Выбрать главу

— Dopiero wtedy, kiedy dotrzemy do dokumentacji medycznej Badriego. Wciąż mam nadzieję, że po prostu nie zgłosił się na obowiązkowe szczepienia przed rozpoczęciem semestru, ale jeśli okaże się, że jednak został zaszczepiony, to trzeba będzie poczekać do chwili, kiedy uda nam się zlokalizować źródło choroby.

— Przecież to tylko zwyczajna grypa!

— Pod warunkiem, że zakres mutacji okaże się niewielki. Jeśli będzie duży, to znaczy, że ta grypa wcale nie jest taka zwyczajna. W 1918 roku epidemia hiszpanki spowodowała śmierć dwudziestu milionów ludzi, a to był właśnie myksowirus. Wirusy co kilka miesięcy przechodzą mutacje. Ich kod genetyczny ulega daleko idącym zmianom, w związku z czym układ odpornościowy organizmu nie jest w stanie ich rozpoznać i skutecznie zwalczać. Właśnie dlatego konieczne są okresowe szczepienia, ale nawet one nic nie pomogą, jeśli przesunięcie jest wyjątkowo duże.

— I właśnie z czymś takim mamy do czynienia?

— Wątpię. Większe mutacje zdarzają się nie częściej niż co dziesięć lat. Dużo bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że Badri po prostu nie zgłosił się na szczepienia. Wiesz może, czy na początku semestru monitorował jakiś przeskok?

— Nie mam pojęcia, ale to całkiem możliwe.

— Więc mógł zapomnieć o terminie. Jeśli tak właśnie było, to po prostu złapał najnowszą odmianę grypy.

— A Kivrin? Czy przeszła wszystkie szczepienia?

— Tak. Jest w pełni uodporniona.

— Nawet jeśli to jakaś zupełnie nowa odmiana wirusa?

Mary zawahała się przez ułamek sekundy.

— Owszem, pod warunkiem, że zetknęła się z Badrim dopiero dziś rano.

— A jeżeli widziała się z nim wcześniej? Na przykład wczoraj albo przedwczoraj?

— Nie odpowiem ci na to pytanie, bo od razu zacząłbyś się niepokoić, a na to jeszcze za wcześnie. Jednego możesz być pewien: szczyt odporności jej organizmu przypadł dokładnie na wyznaczoną porę przeskoku.

— Chciałaś powiedzieć: na pierwotnie wyznaczoną porę — poprawił ją Dunworthy. — Gilchrist przesunął przeskok o dwa dni.

— Nie pozwoliłabym jej wziąć w tym udziału, gdybym podejrzewała, że grozi jej jakiekolwiek niebezpieczeństwo.

— Ale nie brałaś pod uwagę możliwości, że zetknie się z wirusem grypy jeszcze przed wyruszeniem do średniowiecza?

— Nie — przyznała. — Choć to niczego nie zmienia. Była już częściowo uodporniona, a poza tym, nie mamy żadnego dowodu na to, że zetknęła się z wirusem. Przecież Badri prawie się do niej nie zbliżał.

— Mógł to zrobić wcześniej.

Z piersi Mary wyrwało się głębokie westchnienie.

— Od razu wiedziałam, że w ogóle nie powinnam zaczynać rozmowy na ten temat… No, dobrze. Większość myksowirusów ma okres inkubacji od dwunastu do czterdziestu ośmiu godzin. Nawet jeśli Kivrin zetknęła się z wirusem dwa dni temu, jej organizm miał już wystarczająco dużą odporność, aby uniemożliwić mu replikację. W najgorszym razie skończyłoby się na niegroźnych dolegliwościach. — Poklepała go uspokajająco po ramieniu. — Poza tym, zapominasz o paradoksie: gdyby przedostała się w przeszłość zarażona, mogłaby zarazić ludzi z tamtej epoki. Sieć nigdy nie dopuściłaby do czegoś takiego. Przeskok po prostu nie doszedłby do skutku, i tyle.

Miała rację. Żadna choroba, która mogłaby okazać się niebezpieczna dla mieszkańców przeszłości, nie przedostałaby się przez sieć.

— Jakie są szansę na to, żeby czternastowieczna populacja była odporna na działanie wirusa z XXI wieku?

— Prawie żadne — odparła natychmiast. — Mutacje mogą zachodzić w tysiącu ośmiuset miejscach. Prawdopodobieństwo, że akurat wtedy wszyscy mieli styczność z identycznym wirusem i zdążyli się na niego uodpornić, jest praktycznie równe zeru.

— Muszę porozmawiać z Badrim — oświadczył stanowczo Dunworthy. — Kiedy przyszedł do pubu, powiedział, że coś jest nie w porządku, potem powtarzał to bez przerwy w drodze do szpitala…

— Zgadza się — potwierdziła Mary. — Coś jest nie w porządku. Ma poważną infekcję wirusową.

— Albo wie, że zaraził Kivrin. Albo nie zdołał jej zlokalizować.

— Przecież sam powiedział, że już ją zlokalizował. — Spojrzała na niego ze współczuciem. — Chyba nie mam prawa przekonywać cię, że nie powinieneś tak bardzo martwić się o Kivrin, bo przecież sam widziałeś, jak zachowałam się niedawno, kiedy przypomniałam sobie o Colinie. Możesz mi jednak wierzyć, że naprawdę lepiej im tam, gdzie są teraz. Nawet Kivrin może się czuć znacznie bezpieczniejsza wśród bandytów i morderców, o których bez przerwy myślisz, niż tutaj, gdzie groziłoby jej spotkanie z nieznanym, być może groźnym wirusem. Poza tym, nie musi zawracać sobie głowy kwarantanną.

— Ani amerykańskim zespołem dzwonników — dodał z uśmiechem. — Przecież Ameryka nie została jeszcze odkryta.

Położył rękę na klamce, ale nie zdążył jej nacisnąć, ponieważ drzwi na końcu korytarza otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich potężnie zbudowana kobieta obarczona olbrzymią walizką.

— Tu pan jest, panie Dunworthy! — wykrzyknęła zaskakująco donośnym głosem. — Wszędzie pana szukałam!

— Czy to jedna z twoich Amerykanek? — zapytała Mary, odwróciwszy się w jej stronę.

— Gorzej — odparł Dunworthy. — To pani Gaddson.

6.

Pod drzewami i u podnóża wzniesienia robiło się coraz ciemniej. Jeszcze zanim Kivrin zdołała dotrzeć do zamarzniętych kolein, potwornie rozbolała ją głowa, jakby reagując na minimalną zmianę wysokości lub spadek natężenia światła.

Nawet stojąc tuż przy szkatułce nie była w stanie dojrzeć wozu, a nie mogła za bardzo wytężać wzroku, ponieważ wtedy ból stawał się wręcz nie do zniesienia. Jeśli to miały być „niezbyt dokuczliwe” skutki uboczne przeskoku, to jak musiały wyglądać te bardziej dokuczliwe?

Kiedy tylko wrócę, postanowiła, przedzierając się przez gęstwinę, porozmawiam na ten temat z doktor Ahrens. Coś mi się zdaje, że lekarze nie doceniają negatywnego wpływu, jaki owe skutki uboczne mogą wywrzeć na historyka. Idąc w dół wzgórza zmęczyła się bardziej niż wspinając na nie, a poza tym było jej zimno. Przeraźliwie zimno.

Wierzby zdawały się celowo chwytać ją za płaszcz i włosy swymi giętkimi witkami. Jedna z nich, wcale nie taka miękka, zadrapała ją boleśnie w ramię. W pewnej chwili Kivrin potknęła się i runęła na ziemię; miało to taki skutek, że głowa przestała jej na chwilę dokuczać, kiedy zaś ból zaatakował ponownie, był jeszcze silniejszy niż poprzednio.

Na polanie panowały niemal całkowite ciemności, lecz mimo to widziała całkiem dobrze: barwy nie tyle zblakły, co raczej stały się czarnozielone, czarnobrązowe i czarnoszare. Panowała zupełna cisza.

Kivrin w pośpiechu zebrała porozbijane kufry, wrzuciła je na mocno przechylony wóz, po czym chwyciła za dyszel i pociągnęła ze wszystkich sił. Wóz drgnął, dość łatwo przetoczył się kilkadziesiąt centymetrów, a następnie utknął. Pociągnęła jeszcze mocniej; wóz pokonał kolejne pół metra, przechylił się jeszcze bardziej, po czym znieruchomiał na dobre. Jeden z kufrów zsunął się ze skrzyni na ziemię.

Dziewczyna ponownie włożyła go na górę, a następnie obeszła wóz dokoła. Prawe koło zahaczyło o wystający z ziemi korzeń; mimo to wóz z pewnością dałoby się ruszyć z miejsca, ale musiałaby mocno podeprzeć go z tej strony, to zaś było raczej niemożliwe, ponieważ pan Gilchrist kazał porąbać siekierą bok pojazdu, aby wyglądało na to, że wóz uległ uszkodzeniu przewrócony przez bandytów. Zadanie wykonano z tak wielkim zapałem, że zostały same drzazgi. Szkoda, że nie wzięłam ze sobą roboczych rękawic, pomyślała niewesoło, po czym przeszła na drugą stronę, chwyciła za koło i szarpnęła z całej siły. Bez rezultatu. Zdesperowana, podwinęła suknię, a następnie przyklękła, by naprzeć barkiem na drewnianą konstrukcję.