– Cóż, poszukam Siverta i idę do domu – rzuciła Mali nagle i wstała. -1 tak siedziałam za długo. Beret opiekuje się Oja, a miałam go nakarmić jakiś czas temu.
– Tak, a my poszukajmy Olausa – zgodziła się Margrethe. – Dawno powinien być w łóżku, no ale wieczór świętojański jest tylko raz do roku.
Siostry podeszły razem do ogniska. Sivert nie chciał nawet słyszeć o powrocie, mimo że był tak zmęczony, że ledwo stał na nogach. To samo było z Olausem.
Mali wzięła syna na ręce i powiedziała stanowczo, że już koniec wieczoru. Wszyscy idą do domu, i koniec dyskusji. Sivert na tyle dobrze ją znał, że rozumiał, że na nic protesty. Uwiesił się, ciężki i zmęczony, na jej szyi i popłakiwał.
Mali pożegnała się z obecnymi i ruszyła w kierunku domu. Gdy była w połowie drogi, usłyszała za sobą czyjeś kroki. Obejrzała się, lekko przestraszona. To był Havard. Sam.
– Pomyślałem, że potrzebujesz pomocy w niesieniu Siverta – powiedział. – Jest dla ciebie za ciężki.
– Dam sobie radę – rzuciła, ruszając dalej. – A ty masz kogoś, kto czeka, byś go odprowadził do domu.
– Naprawdę?
Usłyszała po jego głosie, że się uśmiecha, a ona miała ochotę odgryźć sobie język za to, że się zdradziła ze swoją zazdrością. Nagle poczuła, że coś spoczęło na jej włosach. Zatrzymała się i dotknęła. Był to wianek.
– To twój wianek, o ile wiem – przypomniał. – Uznałem, że powinnaś go dostać z powrotem. Połóż go pod poduszką, to przyśni ci się ten, za którego wyjdziesz za mąż. Moja mama tak mówiła.
Bez pytania wziął z jej ramion Siverta, przytulił i zaczął iść. Mali stała jeszcze chwilę, skubiąc więdnący już wianek. Ruszyła dalej z wiankiem w dłoni. Nie chciała, by Beret ją zobaczyła przystrojoną.
Tej nocy Mali śnił się Havard. Nadszedł brzegiem morza. Miał rozpiętą koszulę i uśmiechał się do niej iskrzącymi, niebieskimi oczami i mocnymi, białymi zębami.
Na przyzbie letni wiatr bawił się przywiędłymi kwiatami wianka.
ROZDZIAŁ 5
W dni poprzedzające wyjście ludzi i zwierząt na letnie pastwisko w Stornes wrzała praca. Ingeborg z wypiekami na twarzy biegała tam i z powrotem. Za nią chodziła Ane, tłumacząc, pouczając i upominając.
– Nigdy mi to nie wyjdzie – narzekała Ingeborg. – Czy nie możesz jednak pojechać, Ane?
– Nie, ona na pewno nie może – odparła Mali stanowczo. – A ty, jeśli się tylko uspokoisz, zrozumiesz, że dasz radę. Nie będziesz tam sama. Są jeszcze trzy dziewczyny do pomocy z innych gospodarstw. Weź się w garść, dziewczyno – dodała bez specjalnej nadziei.
Załadowano wielki wóz, który miał przewieźć ładunek przez łąki i bagna. Latem na pastwisko mieli przychodzić ludzie po masło i sery, a zanosić jedzenie i inne rzeczy, których dziewczyny mogły potrzebować. Jednak najważniejsze rzeczy miały pojechać właśnie tym pierwszym transportem.
– Ja też jadę, ja też jadę – triumfował Sivert rozgłośnie. – Jestem duży, pozwolili mi. A ty jesteś mały i musisz zostać w domu – zwrócił się do leżącego w kołysce Oi. – Ale opowiem ci wszystko, gdy wrócę. O ile nie będziesz spał – dodał. – Ty ciągle śpisz.
– Tak, my z Olą Johanem zostaniemy tu, by pilnować domu – uśmiechnęła się Beret. – Masz rację, on jest za mały. A ja za stara.
– Tak, jesteś za stara, babciu – potwierdził chłopiec. Spojrzał na nią z zastanowieniem. – Za trudno by ci było iść. I myślę, że byłabyś za ciężka dla Simy. Boja będę jechał na Simie, jest do mnie przyzwyczajona.
– Tak, od ciebie można usłyszeć słowa prawdy -przyznała Beret, gładząc go po głowie.
W ciągu ostatniego roku wiele osób zwracało uwagę na wiek Beret, pomyślała Mali, zerkając na teściową. Jej twarz wychudła, w ciemnych włosach pojawiły się siwe pasma. Ale nadal trzymała się prosto, a sokole spojrzenie i ostry język były nadal w użyciu, choć nie tak często jak kiedyś.
– Tam jest daleko, więc lepiej, jak zostaniesz w domu – mówił dalej Sivert z troską w głosie. – Powinnaś opiekować się Oja. On nawet nie umie sam jeść.
– Ależ ty jesteś, Sivercie – rzekła Beret, posyłając wnukowi jeden z jej nader rzadkich uśmiechów. – Zupełnie niepodobny do ojca, ale i tak niezły…
– Dlaczego nie jestem podobny do ojca? – spytał malec, spoglądając na babkę poważnie.
Mali pakowała właśnie chleb i resztę jedzenia do skrzynki przy stole kuchennym i udawała, że nie słucha, ale serce waliło jej coraz mocniej.
– Dlaczego, dlaczego – odparła Beret wymijająco. -Tego się nie wie. Jesteś bardziej podobny do matki, po prostu tak jest.
– A to źle? – spytał Sivert, wspinając się babci na kolana i sięgając po broszę, którą miała pod szyją.
Beret zaśmiała się, gładząc go po plecach.
– Nie, to nic złego. Poza tym jesteś też podobny do mnie, gdy byłam mała. Też miałam ciemne włosy, jak ty. Nie, to nic złego, że nie jesteś podobny do ojca. I tak jesteś moim wnusiem. Ale Oja… – Spojrzała w kierunku kołyski. – Oja wygląda zupełnie jak tata, gdy był mały.
– Bardziej kochasz Oję? – spytał Sivert. Broda zaczynała mu się trząść. – Nie kochasz mnie już?
Beret powróciła wzrokiem na wnuka siedzącego na jej kolanach, na jego złocistą skórę, ładne szarozielone oczy i ciemne, kręcone włosy. Coś było w nim znajomego, przypominał jej kogoś… Może tylko zdjęcie jej samej z dzieciństwa? Na pewno był ładny, pomyślała, gładząc go po krągłym policzku. Ładny i bystry.
– Jesteś na pewno podobny do taty w tym, że jesteś takim jak on mądralą. No i oczywiście, że cię kocham – dodała miłym tonem. – Przecież dobrze o tym wiesz, mały Cyganie!
Mali aż się wzdrygnęła, a serce skoczyło jej do gardła. „Cygan", skąd Beret przyszło do głowy, by go tak nazwać? Ręce zaczęły jej się tak trząść, że aż upuściła chleb na ziemię. Szybko kucnęła, kryjąc się za skrzynią. Przecież to nic nie znaczy, starała się uspokoić. Przecież tak się czasem mówiło o chłopcach, którzy zachowywali się podobnie jak Sivert, z jego pomysłami i dokazywaniem. Beret na pewno to miała na myśli, a nie Cyganów.
Mimo to Mali zrobiło się nieprzyjemnie.
Wczesnym lipcowym rankiem ruszył w góry całkiem spory pochód zwierząt i ludzi. Rosa perliła się jeszcze na trawach, a drzewa lasu przy Inndal rzucały długi cień. Krowy zatrzymywały się coraz, by zjeść pęk soczystej trawy, więc parobcy i pastuszkowie często musieli zbaczać na mokradła, by je wygonić.
Gudmund byt odpowiedzialny za transport towarów, pozostali za zwierzęta. Havard prowadził Simę, którą obciążono dwoma workami i Sivertem. Chłopiec się- I dział wysoko jak książątko, obserwując i komentując wszystko, co zobaczył.
– Nie ma odwrotu – powiedziała Ingeborg do Mali. -Okropnie się boję, że nie poradzę sobie tak dobrze jak Ane – zaczęła znów narzekanie.
– Nikt tego nie oczekuje – odparła Mali uspokajająco, nie licząc już, który to raz. – Nie w pierwszym roku. Ale jestem pewna, że dasz sobie świetnie radę. Zobaczysz, w przyszłym roku będziecie się kłócić z Ane, która z was ma jechać. To ciężka praca, ale nie znam żadnej dziewczyny, której się to nie spodobało. Żyje się tam swobodnie, to coś innego niż codzienna praca na gospodarstwie. Jestem więcej niż pewna, że spodoba ci się taka odmiana.
– A Ane jest w ciąży – Ingeborg zerknęła z ukosa na Mali.
Nowina rozeszła się po dworze już jakiś czas temu i wiadomo było, że to też było powodem, by Ane nie jechała.
– W przyszłym roku nie będzie mogła jechać z niemowlakiem – dodała.