Nocnik! — uświadomiła sobie z ulgą Kivrin. Panie Dunworthy, na początku XIV wieku w domach wiejskiej szlachty powszechnie używano nocników! Skinęła głową na znak, że rozumie, po czym, wciąż korzystając z pomocy obu kobiet, powoli usiadła na naczyniu. Była tak słaba, że niewiele brakowało, a zsunęłaby się razem z nim na podłogę. Kiedy spróbowała wstać, poczuła tak silne ukłucie w piersi, że aż zgięła się w pół.
— Maisry! — zawołała stara w kierunku drzwi. — Maisry, com undtvae holpoon!
Sądząc po tonie, wzywała kogoś — Marjorie? Mary? — na pomoc, ale nikt się nie pojawił, więc może chodziło o coś zupełnie innego?
Kivrin wyprostowała się ostrożnie, gotowa w każdej chwili skulić się, gdyby ból zaatakował ponownie. Co prawda nie zniknął, ale też nie przybierał na sile. Mimo to musiały prawie zanieść ją z powrotem na posłanie, a kiedy wreszcie znalazła się w łóżku, pod futrzanym przykryciem, była tak wycieńczona, że od razu zamknęła oczy.
— Slaeponpon donu paw daton — usłyszała głos młodej kobiety.
Z pewnością oznaczało to tyle co: „Odpocznij” albo: „Spróbuj się przespać”, lecz Kivrin nadal mogła polegać wyłącznie na domysłach. Translator zepsuł się na dobre, przemknęła jej przez głowę niepokojąca myśl. Zaraz potem poczuła, jak powoli ogarnia ją panika. Było to znacznie gorsze od fizycznego bólu w piersi.
Niemożliwe, żeby się zepsuł. Przecież nie jest maszyną, tylko chemicznym przyspieszaczem procesów skojarzeniowych i wzmacniaczem pamięci. Nie ma się w nim co zepsuć. Problem polega na czym innym: translator jest w stanie operować wyłącznie zaprogramowanym zasobem słownictwa, naturalnie wzbogacając go i aktualizując na podstawie napływających sukcesywnie danych, a wygląda na to, że staroangielski pana Latimera nie na wiele się tu przydał, przypuszczalnie z powodu różnic między rzeczywistą wymową a tą, jaką Latimer odtworzył w XXI wieku. Translator po prostu „nie wiedział”, że słowa, które docierają do uszu Kivrin, są tymi samymi słowami, które znajdują się w jej pamięci. Musiał zacząć od początku zbieranie danych, tych parę zdań zaś, które do tej pory wypowiedziano w obecności dziewczyny, okazało się niewystarczające.
Ale przecież poradził sobie z łaciną! Panika ogarnęła ją kolejną wezbraną falą. Oparła się jej, lecz kosztowało ją to znacznie więcej wysiłku. Poradził sobie, ponieważ tekst wygłaszany podczas udzielania ostatniego namaszczenia nie zmienił się przez wieki, natomiast wypowiedzi obu kobiet były spontaniczne, a więc niemożliwe do przewidzenia. Translator potrzebował czasu, by uporać się z wymową, potem zaś rozszyfrować składnię, wyróżnić części zdania, przyporządkować znaczenie poszczególnym zwrotom i wyrazom. Jak tylko zbierze wystarczającą liczbę danych, reszta okaże się drobnostką. Tymczasem najważniejsze było słuchać uważnie i chłonąć każde wypowiedziane słowo, nawet nie starając się go zrozumieć. Zrozumienie przyjdzie później, pozornie samo z siebie.
— Thin keowre hoarwoun desmoortale? — zapytała młoda kobieta.
— Got tallon wottes — odparła stara.
Gdzieś daleko znowu rozległo się bicie dzwonu. Kivrin otworzyła oczy. Obie kobiety spoglądały w stronę okna, mimo iż nie mogły nic zobaczyć przez nawoskowane płótno.
— Bere wichebay gansanon — powiedziała młodsza.
Starsza nie zareagowała. Bez słowa wpatrywała się w sztywne płótno, jakby nie stanowiło żadnej przeszkody dla jej wzroku. Ręce miała złożone do modlitwy.
— Aydreddit isterfayve riblaun — dodała młoda kobieta.
Mimo podjętego niedawno postanowienia, Kivrin nie zdołała oprzeć się pokusie, by przetłumaczyć jej słowa jako „Już pora na nieszpór” albo „Dzwonią na nieszpór”. Jednak tym razem nie chodziło o wieczorne nabożeństwo, ponieważ dzwon uderzał samotnie przez wiele minut. Może to ten sam, którego bicie słyszała jakiś czas temu?
Stara odwróciła się raptownie od okna.
— Nay, Elwiss, itbahn diwolffin. — Zdjęła nocnik ze skrzyni. — Gawynha thesspyd…
Przerwała, ponieważ za drzwiami rozległ się jakiś harmider — tupot pospiesznych kroków, odgłos upadku, wreszcie dziecinny głos:
— Modder! Eysmertemay!
Do izby wpadła jak burza jasnowłosa dziewczynka z rozwianymi warkoczami i tasiemkami, które powinny być zawiązane pod brodą, by przytrzymywać dopasowany do kształtu głowy czepeczek. Niewiele brakowało, by zderzyła się z kobietą trzymającą w rękach nocnik. Okrągła twarz dziecka była zaczerwieniona i mokra od łez.
— Wol yadothoos forshame ahnyous! — wykrzyknęła stara, w ostatniej chwili podnosząc naczynie. — Yowe maun naroonso inhus.
Dziewczynka nawet na nią nie spojrzała, tylko, szlochając głośno, pobiegła do młodszej kobiety.
— Rawzamun hattmay smerte, Modder!
Kivrin aż wstrzymała oddech. „Modder”! To słowo musiało znaczyć „matka”!
Dziewczynka wyciągnęła ręce, matka — tak, nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że to była matka! — chwyciła dziecko w objęcia, ono zaś zarzuciło jej ramiona na szyję i zaniosło się płaczem.
— Shh, ahnyous, shh…
Ta gardłowa głoska to „g”, pomyślała Kivrin. Głębokie germańskie „g”. Agnes.
Wciąż z dzieckiem w objęciach, matka usiadła przy oknie, po czym zaczęła ocierać córeczce łzy.
— Spekenaw dothass bifel, Agnes.
Tak, na pewno Agnes! A „speken” znaczy „powiedz”. Powiedz mi, co się stało, Agnes.
— Shayoss mayswerte! — poskarżyła się Agnes, wskazując na drugie dziecko, które właśnie weszło do izby. Ta dziewczynka była znacznie starsza, miała co najmniej dziewięć lub dziesięć lat. Długie kasztanowe włosy, związane ciemnoniebieską chustką, sięgały jej do połowy pleców.
— Itgan naso, ahnyous — powiedziała. — Tha pighte rennin gawn derstayres.
W jej głosie brzmiała charakterystyczna dla dzieci mieszanina współczucia, sympatii i pogardy. Ani trochę nie przypominała jasnowłosej dziewczynki, lecz Kivrin była gotowa iść o zakład, że są siostrami.
— Shay pighte renninge ahndist eyres, Modder.
Znowu to „Modder”. „Shay” znaczyło zapewne „ona”, „pighte” zaś „upadła”. Brzmiało z francuska, ale klucz do zrozumienia stanowił zapewne niemiecki. Zarówno wymowa, jak i składnia były typowe dla tego języka. Kivrin niemal słyszała jak zazębiają się kolejne trybiki, jak wszystko zaczyna ustawiać się na właściwych miejscach.
— Na comfitte horr thusselwys — odezwała się stara kobieta. — She hathnau woundes. Hoor teres been fornaught mais gain thy pitye.
— Hoor nay ganful bloody — odparła młodsza, lecz Kivrin zamiast jej głosu usłyszała tłumaczenie translatora — co prawda toporne i nieco spóźnione, ale jednak tłumaczenie:
— Nie użalaj się nad nią, Eliwys. Nic jej się nie stało. Płacze po to, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Na to młoda kobieta o imieniu Eliwys:
— Ma zakrwawione kolano. Rossmunt, brangund oorutarsted frommecofre — dodała, wskazując skrzynię z rzeźbioną przykrywą.
Translator znowu się spóźnił, ale już nie tak bardzo jak poprzednio:
— Rosemundo, podaj mi chustę, która leży na skrzyni. Dziewczynka o kasztanowych włosach natychmiast ruszyła we wskazanym kierunku.