Выбрать главу

– Co to ma znaczyć? – spytał Mark, przyglądając się jej ze zdziwieniem.

Zauważył dziwny wyraz jej oczu. Czy mu się zdawało, czy czaił się w nich ból? Ale dlaczego?

– Zostawiam ci Henry'ego. On cię kocha i dobrze mu z tobą.

– Ale ja…

– Ty też go kochasz. – Gdy to mówiła, jej twarz była kompletnie pozbawiona wyrazu. – Wprawdzie uważasz, że nie jesteś zdolny do miłości, ale oszukujesz sam siebie, ponieważ boisz się zaufać uczuciom. Rozumiem to, sama też przed nimi uciekałam, ale coś się zmieniło. Zakochałam się w tobie, Mark. – Zauważyła jego gest protestu, i potrząsnęła głową. – Przepraszam, nie powinnam cię tym obarczać. Nie obawiaj się, niczego od ciebie nie chcę, niczego nie oczekuję. Umiem żyć sama, robię to od lat. Jestem dorosła i potrafię się z tym pogodzić, ale z Henrym jest inaczej. On nie może cię stracić. Skrzywdziłbyś go, gdybyś odmówił mu swojej opieki i swoich uczuć, a ja nie pozwolę skrzywdzić Henry'ego. Zostawiam ci go.

Powiedziała tyle ważnych rzeczy naraz, że Mark nie wiedział, co z tym fantem począć. I te rysy jej twarzy – ściągnięte w opanowaną maskę, która skrywała jakieś cierpienie. Czy to wiązało się z wyznanym właśnie uczuciem do niego?

– Mam go oddać jutro o siódmej, tak? – upewnił się.

Tammy nie odpowiedziała, odwróciła się i szybko odeszła, by Mark nie dostrzegł łez, których nie mogła już dłużej powstrzymywać.

Doszedł do wniosku, że chyba musiał się przesłyszeć. Jak mogłaby się w nim zakochać? Po pierwsze, znali się zbyt krótko, po drugie, to mogło ją zbyt drogo kosztować. Wiedziała o tym. Jego rodzina siała zniszczenie i śmierć. Każdy związek kończył się tragicznie.

Henry zamachał rączkami i zagulgotał coś wesoło, zmuszając Marka do skorygowania opinii. Nie wszystko kończyło się tragicznie, był jeden jasny punkt…

Jasny punkt uśmiechnął się słodko, a Markowi zrobiło się dziwnie ciepło na sercu. Może powinien przemyśleć wszystko na nowo? Zwłaszcza sprawy związane z uczuciami?

Ale jeśli naprawdę pokocha Henry'ego i postanowi się nim zaopiekować, wytworzy się nieznośna sytuacja. Nie mogą co dwadzieścia cztery godziny zmieniać się z Tammy przy dziecku i wozić małego z domu do domu. W krótkim czasie wszyscy od tego zwariują. Może więc miała rację? Może powinien zamieszkać z nimi w zamku? Ale wtedy straciłby wszystko, na czym mu najbardziej zależało – pełną swobodę!

– Jutro wyjaśnimy twojej cioci, że to głupi pomysł -powiedział do Henry'ego, podając mu biszkopcik. – Mogę cię czasem zabierać do siebie w weekendy, to wszystko.

Kogo próbował oszukiwać? Czuł, że i takie rozwiązanie było nieudolną próbą ucieczki przed uczuciami, które to dziecko budziło w jego sercu, a których wcale sobie nie życzył.

Henry pacnął go biszkopcikiem w nos.

– Dzięki, stary – mruknął. – Sam widzisz, że musisz spędzać więcej czasu z ciocią Tammy. Ona nauczy cię ładnie jeść.

Jego myśli znów pobiegły do niej. Co ona powiedziała? Że zakochała się w nim? Musiało się jej coś przywidzieć… A jeśli nawet naprawdę tak było, to będzie musiała się od-kochać. Trudno.

Henry upuścił biszkopcik na dywan i rozpłakał się. Mark gorączkowo zaczął go uspokajać.

– Już dobrze, zaraz damy ci drugi, zobacz tu jest biszkopcik, no masz. – Otarł chłopczykowi buzię i uśmiechnął się z lekkim zawstydzeniem. – No dobra, przyznaję się. Jakoś tak mi zapadłeś w serce. Ale nie mów nikomu, co? Jutro odwiozę cię do cioci i… I niech tak już zostanie. Nie mogę się ciągle z nią spotykać. Muszę się trzymać na dystans, rozumiesz?

Nie miał pojęcia, że jego pragnienie utrzymania dystansu spełni się szybciej, niż przypuszczał. Zaledwie pół godziny później Tammy weszła na pokład samolotu lecącego do Australii.

– Wyjechała? O czym ty mówisz?

– Wczoraj po dwudziestej miała samolot. – Dominik spojrzał na zegarek. – Jest już z powrotem w Sydney.

Mark czuł się kompletnie ogłuszony. Była prawie siódma wieczorem, właśnie przywiózł do zamku Henry'ego, absolutnie przekonany, że na tym koniec bezsensownego przerzucania się dzieckiem. Ponieważ miał to być jego ostatni dzień z Henrym, odłożył na bok wszystkie inne sprawy i poświęcił się wyłącznie bratankowi. Nie miał pojęcia, jak wspaniale można spędzić czas z takim malcem! Owszem, było to męczące, ale jednocześnie dawało tyle radości i energii, że… że warto było.

Zadowolony Henry spał teraz słodko na jego rękach. Dominik uśmiechnął się zagadkowo na ten widok.

– O czym ty mówisz? To niemożliwe! – wybuchnął Mark.

– A jednak, Wasza Wysokość. Panienka Tammy spakowała swoje rzeczy, zawiozła panicza Henry'ego do Renouys i bezpośrednio stamtąd pojechała na lotnisko.

Nie było jej. Nie było. A on nie mógł znieść tej myśli.

– I nikt się nie domyślił, co ona zamierza zrobić? – jęknął Mark.

– Wiedzieliśmy wszyscy.

Mark oniemiał na moment.

– I nikt mi nic nie powiedział?!

Dominik nawet nie mrugnął okiem.

– Panienka Tammy prosiła nas o zachowanie dyskrecji w tej sprawie.

– Nie pojmuję tego! Jak mogła to zrobić? Przyjechała tu opiekować się dzieckiem. Kto teraz zajmie się Henrym?

– Wasza Wysokość. Taki był zamiar panienki Tammy.

Markowi zaczynało coś świtać.

– To jakiś spisek przeciwko mnie.

– Nie wiem, o czym Wasza Wysokość mówi – odparł z niewzruszoną twarzą Dominik, co tylko utwierdziło księcia w podejrzeniach.

– Jesteś z nią w zmowie!

Stary służący z trudem powściągnął uśmiech.

– Czy Wasza Wysokość każe zakuć mnie w dyby?

– Należałoby ci się! – huknął Mark, po czym ze znużeniem przejechał dłonią po twarzy. – Dom, o co w tym wszystkich chodzi?

Dawny opiekun popatrzył na niego ze współczuciem.

– Panienka Tammy chciała jak najlepiej dla Waszej Wysokości i dla panicza Henry'ego. Zostawiła list, tam pewnie jest wszystko napisane.

Mark niemal wyrwał mu kopertę z ręki.

Drogi Marku!

Nie powinnam była przyjeżdżać do Broitenburga. Miałeś rację, potrafisz zapewnić Henry'emu najlepszą opiekę. Nie słuchałam Cię wtedy, ponieważ egoistycznie chciałam zatrzymać małego dla siebie. Samotność potrafi bardzo dokuczyć…

W Broitenburgu okazało się, że Henry potrzebuje nie tylko mnie, ale i Ciebie. Oczywiście, byłoby najlepiej, gdyby mógł mieć nas oboje, ale przekazywanie dziecka z rąk do rąk jest czymś strasznym. To by mu tylko zaszkodziło, ponieważ nie przywiązałbyś się do niego całym sercem, a on właśnie tego potrzebuje.

I Ty też tego potrzebujesz. Przepraszam, jeśli wtrącam się w nie swoje sprawy, ale musisz wreszcie przestać się bać. Nauczyłeś się tłumić uczucia, by już nikt nie mógł Cię zranić. Teraz jednak pojawił się Henry i jakoś znalazł drogę do Twojego serca. To szansa dla Ciebie. Opieka nad nim dobrze Ci zrobi, pomoże Ci się otworzyć i żyć pełnią życia.

Dlatego muszę Was zostawić. Nie ma innego wyjścia. Nie mogę Cię widywać. Nie mogę być blisko Ciebie. Może jestem naiwna, ale po naszych pocałunkach nie potrafię zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Bo stało się.

Wiem, nie powinnam była zakochiwać się w Tobie. To głupie.

Wracam do domu.

Wszystkiego dobrego, Tammy

ROZDZIAŁ JEDENASTY

To był najdłuższy miesiąc w życiu Marka.

Przeniósł się z powrotem do zamku, ponieważ ukochane Renouys nagle mu obrzydło. Stopniowo nauczył się, jak planować dzień, by maksymalnie dużo czasu spędzić z Henrym, jednocześnie nie zaniedbując żadnego ze swoich obowiązków. Na życie towarzyskie nie zostawała mu nawet jedna chwila, ale jakoś wcale za tym nie tęsknił. Nie pociągało go już przesiadywanie w ekskluzywnych lokalach, prowadzenie błyskotliwych rozmów, otaczanie się wytwornymi kobietami.