Выбрать главу

— Był pan już w New College? — zapytał Dunworthy, zmieniając temat.

— Nie, proszę pana. Właśnie się tam wybieram. Co powinienem zrobić w sprawie środków czystości? Mydła mamy jeszcze pod dostatkiem, ale powoli zaczyna brakować papieru toaletowego.

Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł sanitariusz, którego jakiś czas temu Mary wysłała po Montoyę. Skierował się prosto do stolika przy ścianie i włączył elektryczny czajnik z herbatą.

— Czy powinienem zacząć wydzielać papier toaletowy, czy na razie mogę ograniczyć się do umieszczenia w toaletach wywieszek wzywających do jego oszczędnego używania?

— Niech pan robi, co uważa za stosowne — odparł Dunworthy i przerwał połączenie.

Deszcz wciąż padał, ponieważ sanitariusz był przemoczony do suchej nitki, a kiedy nad czajnikiem pojawiły się kłęby pary, wyciągnął zaczerwienione ręce i grzał je przez dłuższą chwilę.

— Czy wreszcie będzie można skorzystać z telefonu? — zapytał Gilchrist.

Dunworthy podał mu aparat. Zastanawiał się, jaka może być pogoda tam, gdzie teraz znajduje się Kivrin oraz czy Gilchrist zlecił sekcji prawdopodobieństwa dokonanie obliczeń, jakie są szanse na to, by zjawiła się na miejscu w strugach ulewnego, lodowatego deszczu. Ani jej suknia, ani płaszcz nie wyglądały na wodoodporne, natomiast ów przyjaźnie nastawiony podróżny, który powinien zjawić się w ciągu 1,6 godziny, mógł uznać, że w taką pogodę nie warto brnąć błotnistym traktem i zaszył się w gęstych krzakach lub zakopał w stogu siana, by zaczekać, aż grunt obeschnie i wędrówka stanie się mniej uciążliwa.

Co prawda nauczył Kivrin rozniecać ogień, ale w deszczu i ze zgrabiałymi rękami mogła sobie nie poradzić z tym zadaniem. W czternastym wieku panowały srogie zimy. Należało liczyć się z możliwością, że będzie padał śnieg. W 1320 roku zaczął się okres zwany Małą Epoką Lodową; w jego szczytowym okresie Tamiza zamarzała na dwa lub trzy miesiące, niespotykanie niskie temperatury spowodowały wielkie spustoszenia na polach, co z kolei stało się przyczyną tak poważnych niedoborów żywności, że, zdaniem wielu historyków, Czarna Śmierć zebrała tak obfite żniwo między innymi właśnie dlatego, iż organizmy wygłodzonych ludzi nie potrafiły przeciwstawić się chorobie. Tak, pogoda była wtedy naprawdę paskudna. Według kronik z tamtej epoki, w 1348 roku w części Oxfordshire padało bez przerwy od dnia św. Michała Archanioła, czyli od 29 września, aż do Bożego Narodzenia. Wiele wskazywało na to, że Kivrin leży na błotnistej drodze, w strugach deszczu, zaledwie o włos od śmierci z powodu wychłodzenia organizmu.

I zapewne wstrząsana czkawką spowodowaną tym, że jej przewrażliwiony opiekun myśli o niej bez przerwy, całkiem niepotrzebnie martwiąc się na zapas. Mary miała rację: zachowuje się jak pani Gaddson. Tylko tego brakowało, żeby wtargnął do 1320 roku jak ona na szpitalny korytarz; Kivrin z pewnością ucieszy się na jego widok tak samo jak William na widok matki, a w dodatku okaże się, iż nie bardziej niż on potrzebuje czyjejkolwiek pomocy.

Była najbystrzejszą i najbardziej samodzielną studentką, jaka kiedykolwiek trafiła pod jego opiekę. Z pewnością wymyśliła już jakiś sposób, by zapewnić sobie suchy kąt i dach nad głową. Z tego co wiedział, minione wakacje spędziła wśród Eskimosów, ucząc się budować igloo.

Pomyślała zawczasu także o wielu innych rzeczach, w tym o swoich paznokciach. Kiedy przyszła pokazać mu kostium, wyciągnęła przed siebie ręce; paznokcie miała połamane i potwornie brudne.

— Wiem, że mam być szlachcianką, ale taką ze wsi, one zaś bardzo często pracowały niewiele lżej od chłopów, a pierwsze nożyczki pojawiły się na tych terenach dopiero na początku siedemnastego wieku. Wie pan, jak uzyskałam taki efekt? Spędziłam całą niedzielę przy wykopaliskach panny Montoi, grzebiąc w ziemi gołymi rękami.

Jej paznokcie wyglądały nie tylko okropnie, ale także całkowicie autentycznie. Z pewnością nie było powodu, żeby martwić się o takie drobnostki jak deszcz albo śnieg.

Dunworthy jednak martwił się i nic nie mógł na to poradzić. Gdyby udało mu się porozmawiać z Badrim, zapytać go, co miał na myśli mówiąc, że „coś jest nie w porządku”, upewnić się, że poślizg był niewielki i przeskok odbył się bez zakłóceń, wtedy z pewnością przestałby się niepokoić. Niestety, Mary uzyskała numer ubezpieczenia Badriego dopiero od Fincha, z czego należało wysnuć mało pocieszający wniosek, że technik nadal jest nieprzytomny.

Albo gorzej.

Wstał, podszedł do stolika przy ścianie i nalał sobie filiżankę herbaty. Gilchrist znowu rozmawiał przez telefon, tym razem z portierem. Portier także nie wiedział, gdzie może przebywać Basingame. Kiedy Dunworthy rozmawiał z nim nieco wcześniej, staruszek powiedział mu, że dziekan wspominał o jakimś Loch Balkillan; po dokładnym sprawdzeniu okazało się jednak, iż nie ma jeziora o takiej nazwie.

Dunworthy pił herbatę małymi łyczkami, przysłuchując się rozmowom prowadzonym przez Gilchrista. Żadna z osób, do których udało mu się dodzwonić, nie miała pojęcia, dokąd pojechał Basingame. Do pokoju weszła pielęgniarka, by dokończyć pobieranie krwi, natomiast sanitariusz wziął ze stołu jedną z edukacyjnych broszurek i pogrążył się w lekturze.

Montoya wypełniła już swoją kartę informacyjną, teraz zaś zajęła się pozostałymi papierami.

— Co mam tu wypisać? — zapytała Dunworthy’ego. — Nazwiska ludzi, z którymi stykałam się w ciągu minionej doby?

— Przez ostatnie trzy dni.

Oczekiwanie przedłużało się i Dunworthy wypił kolejną filiżankę herbaty, Montoya natomiast dodzwoniła się do Ministerstwa Zdrowia próbując przekonać kolejnych urzędników, żeby pozwolili jej wrócić do wykopalisk położonych poza obszarem objętym kwarantanną. Sanitariuszka ponownie zapadła w drzemkę.

W pewnej chwili otworzyły się drzwi i w pokoju pojawił się najpierw szpitalny wózek zastawiony naczyniami, potem zaś pchająca go pielęgniarka.

— Greet chere mada our hoste us evenchon. And to the soper sette us anon — odezwał się Latimer. Była to jedyna uwaga, jaka padła z jego ust tego popołudnia.

W trakcie posiłku Gilchrist opowiadał Latimerowi o swoich planach wysłania Kivrin w nieco późniejsze czasy, tuż po przejściu Czarnej Śmierci.

— Według powszechnie akceptowanych teorii, zaraza niemal całkowicie zniszczyła strukturę średniowiecznego społeczeństwa — mówił, krojąc befsztyk. — Jednak z moich badań wynika, iż odegrała ona raczej rolę oczyszczającą niż destrukcyjną.

Zależy z czyjego punktu widzenia, pomyślał Dunworthy, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego wciąż nic się nie dzieje. Ciekawe, czy naprawdę badają naszą krew, czy tylko czekają, aż któreś z nas runie na podłogę, przy okazji wywracając wózek z kolacją, przemknęła mu przez głowę niewesoła myśl. Wtedy wiedzieliby dokładnie, jaki jest okres inkubacji.

Gilchrist ponownie zadzwonił do New College i poprosił o połączenie z sekretarką Basingame’a.

— Nie ma jej tam — poinformował go Dunworthy. — Wyjechała na Święta do córki w Devonshire.

Gilchrist puścił jego słowa mimo uszu.

— Tak, koniecznie muszę przekazać jej wiadomość. Poszukuję pana Basingame’a. Sprawa jest bardzo poważna. Właśnie wysłaliśmy historyka do XIV wieku, ale okazało się, że ci z Balliol dali nam chorego technika, w związku z czym dziewczyna — bo to jest dziewczyna — zaraziła się jakąś chorobą. — Odłożył słuchawkę, po czym dodał: — Jeśli okaże się, że pan Chaudhuri nie był zaszczepiony, dopilnuję, aby pan, panie Dunworthy, poniósł za to osobistą odpowiedzialność.