Выбрать главу

— Przynieś natychmiast tę broszkę — poleciła Imeyne. — Chcę ją obejrzeć.

Rosemunda zacisnęła usta, ale posłusznie wyszła do sieni, gdzie wisiały wierzchnie okrycia.

— Okazuje równie mało radości z prezentów, które otrzymała od mego brata, jak z jego obecności — zauważyła Yvolde. — Podczas wieczerzy nie zamieniła z nim ani słowa.

Wróciła Rosemunda, niosąc zielony płaszcz z broszką, którą potraktowała jako zaponę. Lady Imeyne uważnie obejrzała błyskotkę i wyraziła zachwyt nad kunsztownością roboty.

— Ja też chcę zobaczyć! — zawołała Agnes.

Rosemunda schyliła się, by pokazać prezent siostrze. Na złotej, dość grubej blaszce było osadzonych kilka czerwonych kamyków. Ponieważ w XIV wieku nie znano jeszcze agrafek, z tyłu sterczała długa szpilka, którą należało przewlec przez materiał. Na odwrocie znajdował się wygrawerowany napis: Io suiicen lui darni amo.

— Co to znaczy? — zapytała Agnes.

— Nie wiem — odparła Rosemunda tonem, który sugerował także: „I nic mnie to nie obchodzi”.

Widząc, że usta Yvolde zacisnęły się w jeszcze węższą kreskę, Kivrin postanowiła odwrócić uwagę kobiet od nieszczęsnej Rosemundy.

— To znaczy: „Zastępujesz przyjaciela, którego kocham” — wyjaśniła.

Natychmiast zdała sobie sprawę, jak niewybaczalny popełniła błąd, i spojrzała z lękiem na Imeyne, ale ta, o dziwo, niczego nie zauważyła.

— Powinnaś nosić te słowa na piersi, a nie wieszać je na kołku — skarciła Rosemundę, po czym odpięła broszkę od płaszcza i umieściła ją na sukni dziewczynki.

— Powinnaś też przebywać u boku mego brata, jak przystoi jego narzeczonej, zamiast trwonić czas na dziecinne zabawy — zawtórowała jej lady Yvolde.

Wyciągnęła rękę w kierunku paleniska, wskazując drzemiącego przy ogniu sir Bloeta. Rosemunda posłała Kivrin błagalne spojrzenie.

— Idź i podziękuj sir Bloetowi za tak wspaniały dar — poleciła surowym tonem lady Imeyne.

Rosemunda oddała płaszcz siostrze i ruszyła w stronę paleniska.

— Połóż się tutaj, Agnes — powiedziała Kivrin. — Musisz odpocząć.

— Ale ja chcę słuchać bicia dzwonów!

— Lady Katherine… — Kivrin była gotowa przysiąc, że Yvolde w szczególny sposób zaakcentowała słowo „lady”. — Twierdzicie, że nic nie pamiętacie, a jednak z łatwością odczytaliście napis na broszce Rosemundy. Czyżbyście potrafili czytać?

Owszem, potrafię czytać, pomyślała Kivrin. Problem polegał na tym, że w XIV wieku tę umiejętność posiadała co najwyżej jedna trzecia społeczeństwa, wśród kobiet zaś ten odsetek był jeszcze mniejszy.

Podniósłszy wzrok napotkała spojrzenie Imeyne, która przyglądała się jej z taką samą podejrzliwością jak pierwszego ranka, kiedy dokładnie badała jej ubranie i oglądała ręce.

— Nie — powiedziała, spoglądając lady Yvolde prosto w oczy. — Nie potrafiłabym przeczytać nawet „Ojcze nasz”. Wasz brat wyjaśnił nam, co znaczą te słowa, kiedy dawał broszkę Rosemundzie.

— Nieprawda! — zaprotestowała Agnes. — Niczego nie mówił!

— Nie słyszałaś, bo byłaś zajęta swoim dzwoneczkiem.

Na pewno mi nie uwierzy, przemknęła Kivrin przez głowę paniczna myśl. Zapyta brata, a on powie jej, że nic takiego nie mówił.

Jednak, ku jej zaskoczeniu, to wyjaśnienie w pełni usatysfakcjonowało siostrę sir Bloeta.

— Nie wyglądała mi na taką, co potrafi czytać — powiedziała do lady Imeyne, po czym wzięła ją pod rękę i razem wróciły w pobliże paleniska.

Kivrin z westchnieniem ulgi opadła na ławę.

— Chcę mój dzwoneczek! — przypomniała jej Agnes.

— Dostaniesz go dopiero wtedy, kiedy się położysz.

Mała ochoczo wdrapała się na ławę.

— Najpierw opowiedz mi tę historię o dziewczynce — zażądała.

— No więc, dawno temu była sobie dziewczynka…

Imeyne i Yvolde siedziały przy ogniu obok sir Bloeta. Rozmawiały z Rosemundą, która miała wysoko podniesioną głowę i wypieki na policzkach. Sir Bloet wybuchnął głośnym śmiechem, wyciągnął rękę, jakby zamierzał dotknąć broszki, ale zamiast tego położył ją na piersi narzeczonej.

— I co z tą dziewczynką? — dopominała się Agnes.

— …która mieszkała na skraju ogromnego lasu. „Nigdy nie chodź tam sama” — upominał ją ojciec…

— …ale ona go nie posłuchała — dokończyła mała, ziewając od ucha do ucha.

— Właśnie. Ojciec bardzo ją kochał i troszczył się o nią, ale ona nie chciała go słuchać.

Agnes przytuliła się mocniej do Kivrin.

— Co było w lesie? — zapytała sennym głosem.

Kivrin otuliła ją płaszczem Rosemundy. Zbóje i złodzieje, pomyślała. Lubieżni starcy, ich jędzowate siostry, nieszczęśliwi kochankowie, mężowie i sędziowie.

— Mnóstwo niebezpiecznych rzeczy.

— Wilki?

— Tak, wilki.

Zerknęła ukradkiem w kierunku paleniska. Imeyne oraz Yvolde odsunęły się od sir Bloeta i szeptały między sobą, spoglądając co chwila w jej stronę.

— Co się z nią stało? — zapytała Agnes z zamkniętymi oczami.

Kivrin przytuliła ją mocno.

— Nie wiem — szepnęła. — Nie wiem…

20.

Pięć minut później dzwon umilkł na chwilę, po czym zaczął uderzać w innym rytmie, znacznie szybciej, wzywając ich na mszę.

— Ojciec Roche zaczął za wcześnie — stwierdziła ze złośliwą satysfakcją lady Imeyne. — Jeszcze nie ma północy.

Ledwie zdążyła to powiedzieć, kiedy odezwały się dzwony w Wychlade i Bureford, a także, znacznie cichsze, przypominające odległe echo, dzwony Oxfordu. Kivrin wydawało się, że rozpoznaje przytłumiony dźwięk dzwonów z Wieży Carfax. Ciekawe, czy dziś w nocy nie dają spać panu Dunworthy’emu, pomyślała.

Sir Bloet z wysiłkiem dźwignął się na nogi, po czym pomógł wstać siostrze. Któryś ze służących przyniósł im z sieni wierzchnie okrycia, rozszczebiotane dziewczęta założyły swoje, ani na chwilę nie przerywając pogaduszek, natomiast lady Imeyne potrząsnęła Maisry, która błogo zasnęła na żebraczej ławce i kazała jej przynieść ze stryszku Pismo Święte. Maisry udała się tam, ziewając rozdzierająco, natomiast Rosemunda podeszła do ławy i z przesadną ostrożnością wzięła płaszcz, który tymczasem zdążył zsunąć się z ramion jej młodszej siostry.

Agnes spała jak zabita. Kivrin najchętniej zostawiłaby ją w spokoju na ławie, ale podejrzewała, iż nawet padające z nóg pięcioletnie dzieci mają obowiązek uczestniczenia we mszy.

— Agnes — szepnęła małej do ucha. — Agnes, obudź się — powtórzyła głośniej.

— Chyba będziecie musieli zanieść ją do kościoła — powiedziała Rosemunda, spinając płaszcz złotą broszką sir Bloeta.

Przed Kivrin stanął najmłodszy syn rządcy; przyniósł, a raczej przywlókł jej biały płaszcz, zamiatając nim podłogę w sieni i izbie.

— Agnes!

Delikatnie potrząsnęła dziewczynką, dziwiąc się, że nie obudziło jej bicie dzwonów, tym bardziej że dźwięki dobiegające z kościelnej wieży wydawały się znacznie głośniejsze niż codzienne bicie dzwonów w porze jutrzni albo nieszporu.

Dziewczynka wreszcie otworzyła oczy.

— Nie obudziłaś mnie — wymamrotała do Rosemundy, po czym, otrząsnąwszy się z resztek snu, powtórzyła znacznie wyraźniej: — Nie obudziłaś mnie, chociaż obiecałaś!

— Zakładaj szubkę — poleciła Kivrin. — Idziemy do kościoła.