Выбрать главу

Albo przekona go, by zechciał narysować jej mapę i dokładnie opisać to miejsce, tak, żeby sama mogła tam trafić. Dzięki temu zdoła się od niego uniezależnić i nawet jeśli lady Imeyne znowu wyśle go w jakiejś sprawie, w niczym nie przeszkodzi to w realizacji jej, Kivrin, planów.

Stała przy bramie tak długo, że aż zaczęła drżeć z zimna, po czym wróciła po łopatę, odniosła ją do stajni i skierowała się ukosem przez dziedziniec w kierunku dworu. Po drodze nikogo nie spotkała, ale w sieni natknęła się na Rosemundę przygotowaną do wyjścia.

— Gdzie byliście, lady Katherine? — zapytała dziewczynka. — Wszędzie was szukałam. Pisarz…

— O co chodzi? — zapytała z niepokojem Kivrin. — Wyjeżdża?

Widocznie odespał już całonocne pijaństwo i sposobi się do odjazdu, a lady Imeyne zdołała przekonać go, by zabrał ją do Godstow.

— Nie. — Weszły do izby. Była pusta, więc zapewne Imeyne i Eliwys poszły na górę, do pokoju udostępnionego pisarzowi. Rosemunda odpięła broszkę sir Bloeta i rozwiązała tasiemki płaszcza. — Zachorował. Ojciec Roche kazał mi was przyprowadzić.

Ruszyła w górę po schodach.

— Zachorował?

— Właśnie. Nie wiedzielibyśmy o tym, gdyby babka nie posłała Maisry na górę, żeby dała mu coś do jedzenia.

A przy okazji zagoniła do roboty, pomyślała Kivrin, wspinając się za Rosemundą po schodach.

— I Maisry zawiadomiła was, że jest chory?

— Tak. Ma gorączkę.

Raczej kaca, przemknęło Kivrin przez głowę. Zaraz jednak uświadomiła sobie, że nawet jeśli lady Imeyne nie potrafiła — albo nie chciała — rozpoznać objawów przepicia, z pewnością uczyniłby to ojciec Roche. Nagle zaświtała jej okropna myśclass="underline" leży w moim łóżku, więc pewnie zaraził się czymś ode mnie!

— Co mu dolega? — zapytała.

Rosemunda nie odpowiedziała, tylko otworzyła drzwi.

W małym pomieszczeniu panował niesłychany ścisk. Ojciec Roche pochylał się nad łóżkiem, Eliwys stała tuż za nim, z ręką na główce Agnes, Maisry przycupnęła przy oknie, lady Imeyne zaś klęczała przy rzeźbionej skrzyni, zawzięcie mieszając jedną z cuchnących maści swego pomysłu. Oprócz tego w pokoju czuć było inną woń, chyba nawet bardziej nieprzyjemną, a na pewno mocniejszą.

Wszyscy, z wyjątkiem Agnes, mieli zaniepokojone twarze. Mała wydawała się po prostu zaintrygowana, tak samo jak wtedy, gdy przyglądała się martwemu pieskowi. On umarł, przemknęło Kivrin przez głowę. Zaraził się ode mnie i umarł. Jednocześnie jakiś spokojny, choć ledwo słyszalny głos rozsądku szeptał jej, że to niemożliwe. Przecież znalazła się tutaj w połowie grudnia, czyli okres inkubacji musiałby wynosić prawie dwa tygodnie, a nikt z tych, którzy kontaktowali się z nią codziennie, nie wykazywał najmniejszych objawów choroby.

Dopiero teraz spojrzała na pisarza. Leżał bez przykrycia, ubrany tylko w koszulę. Reszta ubrania wisiała na desce w nogach łóżka. Kosztowny płaszcz walał się na podłodze, lecz nikt nie zwracał na to uwagi. Koszula była uszyta z żółtawego jedwabiu; ktoś rozwiązał mu ją na piersi, odsłaniając bezwłosą, gładką skórę. Ręce wystające z długich rękawów miały delikatny, niemal arystokratyczny kształt.

On jest naprawdę chory, pomyślała. Bardzo chory. Bardziej niż ja byłam wtedy, kiedy wydawało mi się, że umieram.

Idąc w stronę łóżka niechcący kopnęła do połowy opróżnioną butelkę wina, która z szurgotem potoczyła się po podłodze. Przez twarz chorego przemknął bolesny grymas. Druga butelka, jeszcze nie otwarta, stała przy wezgłowiu.

— Za dużo tłustego jadła — zawyrokowała lady Imeyne, niestrudzenie ucierając cuchnącą papkę.

Dla Kivrin nie ulegało wątpliwości, iż nie jest to zatrucie pokarmowe. Nie było to nawet zatrucie alkoholem, chociaż pozory zdawały się przemawiać za tą właśnie hipotezą. Pisarz był bardzo, ale to bardzo chory.

Łapał powietrze szeroko otwartymi ustami, dysząc jak nieszczęsny Blackie. Intensywnie czerwony, opuchnięty język nie mieścił mu się w ustach. Jego twarz miała odcień głębokiego szkarłatu, malował się zaś na niej wyraz przerażenia i niepewności.

A może został otruty? Wysłannikowi biskupa tak bardzo spieszyło się do wyjazdu, że niewiele brakowało, a stratowałby Agnes. Przykazał też Eliwys, by przez pewien czas zostawiono pisarza w spokoju. W średniowieczu wysocy urzędnicy kościelni wcale nierzadko załatwiali w ten sposób porachunki. W pisemnych relacjach przetrwały doniesienia o tajemniczych zgonach w klasztorach i katedrach.

Ale to nie miało najmniejszego sensu. Przecież tamci dwaj nie uciekaliby na łeb, na szyję, gdyby ich ofiara miała umrzeć od trucizny dającej objawy podobne do objawów którejś z niezliczonych chorób, na jakie ludzie umierali w tej epoce. Poza tym, dlaczego kościelny dostojnik miałby mordować swego podwładnego, kiedy bardzo łatwo mógł się go pozbyć w inny sposób — choćby tak, jak lady Imeyne zamierzała pozbyć się ojca Roche’a?

— Czy to cholera? — zapytała lady Eliwys.

Nie, pomyślała Kivrin, starając się przypomnieć sobie, jakie są objawy tej choroby. Na pewno gwałtowna biegunka i wymioty, prowadzące do odwodnienia organizmu. Chory odczuwa ogromne pragnienie, którego nie sposób zaspokoić.

— Chce wam się pić?

Pisarz nie zareagował. Miał na wpół opuszczone powieki, które także sprawiały wrażenie opuchniętych.

Położyła mu rękę na czole. Drgnął lekko, zamrugał raptownie, po czym znowu znieruchomiał.

— Ma ogromną gorączkę… — powiedziała, myśląc jednocześnie: przy cholerze temperatura nie jest aż tak wysoka. — Dajcie mi wilgotną chustkę albo coś takiego.

— Rusz się, Maisry! — syknęła Eliwys, ale Rosemunda uprzedziła służącą i podała ten sam brudny gałgan, który Kivrin doskonale zapamiętała z okresu, jaki spędziła w łóżku.

Przynajmniej zmoczono go w czystej zimnej wodzie. Złożyła szmatę na cztery części i położyła ją choremu na czole. Pisarz oddychał z coraz większym trudem, a kiedy wilgotny materiał zetknął się ze skórą, skrzywił się boleśnie i przyłożył zaciśniętą rękę do podbrzusza. Czyżby wyrostek robaczkowy? Raczej nie, bo gorączka byłaby wtedy znacznie mniejsza. Wysoka, bo sięgająca niekiedy 40 stopni temperatura towarzyszyła durowi brzusznemu, lecz zazwyczaj nie występowała w początkowej fazie choroby. Przy durze znacznie powiększała się śledziona, powodując silne boleści.

— Gdzie was boli? — zapytała.

Ponownie zatrzepotał powiekami, jednocześnie wykonując nieskoordynowane ruchy rękami, jakby usiłował pozbierać jakieś drobne przedmioty rozsypane obok niego na łóżku. Podobnie zachowywali się chorzy na dur brzuszny, tyle że dopiero w bardziej zaawansowanym stadium choroby. Czyżby zaraził się wcześniej, jeszcze przed przyjazdem do domu lorda Guillaume’a?

Przypomniała sobie, że zsiadając z konia potknął się i upadłby, gdyby nie pomocna ręka mnicha. Potem jednak, sądząc z ilości jedzenia i wina, jakie wchłonął podczas uczty, czuł się chyba nie najgorzej. Uganiał się także za Maisry, co raczej świadczyło o dobrym samopoczuciu. Dur brzuszny dawał objawy stopniowo przybierające na sile: na początku był tylko ból głowy i lekka gorączka, która rosła powoli, by w trzecim tygodniu choroby osiągnąć 39 stopni.