Zapis.
— Dobrze się pan czuje? Chyba nie ma pan nawrotu, czy czegoś w tym rodzaju?
Pokręcił głową.
— Zapytał pan pana Chaudhuri, czy uda mu się na nowo obliczyć współrzędne?
— Nie trzeba niczego obliczać. Istnieje zapis rezerwowy.
Chłopcu natychmiast rozbłysły oczy.
— Zapis rezerwowy? Czy to znaczy, że można dokonać jeszcze jednego przeskoku?
— Tak.
— A więc jednak spróbuje pan ją uratować?
Dunworthy przeszedł kilka kroków, ale zrobiło mu się tak słabo, że musiał ponowię przystanąć i oprzeć się o łóżko na kółkach.
— Sam nie wiem…
— Pomogę panu! — oświadczył chłopiec z entuzjazmem. — Co mam zrobić? Wystarczy, że pan powie, a wszystko załatwię. Nie będzie pan musiał nawet kiwnąć palcem.
— Nie wiadomo czy się uda. Poślizg…
— Ale spróbuje pan, prawda? Prawda?
Czuł, jak z każdym krokiem wokół jego piersi coraz silniej zaciska się żelazna obręcz. Badri już miał nawrót choroby. Nawet jeśli zdołają przygotować przeskok, sieć może się nie otworzyć.
— Tak — powiedział. — Spróbuję.
— Ale wdechowo!
Lady Imeyne, matka lorda Guillaume’a D’Iverie.
Rosemunda gaśnie w oczach. Nie jestem w stanie wyczuć pulsu, a jej skóra jest żółta i przypomina pergamin, co, jak wiem, stanowi niedobry znak. Agnes walczy nadspodziewanie dzielnie. Wciąż nie ma dymienic ani torsji, a to z kolei, jak mi się wydaje, pozwala żywić nadzieję. Eliwys musiała ściąć jej włosy, bo mała szarpała za nie, wołając mnie, żebym przyszła i wreszcie ją uczesała.
Ojciec Roche udzielił Rosemundzie ostatniego namaszczenia. Oczywiście nie była w stanie się wyspowiadać. Agnes chyba czuje się trochę lepiej, choć niedawno miała krwotok z nosa. Poprosiła o dzwoneczek.
Ty draniu! Nie pozwolę ci jej zabrać. To przecież jeszcze dziecko, ale ty chyba się w tym specjalizujesz, prawda? Pamiętasz rzeź niewiniątek? Zabiłeś już maleństwo rządcy i pieska Agnes, i chłopca, który pobiegł sprowadzić pomoc, kiedy zamarzałam w chacie. Wystarczy. Nie pozwolę, żebyś ją też zabił, ty cholerny sukinsynu! Nie oddam ci jej!
31.
Agnes umarła dzień po Nowym Roku, ani na chwilę nie przestając wzywać Kivrin.
— Ona tu jest — powtarzała Eliwys, trzymając dziecko za rękę. — Lady Katherine jest przy tobie.
— Nieprawda! — zawodziła dziewczynka schrypniętym, lecz zaskakująco silnym głosem. — Powiedzcie jej, żeby zaraz przyszła!
— Zrobię to — odparła matka, po czym spojrzała na Kivrin z wyrazem twarzy, którego ta nie potrafiła odczytać. — Pójdźcie po ojca Roche’a.
— Co się stało? — zapytała Kivrin. Kapłan udzielił już małej ostatniego namaszczenia. Przez cały czas, kiedy dotykał jej czoła i dłoni, wrzeszczała i miotała się jak ogarnięta szaleństwem, potem zaś nie pozwalała mu się zbliżyć. — Źle się czujecie, pani?
Eliwys pokręciła głową.
— Co powiem mojemu mężowi, kiedy wróci?
Delikatnie położyła rączkę córki na posłaniu. Kivrin dopiero wtedy zorientowała się, że Agnes nie żyje.
Umyła małe ciałko, niemal wszędzie pokryte niebieskofioletowymi sińcami. Rączka, którą ściskała Eliwys, była prawie całkiem czarna. Zupełnie jakby małą ciężko pobito. Bo to prawda, przemknęło jej przez głowę. Agnes była bita, torturowana, na koniec zaś została zamordowana.
Rzeź niewiniątek.
Ubranie Agnes znajdowało się w opłakanym stanie, jej płócienną koszulkę już dawno temu podarły na bandaże. Kivrin zawinęła ją w swój biały płaszcz. Pochówkiem zajęli się ojciec Roche i rządca.
Eliwys nie uczestniczyła w pogrzebie.
— Muszę zostać przy Rosemundzie — odparła, kiedy Kivrin powiedziała jej, że już pora. Rosemunda nie potrzebowała żadnej pomocy; wciąż leżała nieruchomo z zamkniętymi oczami, nie odzywając się ani słowem. Kivrin podejrzewała, że wysoka gorączka doprowadziła do uszkodzenia mózgu. — Poza tym, lada chwila może wrócić Gawyn.
Na dworze było bardzo zimno. Kiedy mężczyźni opuszczali ciało do grobu, z ich ust buchały kłęby pary. Kivrin poczuła, jak ogarnia ją złość. Dlaczego tak sapiecie? — cisnęły się jej na usta gorzkie słowa. Przecież ona prawie nic nie waży. Można ją podnieść jedną ręką.
Jeszcze większa złość ogarnęła ją na widok grobów. Cmentarz był już pełen, podobnie jak fragment błonia, który ojciec Roche poświęcił nie tak dawno temu. Mogiła lady Imeyne znajdowała się tuż przy bramie, natomiast dziecko rządcy nie miało swojego grobu; ojciec Roche pochował je razem z matką, mimo iż nie było ochrzczone.
A co z najmłodszym synem rządcy i pisarzem? Gdzie zamierzasz ich pochować? Przecież tu już nie ma miejsca! Kto powiedział, że Czarna Śmierć zabiła jedną trzecią do połowy stanu mieszkańców Europy? Tutaj umierają wszyscy.
— Requiescat in pace. Amen.
Ojciec Roche cofnął się o krok, a rządca począł zgarniać do płytkiego grobu bryły zmarzniętej ziemi.
Miał pan rację, panie Dunworthy, pomyślała z goryczą. Biały kolor jest niepraktyczny. Szybko się brudzi. Miał pan rację także w wielu innych sprawach. Ostrzegał mnie pan, że mogą wydarzyć się różne okropne rzeczy, i wydarzyły się. Teraz zapewne nie może się pan doczekać, żeby powiedzieć: „A nie mówiłem?” Niestety, zostanie pan pozbawiony tej satysfakcji, ponieważ nie wiem jak trafić na miejsce przeskoku, a jedyny człowiek, który mógłby wskazać mi drogę, najprawdopodobniej nie żyje.
Nie czekała aż rządca usypie niski kopczyk nad grobem Agnes ani kiedy ojciec Roche zakończy przyjacielską pogawędkę z Bogiem. Szybkim krokiem ruszyła z powrotem w kierunku dworu. Była wściekła na wszystkich: na rządcę, za to, że macha z zapałem łopatą, jakby nie mógł się doczekać, kiedy pozwolą mu wykopać następne groby. Na Eliwys, za to, że została w domu. Na Gawyna, za to, że nie wrócił.
— Katherine! — zawołał ojciec Roche.
Odwróciła się, a on podbiegł do niej, ciągnąc za sobą biały obłok oddechu.
— O co chodzi?
Wpatrywał się w nią z powagą.
— Nie wolno nam tracić nadziei — powiedział.
— Niby dlaczego? — wybuchnęła. — Mamy osiemdziesiąt pięć procent chorych, a przecież zabawa dopiero się zaczęła! Pisarz umrze lada chwila, Rosemunda też, wy wszyscy przypuszczalnie zdążyliście się już zarazić. Dlaczego nie miałabym stracić nadziei?
— Bóg nie opuścił nas zupełnie. Agnes jest teraz bezpieczna w Jego ramionach.
Bezpieczna, pomyślała z goryczą. W grobie. Pod warstwą zmrożonej ziemi. W ciemności.
Ukryła twarz w dłoniach.
— Trafiła prosto do nieba, gdzie nie dosięgnie jej żadna choroba. Miłość Boga jest zawsze z nami i nic nie zdoła nas od Niego oddzielić: ani śmierć, ani życie, ani anioły, ani rzeczy obecne…