Выбрать главу

Chory poruszył się gwałtownie. Roche chwycił go za przeguby i przytrzymał mocno. Powiększony węzeł chłonny był bardzo twardy, natomiast skóra dokoła niego przybierała coraz ciemniejszą, fioletowoczarną barwę.

— Niemożliwe — powtórzyła. — Za wcześnie. Przecież jest dopiero Boże Narodzenie 1320.

— To powinno wypędzić gorączkę — oznajmiła Imeyne i podniosła się z kolan. Ruszyła w stronę łóżka, trzymając w wyciągniętych rękach przygotowany kompres. — Ściągnijcie mu koszulę, żebym mogła przyłożyć okład.

— Nie! — Kivrin zagrodziła jej drogę. — Nie zbliżajcie się! Niech nikt go nie dotyka!

Lady Imeyne zmierzyła ją zdziwionym spojrzeniem.

— Czemu tak mówicie? — Przeniosła wzrok na Roche’a. — Przecież to zwykła gorączka od kłopotów z trawieniem.

— To nie gorączka! — wykrzyknęła Kivrin. Ona także spojrzała na księdza. — Niech ojciec natychmiast go puści i nie zbliża się do niego. To nie gorączka, tylko dżuma!

Roche, Imeyne, Eliwys i Maisry wpatrywali się w nią ze zdumionymi minami.

Przecież oni nawet nie wiedzą, co to jest, przemknęła jej przez głowę rozpaczliwa myśl. Nie mieli jeszcze do czynienia z Czarną Śmiercią. Zaraza zaczęła rozprzestrzeniać się w Chinach w roku 1333, do Anglii zaś dotarła dopiero w 1348.

— Jestem tego pewna — powiedziała, zastanawiając się jednocześnie jak ich przekonać. — Dymienice pod pachami, opuchnięty język, wylewy podskórne…

— Co też opowiadacie! — Imeyne energicznym ruchem odsunęła ją na bok. — To zwykła gorączka z przejedzenia.

Kivrin otworzyła usta, by ponowić ostrzeżenie, ale nim zdążyła wykrztusić choćby słowo, Imeyne stanęła jak wryta i wytrzeszczyła oczy.

— Panie, miej litość nad nami… — wyszeptała, po czym cofnęła się o krok, wciąż trzymając przed sobą okład z zielonkawej mazi.

— Czy to sina choroba? — zapytała Eliwys drżącym głosem.

Nagle Kivrin wszystko zrozumiała. Kobiety przyjechały tu wcale nie ze względu na proces ani nawet nie dlatego, że lord Guillaume okazał nieposłuszeństwo królowi. Przysłał tu rodzinę, ponieważ w Bath zapanowała zaraza.

„Nasza piastunka umarła” — powiedziała Agnes. Podobnie jak kapelan, brat Hubard. „Rosemunda mówi, że umarł na siną chorobę”, poinformowała ją Agnes. Sir Bloet wspomniał, że rozprawy zostały odroczone z powodu choroby sędziego. A więc dlatego Eliwys nie chciała jechać do Courcy i dlatego tak bardzo rozgniewała się na teściową, kiedy ta wysłała Gawyna do biskupa: zaraza dotarła do Bath. Ale to przecież niemożliwe. Czarna Śmierć zagościła w Bath dopiero jesienią roku 1348.

— Który mamy rok? — zapytała, z trudem poruszając wargami.

Kobiety spojrzały na nią ze zdumieniem.

— Który mamy rok? — powtórzyła pytanie, tym razem kierując je do ojca Roche’a.

— Dobrze się czujecie, lady Katherine?

Ostrożnie wyciągnął rękę w jej kierunku, jakby obawiał się, że Kivrin lada chwila powtórzy wyczyny pisarza. Cofnęła się gwałtownie.

— Powiedzcie mi, który mamy rok!

— Dwudziesty pierwszy rok panowania Edwarda III — odparła Eliwys.

Trzeciego? Dlaczego nie Drugiego? Powinien być Drugi! Ogarnięta paniką, nie była w stanie przypomnieć sobie, na jakie lata przypadało panowanie tych dwóch władców.

— Rok! — powtórzyła z rozpaczą w głosie. — Który mamy rok?

— Anno Domini… — wyharczał pisarz, po czym przesunął obrzmiałym językiem po spierzchniętych wargach. — Anno Domini… tysiąc trzysta czterdziesty ósmy.

CZĘŚĆ 3

Własnymi rejami wykopałam grób i pochowałam w nim pięcioro moich dzieci. Nie płakałam. Nikt nie bił w dzwony. Nadszedł koniec świata.

Agniola di Tura
Siena, 1347

24.

Przez następne dwa dni Dunworthy dzwonił kolejno do techników z listy Fincha, próbował skontaktować się ze wszystkimi agencjami turystycznymi oraz licencjonowanymi przewodnikami organizującymi wyjazdy wędkarskie do Szkocji, a także szykował na przyjęcie pacjentów kolejny oddział. W tym czasie zachorowało kolejnych piętnaście osób, między innymi panna Taylor, która straciła przytomność zaledwie na czterdzieści dziewięć uderzeń przed końcem utworu.

— Puściła linę i padła jak nieżywa — relacjonował Finch. — Naturalnie dzwon nadal się poruszał, a razem z nim lina, która owinęła mi się dokoła szyi i niewiele brakowało, by mnie udusiła. Co prawda panna Taylor szybko odzyskała przytomność i chciała dalej uderzać w dzwon, ale, rzecz jasna, było już po jej wejściu. Wydaje mi się, że powinien pan z nią porozmawiać, ponieważ jest ogromnie przygnębiona. Bez przerwy powtarza, że nigdy sobie nie wybaczy, że sprawiła nam taki zawód. W ogóle nie dociera do niej moja argumentacja, że to nie jej wina, bo czasem sprawy wymykają się spod kontroli i nic już nie można poradzić. Chyba mam rację, prawda, proszę pana?

— Prawda — odparł Dunworthy.

Nie udało mu się skontaktować z żadnym technikiem, nie wspominając już o ściągnięciu kogokolwiek do Oxfordu, nie zdołał też zlokalizować Basingame’a. Wspólnie z Finchem obdzwonił wszystkie hotele, zajazdy, gospody oraz wypożyczalnie łodzi w Szkocji. William zdobył zestawienie wydatków Basingame’a obciążających jego uniwersyteckie konto, lecz nie znaleźli tam niczego, co mogłoby służyć jako wskazówka. Ostatnich zakupów dziekan dokonał piętnastego grudnia.

Telefony działały coraz gorzej. O połączeniu wizyjnym nawet nie było co marzyć, komputerowy głos zaś, informujący o przeciążeniu sieci, odzywał się niekiedy po wybraniu zaledwie dwóch cyfr.

Troska o Kivrin towarzyszyła mu przez cały czas niczym ogromny ciężar. Wystukiwał numery, czekał na przyjazd karetek, wysłuchiwał narzekań pani Gaddson, ale jednocześnie ani na chwilę nie przestał myśleć o dziewczynie. Andrews nie dał znaku życia; albo w ogóle nie zadzwonił, albo nie zdołał uzyskać połączenia. Badri ciągle mamrotał o śmierci, a dyżurujące przy nim pielęgniarki cierpliwie notowały jego majaczenia. W krótkich chwilach wytchnienia Dunworthy wciąż na nowo analizował słowa technika, próbując znaleźć w nich jakąś wskazówkę. Najczęściej powtarzały się słowa „czarna”, „laboratorium” oraz „Europa”.

Sieć telefoniczna była chyba bliska całkowitego paraliżu, ponieważ komputer włączał się już po pierwszej cyfrze, coraz częściej zaś w ogóle nie odzywał się sygnał. Dał na chwilę spokój telefonowi i skoncentrował się na tabelach ilustrujących wzajemne kontakty pacjentów. William sobie tylko wiadomymi metodami uzyskał dostęp do poufnych danych zdrowotnych pacjentów pierwszego kontaktu; Dunworthy szukał w nich wzmianek dotyczących napromieniowania oraz wizyt u stomatologa. W pewnej chwili serce zabiło mu żywiej, stwierdził bowiem, iż jeden z chorych miał robione prześwietlenie szczęki, ale zaraz potem znowu ogarnęło go przygnębienie, ponieważ okazało się, iż było to dwudziestego czwartego grudnia, a więc już po wybuchu epidemii.

Poszedł do szpitala wypytać tych chorych, którzy nie gorączkowali, czy trzymają w domu jakieś zwierzaki albo czy może niedawno polowali na kaczki. Wszystkie korytarze, a nawet główny hall, były zastawione łóżkami na kółkach. Początkowo zamierzał skorzystać z windy, ale kolejka oczekujących była tak długa, że zrezygnował i wszedł na piętro po schodach.

W drzwiach oddziału spotkał jasnowłosą pielęgniarkę, którą po raz pierwszy ujrzał w ramionach Williama.