Ostrze ześlizgnęło się z czegoś twardszego niż kość. Montoya zmarszczyła brwi.
— W jaki sposób uzyskała pani opinię Basingame’a, skoro nie wie pani, gdzie on jest? Wydawało mi się, że jego podpis był niezbędny…
— Bo był — stwierdziła lakonicznie. Kość pękła z trzaskiem na pół. Montoya obejrzała obie części, po czym rzuciła je na tackę. — Podrobiłam go.
Ponownie wygarnęła pudełkiem błoto z grobowca, pochyliła głowę i w skupieniu szukała kolejnych kości. Sprawiała wrażenie równie pochłoniętej swoim zajęciem jak Colin, kiedy oglądał przeżutą gumę. Dunworthy podejrzewał nawet, iż Montoya zapomniała o Kivrin, która przebywa w badanej przez nią przeszłości, tak samo jak zapomniała o epidemii.
Odłożył słuchawkę — na pewno tego nie zauważyła, przemknęło mu przez głowę — a następnie poszedł do szpitala, żeby poinformować Mary o swoich ustaleniach i przystąpić do ponownego przesłuchiwania pacjentów. Deszcz zamienił się w ulewę; woda wytryskiwała z rzygaczy i płynęła wezbranymi strumieniami do studzienek, zabierając ze sobą zarówno śmieci jak i przedmioty o nieoszacowanej wartości historycznej.
Zespół panny Taylor, wzmocniony posiłkami w postaci Fincha, wciąż poruszał dzwonami w ustalonym porządku. Uczepieni lin, zginający rytmicznie kolana, przypominali zapewne Montoyę szukającą w błocie śladów przeszłości. Donośne bicie dzwonów przedzierało się bez trudu przez deszcz, ale teraz brzmiało jak ostrzegawczy okrzyk albo wołanie o pomoc.
Wigilia 1320 (według starej rachuby czasu). Mam znacznie mniej czasu, niż myślałam. Kiedy przed chwilą wróciłam z kuchni, Rosemunda powiedziała mi, że lady Imeyne chce ze mną mówić. Imeyne była pogrążona w poważnej rozmowie z wysłannikiem biskupa (sądząc po jej minie, przedstawiała mu usystematyzowany wykaz przewinień ojca Roche’a), ale kiedy zbliżyłyśmy się, natychmiast wskazała mnie dostojnikowi i powiedziała:
— To właśnie ta niewiasta, o której wam mówiłam.
„Niewiasta”, nie „dziewczyna” albo nawet „dziewka”. Jej głos zabrzmiał niemal oskarżycielsko. Przemknęło mi przez głowę, czy aby nie podzieliła się z biskupim wysłannikiem podejrzeniami dotyczącymi mego rzekomego szpiegowania na rzecz Francji.
— Twierdzi, jakoby niczego nie pamiętała, a jednak potrafi mówić i czytać — dodała Imeyne, po czym przeniosła spojrzenie na Rosemundę. — A gdzie twoja broszka?
— Przy płaszczu — odparła dziewczynka. — Zostawiłam go w sieni.
— Więc idź i ją przynieś!
Rosemunda oddaliła się niechętnie, lady Imeyne zaś powiedziała:
— Sir Bloet ofiarował mej wnuczce broszkę nadzwyczaj misternej roboty, z wypisanymi słowami w rzymskim języku. — Wycelowała we mnie palec w oskarżycielskim geście. — Ona wiedziała, co znaczą, a dziś podczas mszy mówiła słowa liturgii, zanim padły z ust kapłana!
— Kto nauczył cię czytać? — zapytał wysłannik biskupa. Z powodu nadmiaru wypitego wina plątał mu się język i miał spore trudności ze skoncentrowaniem spojrzenia.
W pierwszej chwili chciałam powiedzieć, że napis na broszce przetłumaczył mi sir Bloet, ale zrezygnowałam z tego zamiaru, ponieważ przyszło mi do głowy, że mogli już go o to zapytać.
— Nie pamiętam — odparłam. — Nie wiem, co działo się ze mną, zanim ten dobry człowiek — wskazałam na Gawyna — znalazł mnie leżącą bez przytomności w lesie.
— Kiedy odzyskała zmysły, mówiła językiem, którego nikt nie rozumiał! — oznajmiła Imeyne z triumfalnym błyskiem w oku, jakby ten fakt ostatecznie dowodził mojej winy, choć doprawdy nie mam pojęcia, o co byłam oskarżona, ani czy kościelny dostojnik zgodził się być moim sędzią.
— Wielebny ojcze, czy po wizycie u nas zamierzasz udać się do Oxenfordu? — zapytała.
— Owszem — odparł. — Zostaniemy tu najwyżej kilka dni.
— Byłoby dobrze, gdybyś zabrał ją ze sobą do sióstr w Godstow.
— Nie jedziemy do Godstow. — Chyba po prostu nie miał ochoty brać sobie na głowę dodatkowego obowiązku, bo przecież Godstow leży zaledwie pięć mil od Oxfordu. — Jednak zaraz po powrocie wypytam na dworze biskupim, czy kto nie słyszał o zaginionej niewieście, i zawiadomię was, czego się dowiedziałem.
— Sądzę, że jest mniszką, bo czyta po łacinie i zna na pamięć liturgię — powiedziała Imeyne. — Gdybyście zawieźli ją do klasztoru, z pewnością szybko dałoby się ustalić, kim jest i skąd się tu wzięła.
Nie sprawiał wrażenia przekonanego ani tym bardziej zachwyconego, niemniej jednak niechętnie wyraził zgodę. Mam więc czas do ich wyjazdu. Kilka dni, jak powiedział wysłannik biskupa, czyli, przy odrobinie szczęścia, może nawet do Dnia Młodzianków. Wolę jednak nie tracić czasu; położę Agnes spać i spróbuję najprędzej, jak się da, porozmawiać z Gawynem.
22.
Kivrin dopiero o świcie zdołała zagonić Agnes do łóżka. Przybycie „Trzech Króli”, jak w dalszym ciągu nazywała biskupiego wysłannika i jego towarzyszy, całkowicie wytrąciło małą ze snu, a choć słaniała się na nogach ze zmęczenia, nie chciała położyć się nawet na chwilę, bojąc się, że przegapi kolejne niezwykłe wydarzenia.
Jęcząc, że jest głodna, pętała się Kivrin pod nogami, kiedy ta próbowała pomóc Eliwys w zastawianiu stołów, a gdy wreszcie przyniesiono potrawy i zaczęła się uczta, nie chciała przełknąć nawet kęsa.
Kivrin nie miała czasu, żeby z nią dyskutować. Co kilka minut trzeba było przynosić nowe potrawy, w tym także gigantyczny pasztet, pod którym z pewnością załamałby się stół mniej solidnej konstrukcji. Według kapłana Kościoła Reformowanego, w dawnych czasach między pasterką a uroczystą mszą świętą w Boże Narodzenie obowiązywał post, tu jednak wszyscy jedli do syta, a nawet znacznie więcej, prym zaś w obżarstwie wodzili wysłannik biskupa oraz jego towarzysze. Oraz w opilstwie. „Trzej Królowie” bez przerwy wołali o więcej wina.
Pili bez opamiętania. Mnich coraz bardziej pożądliwie spozierał na Maisry, pisarz natomiast, który już w chwili przyjazdu miał dobrze w czubie, prawie leżał pod stołem. Wysłannik biskupa wlewał w siebie więcej niż ci dwaj razem wzięci; co chwila podstawiał kubek Rosemundzie, jego ruchy zaś stopniowo stawały się coraz szersze i mniej skoordynowane.
Znakomicie, pomyślała Kivrin. Może upije się tak bardzo, że zapomni o obietnicy danej lady Imeyne. Wzięła jeden z dzbanów w nadziei, że dolewając wina Gawynowi zdoła zapytać zaufanego sługę lorda Guillaume’a, gdzie jest miejsce, w którym ją znalazł, ale on siedział wśród ludzi sir Bloeta i wraz z nimi śmiał się do rozpuku z czyjejś opowieści. Ktoś zawołał, by przyniosła więcej piwa i mięsa, kiedy zaś wróciła na swoje miejsce, zastała Agnes pogrążoną w głębokim śnie. Ostrożnie wzięła dziewczynkę na ręce i zaniosła do „buduaru” Rosemundy.
W chwili, gdy dotarła na piętro, drzwi pokoju otworzyły się i stanęła w nich Eliwys z naręczem prześcieradeł. Wyraźnie ucieszyła się na jej widok.
— Lady Katherine! Dobrze, że jesteście. Przyda mi się wasza pomoc.
Agnes poruszyła się we śnie.
— Przynieście ze stryszku jeszcze kilka lnianych prześcieradeł. Trzej duchowni będą spać tutaj, w tym łóżku, a siostrę sir Bloeta i pozostałe kobiety umieścimy na strychu.