Roche wciąż nie spuszczał wzroku z dziewczyny.
— Powiedzcie, co ujrzeliście?
Kivrin odetchnęła z ulgą. Przypomniał sobie.
— Powiedzcie, kto do nas przybył?
Nie, nie tak!
— Ujrzeliśmy nowo narodzone Dziecię… — wyszeptała, przesadnie poruszając ustami.
Nie zwrócił na to uwagi, mimo iż ciągle patrzył prosto na nią.
— Widziałem… Widzieliśmy… — zająknął się i umilkł.
— Ujrzeliśmy nowo narodzone Dziecię! — szepnęła ponownie, po czym aż się skuliła, ponieważ lady Imeyne odwróciła się powoli i popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
— …i anioły wychwalające naszego Pana — powiedział ojciec Roche.
To też było nie tak jak trzeba, ale jego słowa odniosły przynajmniej taki skutek, że Imeyne zapomniała o Kivrin i ponownie zaczęła przypatrywać się księdzu. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, iż starannie rejestruje w pamięci wszystkie uchybienia, aby przy pierwszej nadarzającej się okazji poinformować o nich biskupa.
— Mówcie, cóżeście widzieli? — wyszeptała.
Nagle ojciec Roche jakby ocknął się z drzemki.
— Mówcie, cóżeście widzieli? — powiedział głośno i wyraźnie. — Opowiedzcie nam o narodzinach Pana. Widzieliśmy nowo narodzone Dziecię i anioły wychwalające Pana.
Przeszedł do wyznania wiary. Kivrin szeptała je razem z nim po łacinie, ale kapłan szczęśliwie dobrnął do końca bez żadnych pomyłek. Trochę się odprężyła, lecz nadal obserwowała go uważnie, ponieważ odwrócił się do ołtarza, by odmówić Oramus Te.
Pod albą miał czarną sutannę, kiedyś chyba bardzo porządną i przypuszczalnie kosztowną, ale zarówno ona, jak i alba, lata świetności miały już dawno za sobą, a w dodatku były dla niego stanowczo za krótkie. Kiedy pochylił się, by ucałować ołtarz, Kivrin, a wraz z nią lady Imeyne i wszyscy zgromadzeni w świątyni, ujrzeli dobre dziesięć centymetrów brązowych, sfatygowanych spodni. Przypuszczalnie odziedziczył strój liturgiczny po poprzednim księdzu lub zmarłym kapelanie.
Kapłan Kościoła Reformowanego miał stylonową komżę narzuconą na dżinsy i brązową bluzę od dresu. Zapewniał Kivrin, że pasterka, chociaż odprawiana o czwartej po południu, nie będzie się niczym różnić od tych sprzed wieków. Tekst antyfony powstał w osiemnastym stuleciu, natomiast stacje drogi krzyżowej, pokazujące w okrutny sposób kolejne etapy męki Chrystusa, stanowią wierne kopie oryginałów z Turynu. Cóż z tego, kiedy funkcję kościoła musiał pełnić sklep z przyborami piśmiennymi, zamiast ołtarza był rozkładany stolik turystyczny, z zewnątrz zaś dobiegała melodia kurantów z Wieży Carfax, deformujących kolejną kolędę?
— Kyrie eleison — zaintonował Cob z rękami złożonymi do modlitwy.
— Kyrie eleison — odparł ojciec Roche.
— Christe eleison — powiedział Cob.
— Christe eleison — odparła radośnie Agnes.
Kivrin przyłożyła palec do ust i zmarszczyła brwi. Panie, zmiłuj się nad nami. Chryste, zmiłuj się nad nami. Panie, zmiłuj się nad nami.
Akt pokuty odmawiano także podczas nabożeństwa ekumenicznego; przypuszczalnie stanowiło to ustępstwo ze strony kapłana Kościoła Reformowanego, który w zamian uzyskał od pastora zgodę na przesunięcie godziny rozpoczęcia mszy. Nie zaproszony do udziału w negocjacjach ksiądz z Kościoła Tysiąclecia obraził się, odmówił czytania i tylko mierzył pozostałych kapłanów nieprzychylnym spojrzeniem. Dokładnie tak samo, jak teraz lady Imeyne.
Wyglądało na to, iż ojciec Roche zdołał zebrać myśli, ponieważ bez żadnych przygód przebrnął przez Glorie i szczęśliwie dotarł do Ewangelii.
— Inituim sancti Evangelii secundum Luke — oznajmił, po czym zaczął „czytać”, trochę jąkając się i przekręcając niektóre wyrazy: — „W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzono spis ludności w całym państwie…”
Rok temu pastor czytał te same słowa. (Co prawda korzystał z Biblii dla Zwykłych Ludzi, w związku z tym rozdział drugi Ewangelii według św. Łukasza zaczynał się następująco: „Wtedy macherzy od polityki napuścili na ludzi agentów podatkowych”, ale sens pozostał mniej więcej ten sam.)
— „I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”. — Ojciec Roche ucałował karty księgi. — Per evangelica dicta deleantur nostro delicta.
Teraz powinno nastąpić kazanie. W większości wiejskich kościołów księża wygłaszali kazania jedynie podczas ważniejszych mszy, a nawet wtedy ograniczali się do lekcji katechizmu, omówienia któregoś z siedmiu grzechów głównych albo Dziesięciu Przykazań. Kivrin przypuszczała, że w Boże Narodzenie kazanie zostanie wygłoszone dopiero podczas uroczystego porannego nabożeństwa.
Jednak, ku jej zdziwieniu, ojciec Roche postąpił dwa kroki w kierunku nawy wypełnionej tłumem wiernych (niektórzy opierali się o filary, inni o sąsiadów, by ulżyć zmęczonym nogom), po czym zaczął mówić:
— Dawno temu, kiedy Jezus zstąpił z nieba na ziemię, Bóg dawał ludziom znaki, aby uprzedzić ich o Jego przyjściu. Kiedy nadejdą ostatnie dni przed końcem świata, Bóg znowu będzie dawał nam znaki: ześle na ludzi głód i zarazę, a Szatan będzie galopował od miasta do miasta, od wsi do wsi, siejąc wszędzie śmierć i zniszczenie.
O nie, jęknęła Kivrin w duchu. Tylko nie mów nic o diable dosiadającym czarnego rumaka!
Zerknęła na lady Imeyne. Stara kobieta była aż czerwona ze złości, ale to, co powie, albo czego nie powie ojciec Roche, nie miało chyba większego znaczenia. Nawet gdyby nie popełnił żadnych błędów, Imeyne i tak dostrzegłaby ich wystarczająco wiele, by mieć na co poskarżyć się biskupowi. Lady Yvolde sprawiała wrażenie lekko zirytowanej, pozostali wierni zaś mieli na twarzach wyraz zrezygnowanego znudzenia, typowy dla ludzi słuchających kazań bez względu na epokę i okoliczności.
Kazanie w kościele Najświętszej Marii Panny dotyczyło problemów z zagospodarowaniem odpadów. Dziekan kościoła Jezusa Chrystusa zaczął je od słów: „Chrześcijaństwo narodziło się w stajni. Czy umrze w ściekach?”
Dla niej ten problem nie miał najmniejszego znaczenia. Minęła północ, u Najświętszej Marii Panny była kamienna posadzka i prawdziwy ołtarz, i wystarczyło zamknąć oczy, by zapomnieć o parasolach, laserowych świecach oraz miękkim chodniku w przejściu między ławkami w głównej nawie. Kivrin ukradkiem wysunęła spod kolan plastikowe podkładki, uklękła na gołej podłodze i próbowała sobie wyobrazić, że jest w średniowieczu.
Pan Dunworthy powiedział, że choćby nie wiadomo jak się starała, rzeczywistość i tak okaże się zupełnie inna od jej wyobrażeń. Oczywiście miał rację, ale nie w przypadku tej mszy. Tutaj wszystko było dokładnie tak, jak sobie wyobrażała: łacińskie modlitwy, woń kadzidła i dymu, przejmujące zimno.
— Pan ześle ogień i zarazę, i wielu zginie — mówił ojciec Roche. — Ale nawet w tych dniach ostatnich dobry Bóg nie opuści nas zupełnie. Da nam pomoc i ukojenie, a potem poprowadzi nas szczęśliwie do nieba.
Poprowadzi nas szczęśliwie do nieba… Jej myśli znowu wróciły do pana Dunworthy’ego. „Nie rób tego” — powtarzał. „Tam będzie zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażasz”.