Выбрать главу

Problemy dotyczą nie tylko spraw językowych. Mój strój jest zupełnie nie na miejscu — za elegancki, uszyty z materiału zbyt dobrej jakości, a w dodatku zanadto jaskrawy. Tutaj nikt się tak nie ubiera. W dodatku jestem za wysoka, mam zęby w zbyt dobrym stanie i za czyste ręce, mimo całego popołudnia spędzonego w wykopaliskach panny Montoi. Ręce powinny być nie tylko brudne, ale także odmrożone. Wszyscy takie mają, nawet dzieci.

Dzisiaj podsłuchałam dyskusję lady Imeyne i lady Eliwys, dotyczącą sprowadzenia nowego kapelana.

— Na pewno zdąży przyjechać — powiedziała Imeyne. — Przecież do Świąt zostało jeszcze dziesięć dni.

Może pan więc przekazać panu Gilchristowi, że wreszcie udało mi się ustalić moją lokalizację czasową. Niestety, nadal nie mam pojęcia, jak daleko jestem od miejsca przeskoku. Próbowałam przypomnieć sobie, którędy wiózł mnie Gawyn, ale tamta noc jawi mi się we wspomnieniach jak jeden wielki koszmar; co gorsza, pamiętam także rzeczy, które wcale nie miały miejsca, jak choćby jazdę na białym koniu z dzwoneczkami przy uprzęży. Dzwonki grały kolędy, zupełnie jak kuranty w Wieży Carfax.

Skoro tu mamy piętnasty grudnia, to u was jest już Wigilia. Poczęstuje pan gości swoją znakomitą sherry, po czym wszyscy pójdziecie do kościoła Najświętszej Marii Panny na nabożeństwo ekumeniczne. Doprawdy, trudno sobie uzmysłowić, że dzieli mnie od was ponad siedemset lat. Wciąż mi się wydaje, że gdybym wstała z łóżka (czego na pewno nie zrobię, bo mam okropne zawroty głowy i chyba znowu podniosła mi się temperatura) i otworzyła drzwi, zobaczyłabym tam nie strome drewniane schody prowadzące do mrocznej sieni, lecz laboratorium w Brasenose, a także was wszystkich: Badriego, doktor Ahrens i pana, panie Dunworthy, wycierającego chusteczką okulary i powtarzającego: „A nie mówiłem?” Jak zwykle miał pan rację.

12.

Lady Imeyne nie uwierzyła w bajeczkę o utracie pamięci.

— To mój pies, lady Kivrin — powiedziała Agnes, prezentując z dumą małego czarnego szczeniaka o nieproporcjonalnie wielkich łapach, po czym wzięła go w pół, jak szmacianą lalkę, i podała dziewczynie. — Możesz go pogłaskać. Pamiętasz jak to się robi?

— Tak. — Kivrin uwolniła pieska ze zbyt silnego uchwytu, przytuliła do piersi i zaczęła gładzić po jedwabistej sierści. — Czy ty aby nie powinnaś zajmować się szyciem?

— Babka poszła zbesztać rządcę, a Maisry znowu pobiegła do stajni — odparła Agnes, zabierając jej szczeniaka. Pocałowała go z rozmachem w mordkę, a następnie dodała: — Dlatego do ciebie przyszłam. Babka jest bardzo rozgniewana. Zanim tu przyjechałyśmy, rządca mieszkał z całą rodziną w dużej izbie. — Szczeniak otrzymał kolejnego całusa. — Babka powiada, że to jego żona namawia go do grzechu.

Babka. W rzeczywistości Agnes nie używała tego słowa, ponieważ jeszcze nie istniało — w mowie potocznej zaczęło się pojawiać dopiero w osiemnastym wieku — ale translator bez wahania zdecydował się na ten anachronizm, mimo że jednocześnie nie uznał za stosowne skorygować średniowiecznej wymowy imienia „Katherine”, niekiedy zaś milkł niespodziewanie w sytuacjach, kiedy znaczenia jakiegoś wyrazu można było z łatwością domyślić się z kontekstu. Cóż, Kivrin mogła tylko mieć nadzieję, iż jej podświadomość wie co robi.

— Czy ty jesteś cułożnica, lady Kivrin? — zapytała Agnes.

Akurat w tej chwili z pewnością nie wiedziała.

— Proszę?

— Cułożnica — powtórzyła Agnes ze zniecierpliwieniem. Szczeniak czynił wszystko co w jego mocy, by uwolnić się z uścisku małych rączek. — Bo babka mówi, że jesteś. Powiedziała, że kobieta, która ucieka przed mężem do kochanka, ma powód, żeby niczego nie pamiętać.

Cudzołożnica. Cóż, lepsze to niż francuski szpieg, choć zapewne lady Imeyne podejrzewała ją o oba te występki.

Agnes po raz kolejny ucałowała pieska.

— Babka powiada, że prawdziwa dama nie włóczyłaby się po lesie w środku zimy.

Twoja babka ma rację, pomyślała Kivrin. Podobnie jak pan Dunworthy. Do tej pory nie udało jej się ustalić, gdzie jest miejsce przeskoku, mimo iż rano, kiedy lady Eliwys przyszła przemyć ranę na skroni, poprosiła, by pozwolono jej porozmawiać z Gawynem.

— Pojechał na poszukiwania złoczyńców, którzy was ograbili — poinformowała ją Eliwys, kładąc na ranę okład z jakiejś maści, która mocno pachniała czosnkiem i wywoływała silne pieczenie. — Pamiętacie może któregoś z nich?

Kivrin w milczeniu pokręciła głową. Modliła się w duchu, by jej udawana amnezja nie stała się przyczyną śmierci jakiegoś nieszczęsnego wieśniaka. Przecież nie będzie mogła stwierdzić, że nie brał udziału w napadzie, skoro rzekomo niczego nie pamięta.

Może nie powinna była tego mówić? Prawdopodobieństwo, że znali de Beauvrierow, było przecież minimalne, natomiast fakt, iż nie potrafiła udzielić żadnych informacji na swój temat, zdawał się podsycać podejrzliwość lady Imeyne.

Agnes usiłowała założyć szczeniakowi swój czepek.

— W lasach są wilki — poinformowała ją z powagą. — Gawyn niedawno zabił jednego siekierą.

— Czy opowiadał ci, jak mnie znalazł?

— Tak. Popatrz: Blackie będzie nosił mój czepek! — wykrzyknęła, zaciskając tasiemki z taką siłą, że szczeniakowi oczy wyszły z orbit.

— Nie wygląda na zachwyconego — zauważyła Kivrin. — Gdzie mnie znalazł?

— W lesie. — Piesek zdołał uwolnić się od czepka, za to o mało nie spadł na podłogę. Dziewczynka złapała go w ostatniej chwili, postawiła na środku łóżka i podniosła za przednie łapy. — Teraz Blackie będzie tańczył.

— Daj mi go — poprosiła Kivrin, by przerwać cierpienia zwierzęcia, po czym ułożyła szczenię w zgięciu ramienia. — Gdzie w lesie?

Agnes wspięła się na palce, by widzieć pupila.

— Blackie śpi! — wyszeptała z przejęciem.

Istotnie, szczeniak natychmiast zasnął, wyczerpany po pieszczotach swojej małej pani. Kivrin delikatnie przeniosła go na futrzane przykrycie.

— Czy to było daleko stąd?

— Bardzo daleko — odparła Agnes.

Widać było, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Należało czym prędzej zapytać Gawyna.

— Czy Gawyn już wrócił?

— Tak — powiedziała dziewczynka, delikatnie głaszcząc śpiącego szczeniaka. — Chcesz z nim porozmawiać?

— Owszem.

— A jesteś cułożnicą?

Agnes miała irytujący zwyczaj nagłego zmieniania tematu rozmowy.

— Nie — odparła Kivrin, po czym przypomniała sobie, że przecież cierpi na amnezję. — To znaczy, chyba nie. Wciąż nie pamiętam, kim jestem.

— Babka powiada, że tylko cułożnicą może tak śmiało żądać rozmowy z nieznajomym mężczyzną.

Otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Rosemunda. — Wszędzie cię szukają, głuptasie! — oznajmiła z rękami opartymi na biodrach.

— Rozmawiałam z lady Kivrin — odparła Agnes, po czym rzuciła ukradkowe spojrzenie na Blackiego, który słodko spał na łóżku, prawie niewidoczny na tle ciemnego futra. Przypuszczalnie psom nie pozwalano przebywać w domu.

Kivrin od niechcenia przesunęła przykrycie w taki sposób, że piesek zupełnie zniknął z oczu.

— Przecież wiesz, co mówiła matka: pani musi odpocząć, żeby jej rany szybciej się goiły. Chodź. Powiem babce, że cię znalazłam.

Dziewczynki wyszły z izby.

Kivrin odprowadziła je spojrzeniem, modląc się gorąco, by Agnes nie powiedziała babce, że chora pani znowu chciała widzieć się z Gawynem. Wydawało jej się, że ma doskonałą wymówkę, żeby z nim porozmawiać, że jest całkiem zrozumiałe, iż pragnie jak najwięcej dowiedzieć się o swoim dobytku i ludziach, którzy na nią napadli. Nie wzięła jednak pod uwagę, że jest rok 1320 i że niezamężnym szlachciankom nie wypada dopytywać się przy każdej okazji o młodych mężczyzn.