Выбрать главу

– Dobrze, dziękuję – powiedziała. – Jestem trochę zmęczona Georgiem i domowymi obowiązkami, ale to minie. Mamy za sobą trochę dziwny czas. Jestem pewna, że tak samo to odczuwasz. Nagle znaleźliśmy się we czwórkę w jednym domu. Ale cieszę się, że tu jesteś. Ten dom jest za duży dla jednej osoby, ale moi rodzice chcieli, by pozostał w rodzinie. Był dla nich… ważny.

– Dlaczego? – zapytał David. Starał się nie okazać zbyt wielkiego zainteresowania. Nie chciał, żeby Rose uznała, że rozmawia z nią tylko dlatego, że chce dowiedzieć się czegoś więcej o domu, a zwłaszcza o swoim pokoju i znajdujących się tam książkach.

– Ten dom jest w naszej rodzinie od bardzo dawna. Zbudowali go moi dziadkowie i mieszkali tu ze swoimi dziećmi. Mieli nadzieję, że pozostanie w rodzinie i że zawsze będą mieszkać w nim dzieci.

– Czy to do nich należały książki w moim pokoju? – zapytał David.

– Niektóre tak – odparła Rose. – Inne należały do ich dzieci: mojego ojca, jego siostry i…

Zawiesiła głos.

– Jonathana? – podpowiedział David, a Rose skinęła głową.

Zasmuciła się.

– Tak. Do Jonathana. Skąd znasz jego imię?

– Znalazłem je w jednej z książek. Zastanawiałem się, kto to taki.

– Był moim stryjem, starszym bratem mojego ojca, ale nigdy go nie poznałam. Twój pokój należał kiedyś do niego, podobnie jak większość książek. Przykro mi, jeśli nie jesteś zadowolony. Myślałam, że ci się spodoba. Wiem, że trochę tam ciemno, ale jest tyle półek i oczywiście są książki. Powinnam była lepiej to przemyśleć.

David strapił się.

– Ale dlaczego? Pokój bardzo mi się podoba, książki też.

Rose odwróciła się.

– Nic takiego – powiedziała. – Nieważne.

– Nie – odparł David. – Proszę, powiedz mi.

Rose ustąpiła.

– Jonathan zniknął. Miał zaledwie czternaście lat. To było dawno temu i moi rodzice nic nie zmienili w jego pokoju w nadziei, że kiedyś wróci. Ale nie wrócił. Zniknęła z nim jeszcze mała dziewczynka. Miała na imię Anna i była córką przyjaciela dziadka. On razem z żoną zginął w pożarze i dziadek zabrał Annę do siebie. Miała siedem lat. Dziadek doszedł do wniosku, że Jonathanowi przyda się siostrzyczka, a Annie starszy brat, który będzie się nią opiekował. Tak więc musieli oddalić się od domu, zabłądzić, sama nie wiem, coś musiało się stać, bo już nigdy nikt ich nie widział. To bardzo, bardzo smutna historia. Szukali ich niezwykle długo. Przeczesywali las i rzekę, wypytywali o nich w pobliskich miasteczkach. Pojechali nawet do Londynu i gdzie tylko się dało, porozwieszali ich portrety i rysopisy, ale nigdy nie zgłosił się nikt z informacją, że ich widział.

Po pewnym czasie na świat przyszła jeszcze dwójka dzieci, mój ojciec i jego siostra Katherine, ale moi dziadkowie nigdy nie zapomnieli Jonathana i nigdy nie porzucili nadziei, że razem z Anną wróci kiedyś do domu. Zwłaszcza dziadek nigdy nie doszedł do siebie po tej stracie. Obwiniał się o to, co się wydarzyło. Myślę, że wyrzucał sobie, że lepiej ich nie pilnował. Chyba właśnie dlatego młodo umarł. Kiedy umierała babka, poprosiła mojego ojca, żeby niczego w pokoju nie ruszał i zostawił książki na swoich miejscach na wypadek, gdyby Jonathan powrócił. Nigdy nie straciła nadziei. Troszczyła się też bardzo o Annę, ale Jonathan był jej najstarszym synem i nie było chyba dnia, żeby nie wyglądała przez okno swojego pokoju w nadziei, że zobaczy, jak idzie ścieżką w ogrodzie. Byłby oczywiście starszy, ale wciąż pozostałby jej synem i opowiedziałby jakąś cudowną historię, która wytłumaczyłaby jego zniknięcie.

Mój ojciec zrobił, o co go prosiła: zostawił książki na swoim miejscu, a później, kiedy zmarli moi rodzice, ja też tak zrobiłam. Zawsze chciałam mieć swoją rodzinę i przypuszczam… czuję, że Jonathan, który tak bardzo kochał swoje książki, cieszyłby się, wiedząc, że jakiś inny chłopiec lub dziewczynka mieszkający w tym pokoju też je pokochają. To lepsze niż zostawić je, by niszczały nieczytane. Teraz pokój należy do ciebie, ale jeśli chcesz się przenieść do innego, nie ma sprawy. Mamy mnóstwo miejsca.

– Jaki był Jonathan? Czy dziadek opowiadał ci o nim?

Rose zamyśliła się.

– Byłam tak samo ciekawa jak ty i pytałam o niego dziadka. Można powiedzieć, że prowadziłam swoje prywatne śledztwo. Dziadek powiedział, że był bardzo cichy. Lubił czytać jak ty. W pewnym sensie to zabawne: uwielbiał baśnie, ale się ich bał, a do jego ulubionych należały te, które przerażały go najbardziej. Bał się wilków. Pamiętam, że dziadek powiedział mi o tym pewnego dnia. Jonathanowi śniły się koszmary, w których ścigały go wilki i to wcale nie takie zwyczajne. Ponieważ pochodziły z baśni, które czytał, potrafiły mówić. Wilki z jego snów były mądre i niebezpieczne. Dziadek próbował zabierać mu książki, bo te koszmary były naprawdę okropne, ale Jonathan nie mógł bez nich żyć, więc w końcu dziadek zawsze ustępował i oddawał mu książki. Niektóre były bardzo stare. Były już stare, gdy należały do Jonathana. Podejrzewam, że kilka z nich mogło być bardzo cennych, ale dawno temu ktoś w nich coś napisał. Można tam znaleźć dopiski i rysunki, które zupełnie do nich nie pasują. Dziadek sądził, że to pewnie dzieło człowieka, który sprzedał mu książki. Był księgarzem w Londynie i bardzo dziwnym człowiekiem. Sprzedawał mnóstwo książek dla dzieci, ale za dziećmi chyba nie przepadał. Wydaje mi się, że lubił je straszyć.

Rose wyglądała przez okno, zatopiona we wspomnieniach o dziadku i zaginionym stryju.

– Dziadek wrócił do tej księgarni po zaginięciu Jonathana i Anny. Pomyślał chyba, że ludzie mający dzieci przychodzą tam po książki i może oni albo ich dzieci coś wiedzą o tym tajemniczym zniknięciu. Ale kiedy dotarł na miejsce, księgarni już nie było. Okna były zabite deskami. Nikt tam nie mieszkał ani nie pracował i nikt nie potrafił mu powiedzieć, co się stało z drobnym człowieczkiem, który był właścicielem. Może umarł. Dziadek powiedział, że był bardzo stary. Bardzo stary i bardzo dziwny.

Nagły dzwonek do drzwi przerwał harmonię łączącą Davida i Rose. Zjawił się listonosz i Rose wyszła, by się z nim przywitać. Kiedy wróciła, zapytała Davida, czy chciałby coś zjeść, ale odmówił. Już zaczynał być zły na siebie, że zbliżył się do Rose, nawet jeśli w efekcie czegoś się dowiedział. Nie chciał, żeby pomyślała, że teraz wszystko między nimi jest w porządku, bo wcale tak nie było. O nie. Zostawił ją samą w kuchni i wrócił do swojego pokoju.

Po drodze zajrzał do Georgiego. Malec spał smacznie w swoim łóżeczku. Obok leżała wielka maska gazowa dla dzieci i miechy pompujące do niej powietrze. David próbował przekonywać samego siebie, że Georgie nie zjawił się tu z własnej woli. Nie prosił się na ten świat. Mimo to David nie potrafił odnaleźć w sobie cieplejszych uczuć dla malca i za każdym razem, gdy widział, jak ojciec tuli go w ramionach, coś w nim pękało. Był symbolem całego zła, wszystkich zmian. Kiedy zmarła jego matka, zostali z ojcem tylko we dwóch i stali się sobie dużo bliżsi, bo mogli polegać tylko na sobie. Teraz ojciec miał Rose i nowego syna. A David nie miał nikogo innego. Był sam.

Zostawił malca i wrócił na swoje poddasze, gdzie spędził całe popołudnie, przerzucając stare książki Jonathana Tulveya. Siedział na ławeczce pod oknem i myślał, że kiedyś, dawno temu, siadywał tu Jonathan. Chodził po tych samych korytarzach, jadał w tej samej kuchni, bawił się w tym samym salonie, a nawet sypiał w tym samym łóżku. Być może gdzieś tam w innym czasie nadal to wszystko robi i razem z Davidem zajmują to samo miejsce. Jonathan przemyka niewidzialny jak duch przez świat Davida, nieświadom, że co noc dzieli łóżko z zupełnie mu obcym chłopcem. Na samą myśl o tym David zadrżał, lecz jednocześnie sprawiło mu to przyjemność. Miło było pomyśleć, że takie niezwykłe więzy mogą łączyć dwóch chłopców tak bardzo do siebie podobnych.