Gilchrist ponownie zacisnął usta.
— Nie przeczę, że pan Badri Chaudhuri jest pańskim technikiem, ale to mój przeskok. Zapewniam pana, że wzięliśmy pod uwagę wszystkie dające się przewidzieć ewentualności i…
— To tylko zadrapanie — przerwała mu Kivrin. — Wcale nie boli. Naprawdę nic mi nie jest. Proszę się nie martwić, panie Dunworthy. To ja wpadłam na pomysł z tymi siniakami i całą resztą. Przypomniałam sobie to wszystko, co opowiadał mi pan o kobietach żyjących w średniowieczu, że były takie słabe i delikatne, i postanowiłam wyglądać na jeszcze słabszą, niż jestem naprawdę.
To niemożliwe, pomyślał Dunworthy. Nie można wyglądać na jeszcze słabszą i bardziej bezbronną.
— Udając nieprzytomną będę mogła podsłuchać, co mówią ludzie, którzy są przy mnie, a oni nie będą zadawać mi żadnych pytań, bo będzie oczywiste, że…
— Pora zająć pozycję — przerwał jej Gilchrist i postąpił krok w kierunku tablicy z przyciskami.
— Już idę — odparła Kivrin, nie ruszając się jednak z miejsca.
— Wkrótce musimy otworzyć sieć.
— Wiem — powiedziała spokojnie. — Tylko pożegnam się z panem Dunworthym i doktor Ahrens.
Gilchrist skinął głową, odwrócił się bez słowa i wkroczył między porozrzucane kufry. Latimer, który zapytał go o coś z drugiego końca pomieszczenia, usłyszał w odpowiedzi jedynie głuche warknięcie.
— Co oznacza „zająć pozycję”? — zapytał Dunworthy. — Czy on zamierza cię znokautować, ponieważ z raportu dostarczonego przez sekcję prawdopodobieństwa wynika, że może trafić się ktoś, kto nie uwierzy, że jesteś nieprzytomna?
— „Zająć pozycję” oznacza tylko tyle, że muszę położyć się na podłodze i zamknąć oczy — odparła z uśmiechem dziewczyna. — Naprawdę niepotrzebnie się pan martwi.
— Powinnaś zaczekać do jutra, żeby Badri miał czas powtórzyć wszystkie obliczenia.
— A ja chciałabym jednak obejrzeć to miejsce po szczepionce — wtrąciła Mary.
— Proszę, nie martwcie się o mnie! Skóra mnie nie swędzi, skaleczenie nie boli, a Badri od rana nie robi nic innego, tylko sprawdza obliczenia. Wiem, że chodzi wam o moje bezpieczeństwo, ale naprawdę nie powinniście się tak niepokoić. Przeskok nastąpi na drodze z Oxfordu do Bath, zaledwie dwie mile od Skendgate. Jeśli nikt się nie zjawi, sama pójdę do wsi i powiem mieszkańcom, że zostałam napadnięta przez rabusiów. Oczywiście najpierw dokładnie oznaczę i zapamiętam miejsce, żebym mogła potem do niego wrócić. — Kivrin dotknęła szyby ręką. — Chcę wam obojgu bardzo podziękować za to, co dla mnie zrobiliście. Zawsze marzyłam o tym, żeby na własne oczy zobaczyć jak ludzie żyli w średniowieczu, i teraz moje marzenia stają się rzeczywistością.
— Przypuszczalnie zaraz po przeskoku będziesz odczuwała znużenie i ból głowy — ostrzegła ją Mary. — Nie przejmuj się, bo to typowe skutki uboczne podróży w czasie.
Gilchrist ponownie stanął blisko przepierzenia.
— Już pora — powiedział krótko.
— Muszę iść. — Dziewczyna zebrała w dłoniach ciężki materiał sukni. — Jeszcze raz wam dziękuję. Gdyby nie wy, na pewno by mi się nie udało.
— Do zobaczenia — powiedziała Mary.
— Uważaj na siebie — dorzucił Dunworthy.
— Może pan być spokojny — odparła, lecz Dunworthy już tego nie usłyszał, ponieważ Gilchrist wyłączył głośniki w pomieszczeniu obserwacyjnym. Dziewczyna uśmiechnęła się, pomachała ręką, po czym ruszyła z powrotem w kierunku rozbitego wozu.
Mary usiadła i zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu chusteczki. Tymczasem w laboratorium Gilchrist odczytywał następne pozycje z tabliczki, Kivrin kiwała głową, on zaś po raz kolejny odhaczał je za pomocą pióra świetlnego.
— A co będzie, jeśli dostanie zakażenia krwi od tej rany na skroni? — zapytał Dunworthy, nie odwracając się od szyby.
— Nie dostanie — zapewniła go Mary. — Wzmocniłam jej układ odpornościowy.
Głośno wydmuchała nos.
Kivrin najwyraźniej sprzeczała się o coś z Gilchristem, ponieważ nad ustami mężczyzny znowu pojawiły się białe kreski. Wreszcie dziewczyna stanowczo potrząsnęła głową, on zaś szybkim, nerwowym poruszeniem pióra zrobił jeszcze jeden znaczek na tabliczce.
Zarówno on jak i pozostali ludzie z sekcji średniowiecza mogli być niekompetentni, lecz z pewnością nie dałoby się tego powiedzieć o Kivrin. Znała staroangielski, kościelną łacinę i anglosaksoński. Wykuła na pamięć całą liturgię, nauczyła się haftować i doić krowę. To ona wymyśliła sobie tożsamość oraz historię uzasadniającą, skąd wzięła się zupełnie sama na drodze łączącej Bath z Oxfordem. Miała translator, wzmocniony układ immunologiczny i pozbyła się wyrostka robaczkowego.
— Da sobie radę śpiewająco — powiedział Dunworthy bardziej do siebie niż do Mary — co tylko utwierdzi Gilchrista w przekonaniu, że jego metody są właściwe i skuteczne.
Gilchrist podszedł do konsolety i wręczył tabliczkę Badriemu. Kivrin ponownie złożyła ręce, pochyliła głowę tak nisko, że prawie dotknęła ich ustami, po czym zaczęła coś szeptać.
Mary stanęła tuż za Dunworthym, wciąż ściskając w dłoni chusteczkę.
— Kiedy miałam dziewiętnaście lat… Mój Boże, kto by pomyślał, że to było czterdzieści lat temu! Nie zdawałam sobie sprawy, że minęło tyle czasu… W każdym razie, podróżowałam z siostrą po Egipcie. Działo się to w trakcie Wielkiej Epidemii. Wszędzie dokoła wprowadzano kwarantannę, a Izraelczycy strzelali do każdego Amerykanina, jaki pojawił się w zasięgu wzroku, lecz my nie zwracałyśmy na to najmniejszej uwagi. Chyba nawet nie przyszło nam do głowy, że grozi nam jakieś niebezpieczeństwo, że możemy się zarazić albo zostać wzięte za Amerykanki. Chciałyśmy zobaczyć piramidy i nie interesowało nas nic więcej.
Kivrin przerwała modlitwę, Badri natomiast wstał od pulpitu, podszedł do dziewczyny i rozmawiał z nią co najmniej przez minutę. Głęboka zmarszczka ani na chwilę nie zniknęła z jego czoła. Kivrin uklękła, a następnie położyła się na plecach z jednym ramieniem przerzuconym bezwładnie w taki sposób, żeby częściowo zasłaniało jej oczy. Technik poprawił ułożenie sukni, zmierzył natężenie światła, wrócił do konsolety i powiedział parę słów do mikrofonu. Kivrin leżała bez ruchu. W blasku lamp krew zasychająca powoli na jej skroni wydawała się niemal czarna.
— Mój Boże, wygląda tak młodo… — szepnęła Mary.
Badri ponownie rzucił kilka słów do mikrofonu, przez chwilę wpatrywał się w ekrany monitorów, po czym wrócił do Kivrin. Poprawił jej prawy rękaw, znowu zmierzył natężenie światła, delikatnie przesunął ramię zasłaniające oczy, powtórzył pomiar.
— I co, zobaczyłyście piramidy? — zapytał Dunworthy.
— Proszę?
— Wtedy, w Egipcie. Kiedy pojechałyście na Bliski Wschód nie zważając na niebezpieczeństwo. Udało wam się obejrzeć piramidy?
— Nie. Akurat tego dnia, kiedy miałyśmy wyruszyć na pustynię, w Kairze ogłoszono kwarantannę. — Mary spojrzała na Kivrin leżącą nieruchomo na podłodze laboratorium. — Ale zobaczyłyśmy Dolinę Królów.
Badri ponownie przesunął ramię dziewczyny, przez kilka sekund stał nad nią, przyglądając się jej ze zmarszczonymi brwiami, po czym wrócił do konsolety. Natychmiast dołączyli do niego Gilchrist i Latimer. Montoya cofnęła się o krok, by zrobić im miejsce przy pulpicie. Badri rzucił krótkie polecenie do mikrofonu i spod sufitu opuściła się półprzeźroczysta zasłona, spowijając Kivrin niczym biały całun.