Выбрать главу

— Pozwól wszystkim błądzącym wrócić szczęśliwie do domu i chroń ich po drodze od wszelkich niebezpieczeństw…

Jego spokojny, łagodny głos brzmiał tak samo jak wtedy, kiedy usłyszała go po raz pierwszy, gdy leżała w gorączce i wydawało jej się, że zewsząd otaczają ją płomienie. Przypominał głos pana Dunworthy’ego. Nie zawołała ponownie, tylko oparła się plecami o lodowato zimny posąg świętej i, oddychając najciszej jak potrafiła, wsłuchiwała się w słowa dobiegające z ciemności.

— Na święta zjechali do nas sir Bloet z krewnymi i całą służbą oraz Theodulf z Henefelde. Wczoraj przed wieczorem przestało padać, jakby niebiosa chciały z rozpogodzonym obliczem powitać narodziny Pana — mówił kapłan rzeczowym tonem, bardzo podobnym do tego, jakim ona przekazywała swoje spostrzeżenia rejestratorowi. Kronika towarzyska, a zaraz potem informacja o pogodzie.

Przez okna powoli zaczynało się sączyć blade światło. Kivrin z każdą chwilą coraz wyraźniej widziała kapłana klęczącego przed ołtarzem, jego wyświechtaną przykrótką sutannę, twarz o okrutnych rysach, jakże szpetną w porównaniu ze szczupłą, arystokratyczną twarzą biskupiego wysłannika, duże spracowane ręce.

— Tej radosnej nocy, zaraz po pasterce, zjawił się wysłannik biskupa z dwoma towarzyszami. Wszyscy są sługami bożymi wielkiej mądrości i roztropności.

Nie daj się zwieść złotu i przepychowi, pomyślała Kivrin. Jesteś wart dziesięciu takich jak oni. Imeyne oznajmiła triumfalnie, że wysłannik biskupa odprawi uroczystą mszę świętą; jakoś nie przeszkadzał jej fakt, że bynajmniej nie pościł, ani nawet nie zadał sobie trudu, by pójść wcześniej do kościoła i poczynić konieczne przygotowania.

Nie dziesięciu, tylko pięćdziesięciu, poprawiła się szybko. Albo i stu.

— Z Oxenfordu dotarły do nas wieści o chorobie. Tord czuje się lepiej, ale nalegałem, by jeszcze nie wychodził z domu. Uctreda była za słaba, żeby przyjść na niszę. Zaniosłem jej trochę zupy, lecz nie przełknęła ani odrobiny. Walthefa chwyciły mdłości — albo z nadmiaru tańców, albo piwa. Gytha oparzyła sobie rękę, próbując wyciągnąć płonącą głownię z ogniska. Nie lękam się nadejścia dni ostatnich i Sądu Ostatecznego, boś w łaskawości swojej okazał nam mnóstwo dobroci.

Mnóstwo dobroci. Cóż, jeśli będzie tak stała i słuchała go w nieskończoność, ojciec Roche całkiem niedługo zazna wszystkiego, tylko nie dobroci. Pierwsze promienie słońca, które przedostały się do wnętrza świątyni przez kolorowe szkiełka, wydobyły z mroku oblepione woskiem lichtarze, poprzekrzywiane świece, zaplamiony lniany obrus na ołtarzu. Jeżeli lady Imeyne ujrzy kościół w takim stanie, dni ostatnie i Sąd Ostateczny nadejdą bardzo szybko — przynajmniej dla nieszczęsnego kapłana.

— Ojcze Roche…

Odwrócił się gwałtownie i próbował zerwać się na nogi, ale nie zdołał tego uczynić, z pewnością dlatego, że mięśnie zesztywniały mu z zimna. Podniósł się powoli, z wyraźnym trudem, wytężając wzrok, by dostrzec cokolwiek w mroku.

— To ja, Katherine.

Wyszła z cienia w plamę różnobarwnego światła, aby mógł ją zobaczyć.

Przeżegnał się, wciąż z niepokojem na twarzy, jej zaś zaświtało podejrzenie, czy aby nie modlił się w półśnie, z którego jeszcze nie zdołał się otrząsnąć.

— Lady Imeyne przysyła świece — powiedziała, powoli zbliżając się do niego. — Prosiła mnie, bym przekazała ci, ojcze, że masz ustawić je w srebrnych lichtarzach po obu stronach ołtarza. Masz też… — Umilkła, zawstydzona. — Przyszłam pomóc ci w przygotowaniach do mszy. Co mam robić? Może powinnam wyczyścić lichtarze?

Podała mu świece, on jednak stał jak posąg, w dalszym ciągu wpatrując się w nią zatrwożonym spojrzeniem. Czyżbym popełniła jakiś błąd? — pomyślała z niepokojem. W średniowieczu kobietom nie wolno było dotykać ołtarza ani naczyń mszalnych. Może ten zakaz dotyczył także świec?

— Postąpiłam nie tak, jak należy? — zapytała. — Nie powinnam była wchodzić do prezbiterium?

Dopiero teraz otrząsnął się z osłupienia.

— Nie ma miejsc, do których nie wolno by było wchodzić dzieciom bożym — odparł, wziął od niej świece i położył je na ołtarzu. — Ale ktoś taki jak wy nie powinien zajmować się zwykłą, ciężką pracą.

— To praca ku chwale Pana — odparła, po czym zaczęła zdejmować ze szpikulców wypalone do połowy świece. Na kandelabrach zgromadziło się więcej zastygniętego wosku, niż przypuszczała. — Będziemy potrzebowali trochę piasku i jakiś nóż.

Natychmiast pobiegł, by przynieść, czego zażądała, ona zaś skorzystała z jego nieobecności, by zdjąć z tęczy zwykle, krótkie świece i zastąpić je lepszymi.

Wrócił z piaskiem, kilkoma brudnymi szmatami oraz czymś, co z trudem mogło uchodzić za nóż. Jednak ostrze, chociaż przeraźliwie tępe, całkiem nieźle radziło sobie z woskiem; Kivrin zaczęła od obrusa, usiłując zeskrobać ogromny żółtawy naciek. Bała się, że nie mają zbyt wiele czasu. Co prawda wysłannik biskupa nie okazywał najmniejszej ochoty, by zaraz zerwać się z fotela i popędzić do kościoła, ale kto wie, jak długo jeszcze uda mu się pozostać głuchym na ponaglenia lady Imeyne.

Ja także nie mam dużo czasu, pomyślała, zabierając się do lichtarzy. Co prawda do tej pory uspokajała się, powtarzając sobie, że na pewno zdąży, ale przecież niemal całą minioną noc czyhała na okazję, by wydobyć od Gawyna interesujące ją informacje, i niczego się nie dowiedziała. Jutro zaś… Jutro Gawyn mógł wyruszyć na polowanie albo kontynuować poszukiwania sprawców napadu, którego ofiarą padła, albo wysłannik biskupa i jego kompani opróżnią ostatni dzban wina, i odjadą, zabierając ją ze sobą.

„Nie ma miejsc, do których nie wolno by było wchodzić dzieciom bożym” — powiedział ojciec Roche. Z wyjątkiem miejsca przeskoku, pomyślała z goryczą.

Pracowicie skrobała świeczniki wilgotnym piaskiem. Spory kawałek wosku wystrzelił jak z procy i wpadł do kielicha polerowanego właśnie przez księdza.

— Wybacz, ojcze — powiedziała. — Lady Imeyne… Umilkła, nie kończąc zdania. Nie powinna mówić mu o tym, że ma zostać odesłana do Oxenfordu. Gdyby próbował wstawić się za nią u lady Imeyne, tylko pogorszyłby swoją, i tak nie najlepszą, sytuację. Kto wie, czy i jego nie spotkałby podobny los.

Musiała szybko coś wymyślić, bo przerwał pracę i czekał na dalszy ciąg.

— Lady Imeyne poleciła też zawiadomić cię, ojcze, że mszę świętą będzie celebrował wysłannik biskupa.

— To prawdziwe szczęście, że w dzień narodzin Jezusa Chrystusa dane nam będzie wysłuchać słów tak mądrego człowieka — odparł, odstawiając wyczyszczony kielich.

Dzień narodzin Jezusa Chrystusa. Usiłowała wyobrazić sobie kościół Najświętszej Marii Panny, wypełniony ciepłem, muzyką i blaskiem laserowych świec migoczących w kandelabrach z nierdzewnej stali, ale udało jej się to tylko częściowo; obraz był niewyraźny, jakby nierzeczywisty.

Ustawiła świeczniki po obu stronach ołtarza, cofnęła się o krok, by sprawdzić, jak prezentują się w promieniach słońca, które sącząc się przez barwne szybki, zamieniały się w różnokolorowe smugi. Po chwili umieściła w lichtarzach świece przekazane przez lady Imeyne i przesunęła jeden z nich odrobinę w lewo. Niestety, mimo najszczerszych chęci nie mogła nic zrobić z albą ojca Roche’a; do sporej kolekcji plam dołączyła jeszcze jedna, po mokrym piasku. Najlepiej jak potrafiła wytarła ją rękawem płaszcza.

— Pójdę już, żeby obudzić dziewczynki na mszę — powiedziała, otrzepując płaszcz z piasku, po czym, pchnięta trudnym do wyjaśnienia impulsem, dodała: — Lady Imeyne uprosiła wysłannika biskupa, żeby zawiózł mnie do klasztoru w Godstow.