Ale Mali nie sądziła, by to znów się wydarzyło. Za bardzo lubiła Havarda i nie chciała wyrządzić mu krzywdy. Takim zachowaniem jak dziś krzywdziła go, bo wiedziała, że on to traktował poważnie, a ona nie. Dlatego powinna trzymać się od niego z daleka. Jeśli znów odda się mężczyźnie i może nawet za niego wyjdzie, powinien to być ktoś, kto obudzi w niej pożądanie, tak jak Jo. Sprawi, że zapomni o czasie i przestrzeni. A taki Havard nie był. Był dla niej tak dobry tam w górach, widziała, że płakał. Zasługiwał na kogoś lepszego niż ona. Powie mu to i przeprosi za to, co zrobiła. Poprosi, by zapomniał, bo to się już nie powtórzy. I jeśli jeszcze będzie potrzebowała mężczyzny, lepiej, by znalazła innego.
A jeśli wydarzenie z gór będzie miało skutki? Ta myśl przyszła jej do głowy dopiero teraz i wstrząsnęła nią. Minione lata przekonały ją, że z trudem zachodzi w ciążę, skoro dopiero po tak długim czasie doczekała się potomka Johana. Ale z Jo…
Pot wystąpił jej na czoło i zacisnęła nerwowo dłonie. Przecież to nie mogło się zdarzyć? Nadal karmi Oję piersią, więc jest chroniona. Do pewnego stopnia. Przecież były kobiety, które rodziły dzieci rok po roku i karmiły jedno, póki następne nie przejmowało piersi. Przecież tak było z Margrethe. Nie była bezpieczna mimo dziecka u piersi.
Zrobi sobie napar, pomyślała. Wśród rzeczy, których się nauczyła od Johanny, był napar, który mógł „oczyścić macicę", jak mówiła stara. Z wahaniem podzieliła się recepturą z Mali, bo dla Johanny każde życie było święte. Ale zdawała sobie sprawę, na co mogły być narażone biedne dziewczyny ze strony bogatych gospodarzy i silnych mężczyzn. Często brano je siłą i nie miały nikogo, by je obronił. W takich wypadkach zdarzało się, że Johanną robiła im ten napar, jeśli biedaczki zdążyły powiedzieć jej na czas. Działał dzień lub dwa po gwałcie, potem już nie. Właściwie Mali nie wiedziała, czy on rzeczywiście działa, ale musiała spróbować.
Boże jedyny, pomyślała, ocierając spocone czoło. Musiała dziś chyba postradać rozum…
Mali wzięła duże wiadro gorącej wody i poszła do pralni. Napełniła ceber wodą, wykąpała się i umyła włosy. Ciepła woda ukoiła ból zmęczonych mięśni, więc siedziała w niej długo, aż niemal zasnęła. Zerwała się, gdy usłyszała głosy na podwórzu. Zamoczyła w wodzie brudne ubrania i włożyła czyste.
Powiedziała wcześnie wszystkim dobranoc, unikając wzroku Havarda, wzięła Oję z kołyski i poszła na poddasze. Gdy nakarmiła i przewinęła małego, a on zasnął przy niej, leżała bezsennie i patrzyła w sufit. Miała w sobie niepokój, który nie dawał jej zasnąć. W końcu wstała, owinęła się szalem i usiadła przy oknie. Ze stodoły dobiegała muzyka skrzypiec. Mali siedziała tak, z głową w dłoniach, i słuchała kuszących tonów, czuła zapach morza i letniej nocy, i wspominała.
Dostrzegła Havarda, który szedł przez ogród z koszulą w ręku i ręcznikiem przewieszonym przez szyję. Najwyraźniej on też poczuł potrzebę umycia się po długim dniu w górach, pomyślała. Nagłe zdecydowała się, że porozmawia z nim poważnie. Jeśli ma to zrobić, nie było powodu, by czekać. Może nie wypadało iść do męskiej sypialni, mając na sobie tylko koszulę nocną i szal, ale nie było wiele miejsc, w których mogła z nim rozmawiać na osobności. Dookoła ludzkie oczy i uszy.
Co by powiedziano, gdyby zobaczono ją, jak idzie do sypialni Havarda, wolała nie wiedzieć. Ale to było mało prawdopodobne. Ona sama poszła na górę już dwie godziny temu, a dawno nie słyszała ani Beret, ani służących. Na pewno już śpią, więc jeśli będzie cicho…
Uchyliła drzwi i nasłuchiwała kroków Havarda na schodach. Gdy usłyszała, że zamyka za sobą drzwi sypialni, przebiegła na bosaka, zapukała i wśliznęła się do środka.
Havard siedział na stołku i zdejmował buty. Mali położyła palec na ustach, by nic nie powiedział. W domu było tak cicho…
– Pomyślałam, że skoro my… Chcę z tobą porozmawiać – wyszeptała. – Może nie wypada wchodzić do sypialni mężczyzny w ten sposób, ale trudno znaleźć miejsce, by pogadać w cztery oczy. Więc…
Nie odpowiadał, siedział tylko i patrzył na nią. Jego twarz chowała się w cieniu, więc nie widziała go dobrze. Ale oczy dostrzegała. Były ciemne i iskrzące. A może to tylko odbicie światła? Nie zaciągnął zasłon i światło księżyca oświetlało wnętrze pokoju.
Muzykę skrzypiec słychać tu było jeszcze wyraźniej, bo okno wychodziło na stronę stodoły. Mali poznała melodię, był to powolny walc, ale nie znała jego tytułu.
– Powinnam z tobą porozmawiać – powtórzyła cicho, otulając się ciaśniej szalem. – To, co dziś zrobiłam, Havardzie… nie powinnam…
Nie mogła dalej mówić i spojrzała na niego bezradnie. On wstał powoli, zsunął na podłogę ręcznik i koszulę i zrzucił buty. Podszedł do niej. To nie było światło księżyca, pomyślała, czując, jak mocno bije jej serce, jego oczy naprawdę iskrzą w półmroku!
– Havardzie, co robisz…
Położył palec na jej ustach. Zdjął z niej szal, mimo że usiłowała go przytrzymać. Ale była dziwnie słaba.
– Czy tańczyłaś kiedyś nago w świetle księżyca, Mali Stornes? – wyszeptał prosto w jej ucho, muskając ustami jej policzek.
Nie była w stanie odpowiedzieć, stała tylko i czuła serce bijące w gardle. Havard był inny niż zwykle, takiego go nie znała.
– Tańczyłaś? – powtórzył.
– Havardzie, ja chciałam…
– A ja chcę zatańczyć z tobą w świetle księżyca -przerwał jej z uśmiechem i objął ramionami.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale zdjął z niej koszulę. Nie protestowała. Nie wiedziała nic poza tym, że czuła podniecenie, gdy przyciągnął ją nagą do siebie i zaczął się z nią obracać w powolnym walcu. Jego usta nakryły jej usta, a dłonie pieściły tak, że aż wzdychała z rozkoszy.
Przecież to nie tak miało być, pomyślała zmieszana, próbując się wyzwolić. Przyciągnął ją mocniej, jednocześnie zrzucił spodnie i przytulił ją mocno do swojego nagiego, ciepłego ciała. Pomyślała o tym, co chciała mu powiedzieć: że ani nie chce, ani może… Że to, co zdarzyło się w górach, nie może się powtórzyć. Że nie jest mężczyzną, który sprawia, że drży z pożądania. Tak myślała. Teraz stała na nogach tylko dlatego, że on ją trzymał.
Bez słowa podniósł ją i położył na łóżku. Jego usta muskały jej ciało niczym skrzydła motyla i sprawiły, że drżała z takiego podniecenia, jakiego doświadczyła wcześniej w nocy z Jo nad morzem. Jego język stawał się na zmianę twardy i miękki, bawił się jej sutkami, schodził w dół brzucha, dalej po wewnętrznej stronie ud… Gdy rozsunął jej nogi, poddała się z westchnieniem. Przyjęła go z niewysłowioną radością i pozwoliła na to, co chciał. Że też on tak umie, pomyślała oszołomiona i wplątała palce w jego włosy. Były nadal wilgotne po kąpieli w morzu, czuła smak soli, gdy lizała go po szyi i torsie.
Gdy wreszcie w nią wszedł, jęknęła z rozkoszy. Położył dłoń na jej usta i szepnął „cicho” do jej ucha. Poruszał się powoli i leniwie, pozwalał jej rozkoszować się każdym pchnięciem. Wreszcie ujął jej pośladki i wbijał się mocniej, aż stęknęła. Światło księżyca igrało na suficie. Mali zamknęła oczy i pozwoliła się porwać lawie dzikiego i zmysłowego pożądania. Nigdy nie sądziła, że to jej się jeszcze przydarzy…