiania całego dnia. Nie została jednak ocalona przez księcia lub mądrego służącego, lecz umarła, a jej duch tak długo dręczył czarownika, aż wskoczył w wielką otchłań w ziemi i zginął w płomieniach. Mała dziewczynka, która szła przez las, spotkała złego wilka, a kiedy zaczęła uciekać, napotkała leśniczego z siekierą. W tej historii jednak leśniczy nie zabił wilka i nie odprowadził dziewczynki do rodziców. Nie, nic z tych rzeczy. Odciął wilkowi głowę, a potem zabrał dziewczynkę do swojej chaty ukrytej w najciemniejszej gęstwinie lasu i trzymał ją tam tak długo, aż urosła i mógł się z nią ożenić. Poślubił ją podczas ceremonii, której przewodziła sowa, mimo że dziewczynka przez wszystkie lata niewoli nie przestawała płakać z tęsknoty za rodzicami. Miała z nim dzieci, a leśniczy uczył je polować na wilki i łapać ludzi, którzy zabłądzili w lesie. Kazał im zabijać mężczyzn i opróżniać ich kieszenie z cennych rzeczy, a kobiety przyprowadzać do domu.

David czytał opowieści w dzień i w nocy, okrywając się kocem, bo w domu Rose nigdy nie było ciepło. Wiatr wciskał się przez szpary w okiennych framugach i wypaczone drzwi i z szelestem przewracał kartki książek, jakby szukał w nich informacji niezbędnych do swoich własnych celów. Wielkie pnącza bluszczu, który obrastał dom od frontu i z tyłu, przez lata przebiły się przez ściany, tak że drobne wąsy wypełzały przy suficie w rogach pokoju Davida i przyczepiały się pod parapetem. Początkowo próbował obcinać je nożyczkami, wyrzucając pędy do kosza, ale po kilku dniach bluszcz wracał. Wydawał się jeszcze grubszy i dłuższy i przyczepiał się jeszcze mocniej do drewna i tynku. W szczelinach ścian mieszkały też robaki, więc granica pomiędzy światem naturalnym i wewnętrznym światem domu zatarła się i pozostała nieokreślona. David znalazł w szafie całą kolonię żuków, a w szufladzie ze skarpetkami zamieszkały skorki. Nocą słyszał za deskami chrobotanie myszy. Wyglądało to zupełnie tak, jakby natura chciała przejąć pokój na własność.