Выбрать главу

— Jest anglikaninem.

Dunworthy doskonale wiedział, skąd się biorą obawy Mary. Nowohinduiści wierzyli w świętość każdego życia i sprzeciwiali się zabijaniu wszelkich stworzeń, w tym także wirusów, naturalnie jeśli słowo „zabijanie” miało w tym przypadku jakikolwiek sens. Odmawiali przyjmowania antybiotyków, szczepionek oraz leków przeciwwirusowych. Władze Uniwersytetu godziły się na to, aby uszanować ich przekonania religijne, ale nie pozwalały im mieszkać w college’ach.

— Jestem pewien, że Badri zgłosił się na badania. Gdyby ich nie odbył, nie zostałby dopuszczony do pracy przy sieci.

Mary ponownie skinęła głową, jakby już wcześniej doszła do tego samego wniosku.

— Tak jak powiedziałam, przypuszczalnie w grę wchodzi nietypowa reakcja na szczepionkę.

Gilchrist otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ otworzyły się drzwi i do pokoju weszła pielęgniarka. Na twarzy miała maseczkę z gazy, a w rękach, na które założyła sterylne rękawiczki, trzymała plik papieru oraz kilka ołówków.

— Na wszelki wypadek przeprowadzimy testy na obecność przeciwciał u wszystkich osób, które kontaktowały się z Badrim — dodała Mary. — Pobierzemy od was krew, zmierzymy wam temperaturę, a oprócz tego sporządzicie listy ludzi, z którymi się dzisiaj stykaliście.

Pielęgniarka wręczyła Dunworthy’emu trzy arkusze papieru oraz jeden z ołówków. Pierwsza kartka okazała się szpitalnym formularzem, dwie pozostałe natomiast podzielono na trzy rubryki zatytułowane „Nazwisko”, „Miejsce” i „Czas”. Na drugiej kartce widniał nagłówek „Kontakty pierwotne”, na trzeciej „Kontakty wtórne”.

— Ponieważ Badri jest, jak na razie, jedynym chorym, będziemy traktować go jako pacjenta zerowego — ciągnęła Mary. — Nie znamy jeszcze sposobu, w jaki rozprzestrzenia się choroba, w związku z czym musicie uwzględnić na swoich listach wszystkich, z którymi miał jakikolwiek kontakt.

Dunworthy nagle przypomniał sobie technika pochylającego się nad Kivrin, przesuwającego jej ramię, poprawiającego ułożenie sukni.

— Wszystkich — powtórzyła z naciskiem. — Nie tylko tych, którym podał rękę, ale nawet tych, z którymi tylko rozmawiał.

— A więc nas także — odezwała się sanitariuszka.

— Oczywiście.

— I Kivrin… — wyszeptał Dunworthy.

Mary miała przez chwilę taką minę, jakby nie wiedziała o kogo chodzi.

— Panna Engle otrzymała pełny zestaw szczepień oraz przeszła kurację wzmacniającą odporność organizmu — oznajmił Gilchrist. — Chyba nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo?

Mary wahała się najwyżej sekundę.

— Nie — stwierdziła stanowczo. — Naturalnie pod warunkiem, że po raz pierwszy zetknęła się z nim dopiero dziś rano.

— Pan Dunworthy wypożyczył mi swojego technika dwa dni temu — oświadczył Gilchrist, niemal wyrywając pielęgniarce z ręki przeznaczone dla niego kartki. — Rzecz jasna byłem pewien, że przedsięwziął te same środki ostrożności, które stosujemy w sekcji średniowiecza, ale teraz widzę, że się pomyliłem. Naturalnie przy pierwszej nadarzającej się sposobności poinformuję o tym pana Basingame’a.

— Jeśli pierwszy kontakt Kivrin z Badrim nastąpił dziś rano, to dziewczyna powinna być już w pełni uodporniona — oznajmiła Mary. — Panie Gilchrist, czy byłby pan uprzejmy?…

Wskazała mu krzesło, a on usiadł, mrucząc coś niechętnie pod nosem.

Mary wzięła od pielęgniarki jeden zestaw formularzy i pokazała wszystkim pierwszy, opatrzony nagłówkiem „Kontakty pierwotne”.

— Na tę listę powinien trafić każdy, z kim Badri zetknął się osobiście. Proszę zanotować, ile razy spotykaliście się z nim w ciągu minionych trzech dni oraz umieścić nazwiska wszystkich osób, które w waszej obecności zbliżały się do niego. Z kolei na tej liście — pokazała kartkę z nagłówkiem „Kontakty wtórne” — przedstawcie wykaz swoich spotkań z innymi ludźmi, zaczynając od chwili obecnej i cofając się w przeszłość.

Następnie bez słowa wyjaśnienia wetknęła zaskoczonemu Gilchristowi termometr do ust i przymocowała mu do przegubu miniaturowy monitor z ciekłokrystalicznym ekranem. Nie czekając, aż pielęgniarka poda papiery sanitariuszce i Latimerowi, Dunworthy usiadł przy drugim końcu stołu i zajął się wypełnianiem rubryk.

Najpierw szpitalny formularz. Numer ubezpieczenia, dokładna historia chorób, przebieg leczenia, zabiegi chirurgiczne, szczepienia, i tak dalej. Przecież to wszystko jest w mojej kartotece, pomyślał ze zniecierpliwieniem. Dlaczego miałbym zaśmiecać sobie pamięć takimi sprawami? Nie pamiętał na przykład, kiedy dokładnie odbyły się obowiązkowe badania przedsemestralne, więc postawił w tej rubryce znaki zapytania, po czym zajął się wypełnianiem tabeli z „Kontaktami pierwotnymi”.

Na początku wpisał swoje nazwisko, zaraz potem Latimera, Gilchrista i dwoje sanitariuszy. Tak właśnie napisał, „dwoje sanitariuszy”, ponieważ nie wiedział jak się nazywają, a kobieta znowu zasnęła i nie chciał jej przeszkadzać głupimi pytaniami. Przyciskała do piersi formularze jak najdroższy skarb. Dunworthy przez chwilę wahał się, czy umieścić na liście lekarzy i pielęgniarki, którzy zajęli się Badrim w szpitalu; ostatecznie napisał „personel kliniki” i opatrzył to znakiem zapytania. Kto jeszcze? Aha, Montoya.

No i Kivrin, ale ona, według Mary, była całkowicie uodporniona. „Coś się nie zgadza”, powiedział Badri. Może chodziło mu o to, że z powodu choroby nie może doprowadzić obliczeń do końca, więc przybiegł do pubu, aby ostrzec ich o niebezpieczeństwie zagrażającym Kivrin?

Właśnie, pub. Oprócz ich czworga i Badriego byli tam tylko barman i Finch, który jednak wyszedł przed pojawieniem się technika. Dunworthy wpisał swego sekretarza na listę kontaktów wtórnych, po czym wrócił do tej, którą zajmował się na początku, i zanotował: „Barman z pubu»Pod krzyżem i jagnięciem«”. Tak, w pubie było pusto, ale nie dało się tego powiedzieć o ulicy. Oczami wyobraźni ponownie ujrzał Badriego, jak przepycha się przez tłum, zderza z właścicielką parasolki we wściekle kolorowe kwiaty, przeskakuje nad smyczą, na której mały chłopiec ciągnął zrezygnowanego foksteriera… „Każdy, z kim Badri zetknął się osobiście”, powiedziała Mary.

Trzymała Gilchrista za przegub i starannie notowała liczby pojawiające się na ekranie. Czyżby zamierzała przebadać wszystkie osoby, jakie znajdą się na listach? Było to raczej niemożliwe. Podczas szaleńczego biegu do college’u Badri potrącił, otarł się lub zderzył z kilkudziesięcioma osobami, których ani on, ani Dunworthy z pewnością nie zdołaliby teraz rozpoznać. W drodze do pubu na pewno działo się to samo, ci ludzie zaś krótko potem zetknęli się z dziesiątkami innych osób.

Napisał: „Znaczna liczba przechodniów na High Street”, podkreślił zdanie grubą krechą, po czym skupił się, usiłując sobie przypomnieć, czy i kiedy rozmawiał wcześniej z Badrim. Na pewno dwa dni temu, bezpośrednio po tym, jak dowiedział się od Kivrin, że Gilchrist zamierza skorzystać z usług niedoświadczonego praktykanta.

Złapał Badriego telefonicznie zaraz po jego powrocie z Londynu. Kivrin spędziła ten dzień w klinice, gdzie przechodziła ostatnie badania przed przeskokiem; całe szczęście, bo dzięki temu nie miała okazji zetknąć się z technikiem, wcześniej zaś nie było to możliwe, ponieważ przebywał w Londynie.

We wtorek Badri zjawił się osobiście, aby poinformować go, że sprawdził obliczenia dokonane przez praktykanta oraz przeprowadził kontrolę systemu. Ponieważ nie zastał Dunworthy’ego w gabinecie, zostawił mu krótki liścik. Także we wtorek przyszła Kivrin, aby pochwalić się swoim kostiumem, ale to było znacznie wcześniej, wczesnym przedpołudniem. Nawet na pewno, ponieważ Badri wspomniał w notatce, że całe przedpołudnie spędził na testowaniu sieci, Kivrin zaś powiedziała, że po południu wybiera się do Biblioteki na spotkanie z Latimerem. Kto wie jednak, czy później nie uznała za stosowne wpaść do laboratorium albo czy nie poszła tam z samego rana.