— Co takiego? — zapytała odruchowo Kivrin.
Katherine? Dlaczego właśnie Katherine? Przecież powinna być Isabel, Isabel de Beauvrier! Czy to możliwe, by odkryto jej prawdziwą tożsamość?
— Rosemunda jest pewna, że nikt nie wie, jak ci na imię — ciągnęła dziewczynka z przebiegłym uśmiechem na twarzy — ale ja usłyszałam, kiedy ojciec Roche mówił Gawynowi, że nazywasz się Katherine. Rosemunda rozpowiada też wszystkim, że ty nie mówisz, ale to też nieprawda.
Kivrin nagle przypomniała sobie twarz pochylonego nad nią księdza, częściowo przesłoniętą płomieniami, które przez cały czas szalały między nimi oraz zadane po łacinie pytanie: „Powiedz mi, jak masz na imię, córko, abyś mogła wyznać swoje grzechy”.
Miała zupełnie wyschnięte gardło i spieczone usta, nie mogła złapać powietrza, lecz czyniła wszystko co w jej mocy, by powiedzieć mu swoje imię, przerażona, że lada chwila umrze i nikt nawet nie będzie wiedział, co się z nią stało.
Zdołała wykrztusić tylko pierwszą głoskę.
— Naprawdę nazywasz się Katherine? — zapytała Agnes. Tym razem szept translatora nie zdołał zagłuszyć wysokiego głosu dziecka, dzięki czemu Kivrin mogła się przekonać, że w ustach dziewczynki jej imię i „Katherine” brzmią niemal identycznie.
— Tak… — szepnęła, walcząc z napływającymi do oczu łzami.
— A wiesz, że Blackie ma… — Translator nie przetłumaczył najważniejszego słowa, za to udało mu się je skutecznie zagłuszyć. Karette? Chavette? jest cała czerwona. Chcesz ją zobaczyć?
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Agnes wybiegła z izby, zostawiając za sobą uchylone drzwi.
Kivrin czekała niecierpliwie, modląc się w duchu, aby tajemnicza karette nie okazała się żadnym żywym stworzeniem. Żałowała, że nie dowiedziała się najpierw co to takiego oraz ile czasu zajmie dziewczynce dostarczenie jej na górę, a przede wszystkim, jak nazywa się wieś i od jak dawna ona, Kivrin, leży chora w tym pokoju… Chociaż Agnes wydawała się za mała, aby odpowiedzieć na te pytania. Wyglądała najwyżej na trzy lata, a biorąc pod uwagę, że wszyscy byli tu znacznie drobniejsi niż ludzie w XXI wieku, mogła mieć pięć albo sześć. O to też mogłam ją zapytać, pomyślała Kivrin, po czym natychmiast uświadomiła sobie, iż to pytanie także mogło okazać się za trudne. Kiedy inkwizytorzy zapytali Joannę d’Arc, ile ma lat, nie potrafiła im tego powiedzieć.
Dobrze, że w ogóle mogę się z kimś porozumieć, pomyślała. A więc translator jednak nie zawiódł, tylko po prostu potrzebował trochę czasu, by poradzić sobie z nieznaną wymową, lub może nie mógł działać jak należy, dopóki miała wysoką gorączkę. Na szczęście teraz wszystko jest już w porządku: Gawyn wie, gdzie nastąpił przeskok, i z pewnością zawiezie ją tam przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Podciągnęła się do pozycji półsiedzącej, by widzieć drzwi. Natychmiast przypomniały o sobie znajome sensacje: bolesne kłucie w piersi, zawroty głowy, tępe pulsowanie w skroniach. Ostrożnie dotknęła czoła, potem policzków; wydawały się gorące, ale to może dlatego, że miała zimne ręce. W pokoju panowało lodowate zimno, a podczas krótkiej wyprawy do nocnika nie zauważyła żadnego kominka ani pieca.
Czy w XIV wieku znano już piece? Na pewno. W przeciwnym razie, jak znoszono by tak niskie temperatury? Nie bez powodu okres ten nazwano później Małą Epoką Lodową.
Jej ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Gorączka chyba wróciła. Czy tak powinno być? Chyba czytała gdzieś o tym, że po ustąpieniu wysokiej temperatury pacjent z reguły odczuwa znaczne osłabienie, ale potem następuje szybki powrót do zdrowia. Nie było tam ani słowa o nawrotach gorączki, chociaż… Oczywiście, na przykład malaria. Dreszcze, bóle głowy, wzmożone pocenie, nawroty wysokiej temperatury.
Tyle że to z pewnością nie malaria, która na tych terenach nigdy nie była chorobą endemiczną, szczególnie w środku zimy, kiedy trudno choćby o jednego komara. Poza tym, nie zgadzały się objawy. Nie pociła się, dreszcze zaś miały związek wyłącznie z podniesioną temperaturą.
Co innego tyfus. Tyfus wywoływał bóle głowy i gorączkę, przenosiły go zaś wszy i pchły, bardzo rozpowszechnione w średniowiecznej Anglii oraz, zapewne, dość licznie zamieszkujące lóżko, w którym teraz leżała. Tę ewentualność wykluczał jedynie fakt, że okres inkubacji sięgał dwóch tygodni.
Z kolei okres inkubacji duru brzusznego wynosił zaledwie kilka dni, objawami tej choroby były zaś między innymi bóle głowy i kończyn, a także wysoka temperatura. Co prawda nie powinna wracać falami, ale na pewno wzrastała nocą, co oznaczało, że w dzień musiała być nieco niższa.
Ciekawe, która godzina. Eliwys powiedziała, że zaczyna się ściemniać, przyćmiony blask zaś, który sączył się przez nawoskowane płótno, z każdą chwilą nabierał wyraźniejszego, niebieskawego odcienia, ale przecież dni w grudniu są bardzo krótkie. Całkiem możliwe, iż dopiero minęła trzecia, może wpół do czwartej. Fakt, że musiała walczyć z narastającą sennością, również nie stanowił żadnej wskazówki; kiedy człowiek jest osłabiony, łatwo przespać cały dzień.
Jednym z objawów duru brzusznego była właśnie senność. Kivrin wysiliła pamięć, chcąc przypomnieć sobie jak najwięcej wiadomości, jakie przekazała jej doktor Ahrens podczas „krótkiego kursu medycyny średniowiecznej”. Krwawienia z nosa, obłożony język, różowa wysypka. Co prawda wysypka powinna pojawić się dopiero siódmego albo ósmego dnia, niemniej jednak Kivrin podciągnęła koszulę i uważnie przyjrzała się skórze na brzuchu i klatce piersiowej. Ani śladu wysypki, więc to nie dur brzuszny ani tym bardziej ospa, bo wtedy pierwsze zmiany na skórze wystąpiłyby już drugiego, najdalej trzeciego dnia.
Gdzie podziała się Agnes? Zapewne ktoś z dorosłych nareszcie poszedł po rozum do głowy i zakazał jej wstępu do izby, w której leżała chora, albo może nieodpowiedzialna Maisry wreszcie przypomniała sobie o swoich obowiązkach, albo, co było najbardziej prawdopodobne, dziewczynka zajrzała do stajni, by odwiedzić pieska, i zupełnie zapomniała, że miała pokazać Kivrin, to znaczy Katherine, swoją chavotte, czymkolwiek to było.
Dżuma też zaczynała się od bólu głowy i gorączki. Niemożliwe, żebym zachorowała na dżumę, pomyślała. Nie mam żadnego z charakterystycznych objawów: węzły chłonne wielkości pomarańczy, język tak opuchnięty, że nie mieści się w ustach, podskórne krwotoki, w wyniku których ciało staje się ciemnosine, czasem wręcz czarne. To nie dżuma, Kivrin. To nie dżuma.
Przypuszczalnie dopadła ją jakaś odmiana grypy. To jedyna choroba, która daje tak gwałtowne objawy, doktor Ahrens zaś wydawała się bardzo niezadowolona, że pan Gilchrist przesunął termin przeskoku, ponieważ trzeba było kilku dni, żeby szczepionki zaczęły działać z pełną siłą. W chwili, gdy Badri otworzył sieć, ona, Kivrin, miała tylko częściową odporność. Tak, to na pewno grypa. Co w takich przypadkach zwykle zalecają lekarze? Odpoczynek, przyjmowanie dużej ilości płynów oraz zapisują leki przeciwwirusowe.
Odpoczywaj więc, pomyślała, zamykając oczy.
Nie pamiętała kiedy zasnęła, ale na pewno spała, bo kiedy ponownie otworzyła oczy, dwie dorosłe kobiety były znowu w pokoju.
— Co powiedział Gawyn? — zapytała starsza.
W jednej ręce trzymała drewnianą miskę, w drugiej zaś również drewnianą łyżkę, którą mieszała, a raczej tarła coś zawzięcie. Obok, na kamiennym siedzisku, stała szkatułka z metalowymi okuciami; kobieta przerwała na chwilę ucieranie, sięgnęła do niej, wydobyła niewielki woreczek z ciemnego płótna, wysypał część jego zawartości do miski, po czym ponowię zajęła się ucieraniem.