Выбрать главу

— Ogłosili kwarantannę, a ci wszyscy ludzie chcą wiedzieć dlaczego nie kursują pociągi i czemu ja nic nie robię w tej sprawie! — powiedział zawiadowca podniesionym głosem. W tle słychać było gniewny pomruk tłumu. — Robię co mogę, żeby nie zdemolowali stacji, więc naprawdę nie mam czasu zajmować się poszukiwaniami dwunastoletnich chłopców!

— Nazywa się Colin Templer! — wykrzyknął Dunworthy. — Jego babcia miała przyjść po niego na stację!

— Więc czemu tego nie zrobiła? I ona, i ja mielibyśmy teraz o jeden problem mniej. Nic panu nie poradzę. Muszę zająć się tymi ludźmi, bo inaczej…

Połączenie zostało gwałtownie przerwane, nie wiadomo, czy dlatego, że zawiadowca odłożył słuchawkę, czy dlatego, że któryś z rozwścieczonych pasażerów wtargnął do pomieszczenia, dopadł aparatu i nacisnął widełki.

— Widział go? — zapytała Mary.

— Nie. Chyba jednak będziesz musiała tam kogoś wysłać.

— Poproszę kogoś z personelu — powiedziała, po czym szybkim krokiem wyszła z pokoju.

— Skoro chłopiec miał tu dotrzeć na trzecią, a kwarantannę ogłoszono dziesięć po trzeciej, to wystarczyło, żeby pociąg spóźnił się jedenaście minut, a w ogóle nie wpuszczono go na stację — zauważyła Montoya.

Dunworthy zdziwił się, czemu nie wpadł na to wcześniej. Istotnie, jeśli pociąg nie zdążył dotrzeć do Oxfordu przed ogłoszeniem kwarantanny, to cofnięto go na najbliższą stację, pasażerów zaś skierowano dalej okrężną trasą albo odwieziono z powrotem do Londynu.

— Proszę jeszcze raz zadzwonić na stację — powiedział, wręczając jej aparat. — Zapyta pani o pociąg, który o pierwszej odjeżdża z Marble Arch. Ja w tym czasie powiem Mary, żeby zatelefonowała do siostrzenicy. Kto wie, może Colin jest już z powrotem w domu?

Wyszedł na korytarz, by poprosić pielęgniarkę o odszukanie Mary, ale nikogo tam nie zobaczył. Widocznie Mary wysłała ją na stację.

Korytarz był zupełnie pusty. Dunworthy przez chwilę przyglądał się z namysłem wiszącemu na ścianie automatowi telefonicznemu, po czym podszedł do niego i wystukał numer college’u Balliol. Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że Colin mimo wszystko dotarł samodzielnie do kwatery Mary. Pośle tam Fincha, a jeśli chłopca jednak nie będzie, powie sekretarzowi, żeby poszedł na stację. Dwie osoby oznaczały dwukrotnie większe szansę na odnalezienie Colina w tym tłumie.

— Cześć — powiedziała jakaś kobieta.

Dunworthy pospiesznie sprawdził numer na wyświetlaczu, prawie pewien, że pomylił się przy wystukiwaniu, ale wszystko było w porządku.

— Chciałem rozmawiać z panem Finchem z college’u Balliol.

— Niestety chwilowo jest nieosiągalny — poinformowała go kobieta. Mówiła z wyraźnym amerykańskim akcentem. — Jestem panna Taylor. Może coś mu przekazać?

Z pewnością należała do zespołu dzwonników. Była zaskakująco młoda — chyba bardzo niedawno przekroczyła trzydziestkę — i delikatnie zbudowana. Szczerze mówiąc, nie tak wyobrażał sobie dzwonnika.

— Proszę mu powiedzieć, żeby jak najszybciej zadzwonił do kliniki, do Dunworthy’ego.

— Pan Dunworthy… — Starannie zapisała nazwisko, po czym gwałtownie podniosła głowę i spojrzała w ekran. — Pan Dunworthy? — powtórzyła zupełnie innym tonem. — Czy to pan jest odpowiedzialny za to, że zostałyśmy tu uwięzione?

Na tak postawione pytanie nie sposób było udzielić sensownej odpowiedzi. Popełnił błąd dzwoniąc do świetlicy; powinien od razu połączyć się z biurem kwestora, dokąd przecież sam wysłał Fincha.

— Kwarantannę ogłasza Ministerstwo Zdrowia, które ma obowiązek czynić to za każdym razem, kiedy pojawi się nowa, nie zidentyfikowana wcześniej choroba. Ogromnie mi przykro, że w związku z tą nadzwyczajną sytuacją pojawiły się różne niedogodności i utrudnienia. Już poleciłem memu sekretarzowi, żeby uczynił wszystko, co w jego mocy, by uprzyjemnić paniom pobyt, jeśli zaś jest coś, co ja osobiście mogę zrobić dla…

— Zrobić? Pan chce coś zrobić? W takim razie proszę jak najprędzej zawieźć nas do Ely! O ósmej wieczorem nasz zespół ma dać koncert w katedrze, jutro zaś musimy być już w Norwich, gdzie będziemy grać kuranty na Boże Narodzenie!

Nie zamierzał być tym, kto powie tej kobiecie, że jej zespół z pewnością nie dotrze na czas do Norwich.

— Jestem pewien, że w Ely zdają sobie sprawę z sytuacji, ale chętnie zadzwonię tam osobiście i wyjaśnię…

— Skoro tak, to proszę i mnie coś wyjaśnić! Nie przywykłam do tego, żeby w taki sposób deptano moje prawa obywatelskie! W Ameryce byłoby nie do pomyślenia, żeby ktoś dyktował panu, dokąd może pan jechać albo gdzie powinien pan zostać!

W związku z czym podczas Wielkiej Epidemii umarło ponad trzydzieści milionów Amerykanów, pomyślał, głośno zaś powiedział:

— Zapewniam panią, że kwarantannę ogłoszono wyłącznie w celu ochrony obywateli oraz naszych miłych gości, i że nie będzie najmniejszego problemu z przesunięciem terminów koncertów. Tymczasem jesteśmy niezmiernie radzi, mogąc gościć w naszych progach tak znakomitych artystów. Nie mogę się doczekać, by poznać panie osobiście. Od dawna wiedziałem o waszym planowanym przyjeździe i przygotowywałem się na duchową ucztę, jaką zapewniacie swoim słuchaczom.

Gdybym naprawdę wiedział, odpisałbym wam, że kwarantanna została ogłoszona już rok temu i przypuszczalnie potrwa przynajmniej do połowy przyszłego wieku, przemknęło mu przez głowę.

— Ale Świąt nie uda się przesunąć, proszę pana. Miałyśmy zagrać zupełnie nowy utwór, skomponowany specjalnie na to tournee. Nasz występ w Norwich wywołał ogromne zainteresowanie, więc nie zamierzamy…

Dunworthy nacisnął widełki. Finch powinien jeszcze być w biurze kwestora, przekopując się przez akta w poszukiwaniu teczki Badriego, ale dzwoniąc tam naraziłby się na spotkanie z kolejną członkinią zespołu. Mogły przecież rozpełznąć się jak stonka po całym college’u.

Wystukał z pamięci numer regionalnego biura Nadzoru Transportu Publicznego.

W tej samej chwili otworzyły się drzwi prowadzące do hallu i weszła Mary. — Próbuję dodzwonić się do Nadzoru Transportu — poinformował ją, po czym wybrał do końca numer i podał jej słuchawkę, ale ona z uśmiechem machnęła ręką.

— Nie trzeba — powiedziała. — Przed chwilą rozmawiałam z Deirdre. Pociąg, którym jechał Colin, został zatrzymany w Barton, a pasażerów wsadzono do innego składu i odesłano do Londynu. Odbierze Colina z Marble Arch. — Westchnęła głęboko. — Szczerze mówiąc, nie sprawiała wrażenia zachwyconej. Zamierzała spędzić Święta z rodziną swego nowego adoratora i chyba zależało jej na tym, by Colin zniknął na parę dni z horyzontu, ale stało się tak, jak się stało, i już nic nie można poradzić. Cale szczęście, że nie zdążył tu dotrzeć.

W głosie kobiety słychać było wyraźną ulgę. Dunworthy odwiesił słuchawkę.

— Aż tak niedobrze? — zapytał.

— Dokonaliśmy wstępnej identyfikacji wirusa. To myksowirus typu A. Grypa.

Podświadomie oczekiwał czegoś znacznie gorszego, jakiejś nieznanej tropikalnej choroby albo retrowirusa. Kiedyś, bardzo dawno temu, kiedy nie było stuprocentowo skutecznych szczepionek, zachorował na grypę. To prawda, że przez parę dni czuł się fatalnie, ale nieprzyjemne objawy dość szybko ustąpiły, lekarz zaś zalecił mu tylko leżenie w łóżku i przyjmowanie dużych ilości płynów.

— Czy w związku z tym kwarantanna zostanie odwołana?