Выбрать главу

Osioł zdmuchnął na bok owies, po czym chwycił w zęby kępkę smakowitego ostu. Rosemunda wciąż stała przy nim jak posąg.

— Jeśli chcesz, mogę nakarmić osiołka — zaproponowała Kivrin. — Powinnaś przywitać gości.

— Sir Bloet obiecał, że przywiezie mi srebrny łańcuszek — przypomniała jej Agnes.

Dopiero teraz Rosemunda cisnęła na ziemię resztę owsa.

— Skoro tak go lubisz, to czemu nie poprosisz ojca, żeby wydał cię za niego za mąż? — zapytała, po czym ruszyła w kierunku dworu.

— Jestem jeszcze za mała.

Ona także, pomyślała Kivrin, a następnie chwyciła dziewczynkę za rękę i podążyła za Rosemundą, która stawiała wielkie kroki, nie zadając sobie trudu, by unieść spódnicę ani nie zwracając uwagi na wołania młodszej siostry.

Kawalkada zdążyła już przejechać przez bramę, Rosemunda natomiast właśnie mijała chlewiki. Kivrin przyspieszyła kroku, ciągnąc za sobą Agnes, dzięki czemu dotarły na dziedziniec równocześnie z Rosemundą. Kivrin zatrzymała się, zaskoczona.

Spodziewała się ujrzeć oficjalną ceremonię powitania, sztywne ukłony i wymuszone uśmiechy, a tymczasem widok, jaki ukazał się jej oczom, prawie niczym nie różnił się od tego, jaki oglądała co dwanaście miesięcy po wakacjach, na początku nowego roku akademickiego: wszyscy taszczyli jakieś kufry i toboły, głośno wykrzykiwali słowa powitania, obejmowali się, mówiąc coś jednocześnie i co chwila wybuchając donośnym śmiechem. Nikt nie zauważył, że Rosemunda dopiero teraz dołączyła do witających. Jakaś potężnie zbudowana kobieta w monstrualnie wielkim, wykrochmalonym czepcu przypominającym mitrę, chwyciła Agnes w objęcia i ucałowała w oba policzki, natomiast trzy kilkunastoletnie dziewczęta otoczyły Rosemundę, szczebiocząc i popiskując jak kurczęta.

Odświętnie wystrojona służba wnosiła do kuchni wielkie kosze wypełnione wiktuałami, wyprzęgała konie i prowadziła je do stajni. Gawyn, wciąż na Gringolecie, rozmawiał z lady Imeyne. Kivrin usłyszała tylko jedno zdanie: „Biskup zatrzymał się w Wiveliscombe”, ale Imeyne nie sprawiała wrażenia rozczarowanej ani zagniewanej, z czego należało wysnuć wniosek, iż jej prośba o nowego kapelana została dostarczona archidiakonowi. Zaraz potem pomogła zsiąść z wierzchowca kobiecie w jaskrawobłękitnym płaszczu (rzucał się w oczy chyba jeszcze bardziej niż suknia Kivrin), a następnie, trzymając ją za rękę, z uśmiechem na ustach ruszyła w stronę Eliwys.

Kivrin próbowała zorientować się, który to sir Bloet, ale wśród nowo przybyłych znajdowało się co najmniej pół tuzina mężczyzn w bogatych, obszywanych futrem strojach. Na szczęście żaden na wyglądał na wyuzdanego wszetecznika, dwóch lub trzech zaś prezentowało się nawet całkiem okazale. Chciała poprosić Agnes, by jej go wskazała, ale dziewczynka wciąż jeszcze nie zdołała uwolnić się z objęć otyłej matrony, która właśnie głaskała ją po głowie i powtarzała po raz kolejny:

— Aleś ty wyrosła! Ledwie cię poznałam.

Kivrin z trudem stłumiła śmiech. Pewne rzeczy zawsze pozostają takie same.

Większość nowo przybyłych miała rude włosy, w tym również kobieta chyba w wieku Imeyne, co jednak nie przeszkadzało jej nosić ich rozpuszczonych, jakby była młodą dziewczyną. Miała wąskie, zaciśnięte usta, a sądząc po nieprzychylnych spojrzeniach, jakich nie szczędziła służącym, była chyba niezadowolona z tempa wyładowywania bagaży. W pewnej chwili nie wytrzymała, wyrwała ciężki kosz z rąk nie potrafiącego sobie z nim poradzić nieboraka, i niemal rzuciła go otyłemu mężczyźnie w zielonym kaftanie. On także miał rude włosy, podobnie jak stojący przy nim, najwyżej dwudziestoparoletni chłopak o pucołowatej, pokrytej licznymi piegami twarzy.

— Sir Bloet! — wykrzyknęła radośnie Agnes, wyrwała się z objęć matrony, przemknęła obok Kivrin i objęła grubasa za kolana.

O nie! — jęknęła Kivrin w duchu. Nie wiadomo czemu uznała za oczywiste, że grubas jest mężem olbrzymki w wykrochmalonym czepcu. Miał co najmniej pięćdziesiąt lat, ważył ze sto kilogramów, a kiedy uśmiechnął się do Agnes, odsłonił wielkie żółtobrązowe zęby, między którymi bez trudu dało się dostrzec kilka ubytków.

— Przywieźliście mi łańcuszek? — zapytała Agnes, szarpiąc go za połę kaftana.

— Tak jak obiecałem — odparł, spoglądając na Rosemundę pogrążoną w rozmowie z dziewczętami. — Tobie i twojej siostrze.

— Zaraz ją przyprowadzę!

Zanim Kivrin zdążyła ją powstrzymać, pobiegła do starszej siostry, sir Bloet zaś statecznie ruszył za nią. Na jego widok dziewczęta zachichotały i rozstąpiły się na boki, Rosemunda natomiast najpierw posłała Agnes mordercze spojrzenie, potem zaś uśmiechnęła się z przymusem i wyciągnęła rękę.

— Witamy w naszych skromnych progach, panie.

Miała hardo zadartą głowę i ciemne rumieńce na policzkach, lecz sir Bloet z pewnością uznał to za oznakę zmieszania i nieśmiałości. Ujął jej drobną rączkę grubymi palcami, po czym odparł:

— Ufam, że na wiosnę będziesz witała swego męża nieco bardziej wylewnie.

Wypieki na bladych policzkach Rosemundy stały się jeszcze wyraźniejsze.

— Na razie mamy jeszcze zimę, panie.

— Ale wkrótce nadejdzie wiosna, czyż nie tak? — zaśmiał się hałaśliwie, odsłaniając brązowe zęby.

— Gdzie mój łańcuszek? — przypomniała o sobie Agnes.

— Nie bądź taka zachłanna — skarciła ją Eliwys, stając między córkami. — Nie wypada dopominać się o podarki od gości.

Obdarzyła sir Bloeta serdecznym uśmiechem. Nawet jeśli miała coś przeciwko temu małżeństwu, to obserwując ją nie sposób było się tego domyślić. Sprawiała wrażenie całkowicie odprężonej i zadowolonej z życia.

— Obiecałem szwagierce srebrny łańcuszek, mojej narzeczonej zaś upominek z okazji naszych zaręczyn — powiedział, sięgając do pasa ciasno opiętego na grubym brzuchu. Wydobył płócienny woreczek, pogrzebał w nim, po czym wyjął broszkę wysadzaną błyszczącymi kamykami. — Pamiątka dla ukochanej — oznajmił, trzymając ją dwoma palcami. — Zawsze, kiedy ją założysz, będzie ci o mnie przypominała.

Posapując i łapiąc powietrze ustami zbliżył się do dziewczynki, by przypiąć jej broszkę do sukni. Rosemunda stała nieruchomo jak posąg, wpatrując się przed siebie nie widzącym spojrzeniem.

— Rubiny! — wykrzyknęła z zachwytem Eliwys. — Rosemundo, czy nie podziękujesz narzeczonemu za ten piękny prezent?

— Dziękuję wam za ten piękny prezent, panie — powiedziała Rosemunda bezbarwnym tonem.

— A gdzie mój łańcuszek? — dopominała się Agnes, podskakując to na jednej, to na drugiej nodze.

Sir Bloet ponownie sięgnął do woreczka, wyjął coś, pochylił się sapiąc ciężko, po czym otworzył tłustą dłoń.

— Dzwoneczek! — wykrzyknęła z zachwytem mała.

Był mosiężny, przypominał kształtem dzwonki, jakie wieszano czasem koniom przy uprzęży, i miał małe metalowe kółko.

Dziewczynka natychmiast zaczęła molestować Kivrin, żeby poszły do pokoju na piętrze i przeciągnęły przez kółko wstążeczkę, tak, by mogła nosić go na ręce jak bransoletę.

— Tę wstążkę przywiózł mi ojciec z miasta — powiedziała z dumą, wyciągając ją z tej samej szafy, w której trzymano strój Kivrin. Wstążka była niedokładnie ufarbowana i tak sztywna, że Kivrin z najwyższym trudem udało się przewlec ją przez kółko. Nawet najgorsza wstążka, jaką można było dostać u Woolwortha, albo zwykłe tasiemki używane do pakowania prezentów wyglądały o niebo lepiej od tej, którą Agnes traktowała jak najdroższy skarb.