Выбрать главу

– Nie będę o nic pytał – powiedział. – Rozumiem, że mnie nie kochasz, ale że mimo to mnie potrzebujesz. Stało się tak, bo nawet ty potrzebujesz teraz ciepła, bo inaczej byś zamarzła. Nie pytam – powtórzył. – Po prostu sądzę, że tak jest.

– Jesteś mi najbliższy zaraz po Sivercie – szepnęła, gładząc go po policzku. – Rozumiem, że możesz sądzić, że cię wykorzystałam, że ja… że jestem…

Zerknęła na niego, rumieniąc się. Nie odpowiedział jej od razu. Ona nie chce za niego wyjść, tyle rozumiał. Ale nie rozumiał tego, że kobieta taka jak Mali mogła się oddać z takim zapamiętaniem, ale bez miłości. Lecz najwyraźniej tak było. Spojrzał na nią. Poczuł ssanie w podbrzuszu i przemożną chęć położenia jej znowu w mech, czy chciała, czy nie. Ale wiedział, że tego nie zrobi. Nie wbrew jej woli. Nie tak, jak robił to Johan. Jednocześnie wiedział, że jeśli będzie go jeszcze chciała – czy potrzebowała, jak mówiła – to on ją przyjmie.

To na pewno nie było w porządku dla żadnego z nich. Czuł, że to niegodne, że ona go wykorzystuje bez miłości. Ale on ma czas, bo nie pragnie żadnej innej. Nawet okruchy od Mali były lepsze od czegokolwiek innego, choć czul, że to trochę zawstydzające. Niegodne. Dla nich obojga…

Nagle uderzyła go myśl, że ona mogła zajść w ciążę. Co wtedy zrobi? Chyba nie zabije nienarodzonego dziecka, poczętego z rozkoszy?

Spojrzał na nią i uświadomi! sobie, że wcale jej nie zna.

ROZDZIAŁ 7

Beret nie żałowała surowych słów, gdy Mali w końcu dotarła do Stornes z Havardem i Sivertem. Wyszła do nich, by powiedzieć, co sądzi, zwłaszcza o Mali.

– O czym, u licha, myślałaś, dziewczyno? – spytała, ciskając gromy z oczu. – Całkiem zapomniałaś, że masz jeszcze jedno dziecko?

– Przepraszam – wyszeptała Mali. – Poszłam za daleko, a potem…

Beret popatrzyła na nią, na jej rozczochrane włosy, mokrą spódnicę i zabłocone buty. Nawet dla niej było jasne, że Mali pada ze zmęczenia. Ale było w niej coś jeszcze, pomyślała Beret, jakaś rezygnacja, której nigdy wcześniej u niej nie widziała.

– No już dobrze, bałam się o was – powiedziała nieco spokojniej. – Gudmund wrócił już tak dawno, no i przecież jest Ola Johan… Zresztą dał sobie radę na mleku, które zostawiłaś – dodała z oporem.

– Dziękuję. Jestem pewna, że dobrze się nim zajęłaś. Był w najlepszych rękach. Przepraszam za kłopot i że cię przestraszyłam. Nie chciałam…

Mali poczuła na sobie wzrok Ane, gdy dawała Sivertowi kolację.

– Jesteś taka blada – zauważyła służąca, przechodząc koło niej po raz któryś. – Nie jesteś aby chora? Nic ci się chyba nie stało?

– Nie, jestem tylko strasznie zmęczona – odpowiedziała, nie patrząc Ane w oczy. – Głupio zrobiłam, że poszłam tak daleko, ale… Czas mi jakoś przeleciał. Nie wyglądało tak daleko, ale się pomyliłam. To było dalej, niż przypuszczałam.

Ane pokiwała głową i już nie pytała, ale Mali czuła, że ona swoje wie.

– Beret była zła – rzuciła Mali. – Rozumiem ją. Ale z Oja wszystko poszło dobrze, prawda?

– Beret była zachwycona – uśmiechnęła się Ane. -To był dla niej dzień spełnionych marzeń. Miała Oję tylko dla siebie, mogła mu śpiewać i nosić, ile chciała. Nie, nie było żadnych kłopotów. Pod koniec stała się niespokojna, gdy tak długo nie wracaliście. Może nie lubi cię najbardziej na świecie, ale jesteś matką jej wnuków i panią w Stornes. Ona nie życzy ci źle, już nie.

Mali udało się w końcu położyć Siverta po opowiedzeniu mu po raz kolejny, jak to zabłądziła, ile dużych bagien musiała okrążyć i że czas po prostu jej uciekł. To dlatego wróciła tak późno.

– Bałem się, że cię porwał niedźwiedź – powiedział Sivert, patrząc na nią zmęczonymi oczami. – Albo troll -dodał, mrużąc powieki.

– No chyba nie troll. – Mali pocałowała syna. – Przecież trolli nie ma, dobrze wiesz. A niedźwiedź… Nie, ja musiałam wrócić – powiedziała, przykładając policzek do policzka chłopca. – Myślałeś, że nie wrócę? Nigdy, Sivercie, nigdy.

– Ale następnym razem pójdę z tobą – zarzucił jej ręce na szyję. – Havard też powiedział, że potrzebujesz kogoś, kto się będzie tobą opiekował. My, mężczyźni…

– Tak, oczywiście – uśmiechnęła się Mali. – Wy, mężczyźni…

– To Havard cię znalazł – mruknął Sivert i ziewnął rozgłośnie. – Havard cię uratował.

Mali poczuła, że się rumieni. Tak, to Havard ją znalazł. Ale czy uratował, to inna sprawa.

Sivert zasnął, zanim dośpiewała do końca pierwszą kołysankę. Wstała sztywno i podeszła do okna. Gdy ich nie było, przybył tabor cygański. Podobno był już u nich, powiedziała Ane. Mali oblała się potem, gdy to usłyszała. A jeśli jest wśród nich siostra Jo? Mimo że zmęczona do granic, Mali poszła do stodoły. Co zrobi, jeśli będzie tam jego siostra, nie wiedziała. Jeśli zobaczy Siverta…

Ale to nie był tabor Karolinę. Mali rozpoznała niektórych starszych, ale reszty nie.

– To ty jesteś Mali Stornes, prawda?

Mali wzdrygnęła się i obróciła. Za nią stał jeden z tych starszych mężczyzn, którego znała z widzenia.

– Tak, to ja – odparła z rezerwą.

– Karoline prosiła mnie, bym przekazał ci wiadomość, że ciotka Jo nie żyje. Umarła w zimie na zapalenie płuc, no i była stara – powiedział. – I tak nie przyszła do siebie po tym, co zdarzyło się z Jo. On tu pracował kilka lat temu i w zeszłym roku spadł z urwiska. Był wtedy razem z gospodarzem, prawda?

Mali pokiwała głową.

– Wiele osób żałowało Jo – dodał mężczyzna. – Był świetnym towarzyszem, jednym z najlepszych. Jego wdowie też było ciężko…

– Rozumiem – powiedziała Mali. – To był straszny wypadek. Pozdrów Karolinę ode mnie. Spotkałam ją tylko raz, gdy jej tabor był w Innstad, i nie znam jej zbyt dobrze. Nie wiesz, czy będzie tu tego lata?

Wtedy będzie musiała usunąć jej z oczu Siverta, pomyślała. On uwielbiał Cyganów i spędzał z nimi dużo czasu. Mali nie mogła go powstrzymywać, to wzbudziłoby podejrzenia. Ale zawsze się bała, gdy przybywał tabor, bała się, że ktoś dostrzeże podobieństwo Siverta do nich, bała się pytań, na które nie mogła odpowiedzieć.

Przez chwilę pomyślała, że skoro ciotka Jo nie żyje, nie ma się czego bać. Zresztą nigdy nie musiała, bo ona kochała Jo równie mocno, jak babcia ją. To także dlatego pokazała jej Siverta tego dnia, gdy zginął Jo. Teraz się cieszyła, że to zrobiła. Była jednak pewna, że więcej osób niż Karolinę dostrzeże podobieństwo między dziedzicem Stornes a Jo.

Ale przecież nie mogła ukrywać syna przed wszystkimi taborami pojawiającymi się w okolicy, więc już tak musiało być, pomyślała zmęczona. Podejrzenie, że Sivert mógłby być synem Jo, jednego z nich, także dla nich było tak niewiarygodne, że nigdy by go nie wypowiedzieli. W każdym razie nie w Stornes. A o czym rozmawiali gdzie indziej, to ich sprawa. Cyganie nie rozpowiadali plotek. Nigdy nie słyszała, by mówili coś nieprzychylnego o gospodarzach, u których się zatrzymywali, mimo że na pewno słyszeli i widzieli niejedno. Wtedy straciliby możliwość ponownej gościny. Byli zależni od schronienia i pracy, którą dostawali w gospodarstwach. Na utratę tego nie mogli sobie pozwolić.

Mali poszła do sypialni po czyste ubrania. Stanęła w otwartym oknie. Jej spojrzenie skierowało się w kie- I runku szopy na łodzie. W sercu poczuła głuchy ból. To już minęło, pomyślała. Dziś ostatecznie pożegnała się z Jo, marzeniami i miłością. Czy to dlatego tak bezwstydnie oddała się Havardowi? Wspomnienie tego, co wydarzyło się na Seterhaugen, wprawiło jej serce w szybsze bicie. Była zrozpaczona, spragniona do szaleństwa kogoś, kto mógłby jej dać ciepło i pocieszenie. I sprawiło jej to przyjemność, mimo całego bólu. Nadal nie rozumiała, czemu tak wykorzystała Havarda, jak mogło jej to przyjść na myśl po tym, jak pożegnała się z Jo? Ale nie miała takiego zamiaru, jeśli w ogóle można mówić o jakimkolwiek zamiarze z jej strony. Teraz czuła, jakby zdradziła Jo na jego grobie. A Havard był taki miły… Nie powinna jednak wykorzystywać jego uczucia wobec niej. Rozumiała, że z jego strony to poważne. A jeśli znów się zdarzy…