Выбрать главу

– Proszę mnie posłuchać – mówił dalej. – Mieliśmy dzisiaj zebranie i jednym z tematów była dekoracja lokalu naszego banku. Na razie nie przywiązywaliśmy do tego zbyt dużej wagi, przyznaję. Ale uznaliśmy, że musimy go jakoś ozdobić, a komitet uważał, że powinniśmy także wspierać miejscową sztukę. I wtedy padło pani nazwisko. Pani tka kilimy, prawda?

Mali zadrżała: z ulgi, że to nic złego, i z radości, że dyrektor banku jest zainteresowany jej pracami! To niewiarygodne.

– Halo, słyszy mnie pani?

– Tak, tak – odchrząknęła Mali. – Po prostu jestem… To taka niespodzianka – dodała.

Dyrektor zaśmiał się.

– Pani już sprzedawała swoje kilimy, prawda? Nakrycie ołtarza w kościele to pani dzieło, słyszałem. Czy byłoby możliwe, by ktoś z komitetu przyjechał do Stornes i obejrzał pani prace? Wtedy zdecydowalibyśmy, czy weźmiemy coś z gotowych, ale raczej zamówilibyśmy coś nowego.

– Oczywiście, możecie państwo przyjechać, zapraszam.

– Zadzwonię w takim razie w przyszłym tygodniu -powiedział dyrektor. -1 umówimy się na wizytę jeszcze przed sobotą. Czy to pani odpowiada?

Przez moment Mali pomyślała o żniwach, ale przecież taka wizyta nie potrwa długo, a możliwe, że do końca przyszłego tygodnia i tak skończą. A takiej okazji nie mogła stracić.

– Tak, oczywiście – odparła. – I dziękuję. To dla mnie zaszczyt – dodała, czując dumę i radość.

– Ja też dziękuję, do usłyszenia. – Dyrektor Rostad odłożył słuchawkę.

Mali stała przez chwilę i tylko się uśmiechała. W końcu otworzyła drzwi salonu. Ane nakrywała tam do obiadu, a Ingeborg sprzątała na poddaszu.

– Chyba ciasto na chleb już przerosło – rzuciła Ane, odwracając się do gospodyni. – Co się stało? Dlaczego tak się uśmiechasz?

Mali objęła w pasie Ane i okręciła ją wokół siebie w radosnym tańcu.

– Dzwonił dyrektor banku w 0ra – powiedziała. -Chcą przyjechać i zamówić u mnie kilim do powieszenia w banku. No, jeśli im się spodobają moje prace – dodała.

– Coś takiego! – Ane spojrzała na nią zaskoczona. -I to w banku! Wspaniale, Mali! Będziesz sławna!

– Nie, no nie wiem – odparła, zakasując rękawy, by wyrobić ciasto. -1 tak miło, że zadzwonił. Przecież to jeszcze nic nie znaczy. Ci miastowi są dziwni…

– Nie, na pewno zamówią – stwierdziła Ane stanowczo. – Jesteś zbyt skromna. Słyszałam nieraz, co ludzie mówią o twoich kilimach. Ale żeby tacy oficjele się nimi zainteresowali… Nie, wspaniale! Żadna nie usłyszała, że ktoś wchodzi.

– Co tu się dzieje? – spytała Beret ostro. – Słychać was aż w sieni.

– Dzwonił dyrektor banku w 0ra – odparła Ane z uśmiechem. – Chcą zamówić u Mali kilim do przystrojenia lokalu. Czy to nie cudowne?

Beret uniosła brwi. Zaimponowało jej, że dzwonił sam dyrektor banku, ale nie dała tego po sobie poznać. Nigdy nie mogła pogodzić się z tym, że Mali tka i że to zajmuje jej czas. Mali wiedziała jednak, że ona jej po prostu zazdrości i niechętnie widzi, że synowa odnosi sukcesy na tym polu.

– Przyszłam tylko po to, by zobaczyć, czy zdążyłaś już upiec chleb – rzuciła, wpatrując się w Mali. – Chcę z tobą porozmawiać.

O co może jej chodzić? – zastanawiała się Mali, wyrabiając osiem dużych bochenków i układając je w formach. Ostatnio panował pomiędzy nią a teściową spokój, nie miała pojęcia, o co może jej chodzić. Zostawiła chleby do wyrośnięcia i umyła ręce.

– Nie sądzę, by nasza rozmowa trwała długo – rzuciła do Ane. – Ale w razie czego wstaw je do pieca, dobrze? No i spojrzyj na dzieci – dodała, zerkając na Oję śpiącego w kołysce. Za mało czasu mu poświęca, przemknęło jej przez myśl. Często zostawia go pod opieką Beret lub Ane, ale to z powodu obowiązków! Ale może nie tylko. Dla Siverta zawsze miała czas i rzadko powierzała go obcym.

Westchnęła. Oja stanowił dla niej źródło wyrzutów sumienia. Musi coś z tym zrobić, pomyślała.

Beret siedziała w bujanym fotelu i robiła na drutach.

– Siadaj – wskazała na kanapę.

Mali posłuchała, choć poczuła lekki niepokój. Beret nie była w najlepszym nastroju i na pewno nie będzie jej chwaliła.

– Wiesz, że byłam zadowolona, gdy powiedziałaś, że nie chcesz znów wychodzić za mąż – zaczęła starsza pani. – W każdym razie nie od razu. Sądziłam, że to dlatego, że… chciałaś uczcić pamięć Johana. I wydawało mi się, że dobrym rozwiązaniem było sprowadzenie Havarda. On jest mądry i pracowity, nadal tak uważam. – Przerwała i zadzwoniła drutami. – Ja na pewno się starzeję – mówiła dalej, wpatrując się w Mali – ale jeszcze nie jestem ani ślepa, ani głucha, mimo że tak pewnie sądzisz. Słyszałam niejeden raz, że byłaś u Havarda w sypialni!

Mali poczerwieniała gwałtownie i spuściła wzrok. Nienawidziła uczucia, że jest u Beret na cenzurowanym. Ale Beret z pewnością nasłuchiwała wszelkich odgłosów z sypialni od pierwszego dnia, kiedy Mali przybyła do Stornes, a teraz jej sypialnia na poddaszu nie była tak bardzo odległa od sypialni Havarda. Powinna była o tym pamiętać…

– Co ja robię, to moja sprawa – rzuciła. – Jestem dorosła.

– Ale rozsądku nie masz – odparła Beret gwałtownie. – Co ludzie powiedzą na to, że wdowa ze Stornes spędza noce…

– To ty musiałabyś to im powiedzieć – przerwała Mali. -Nie słyszałam, by ktoś we dworze…

– A co mieliby mówić? To służący, wiesz dobrze. Ale oni też słyszą i widzą. Na pewno o tym wiedzą!

– Co wiedzą? – Mali spojrzała na teściową wyzywająco.

– Że pani ze Stornes to nic innego tylko bezwstydna dziewka! – prychnęła Beret. – Sprowadzisz wstyd na dwór i nas wszystkich. Nie myślisz nawet o dzieciach? Nie chcę, by ktoś powiedział, że synowie Johana…

Mali nic nie odpowiedziała. Nawet nie wiedziała za bardzo, co ma odpowiedzieć. Do pewnego stopnia rozumiała oburzenie teściowej. To, że była w łóżku z Hazardem, i to niejeden raz, nie uchodziło. Sama to musiała przyznać, choć nie cierpiała, gdy ją krytykowano, a szczególnie gdy robiła to Beret. Ona chyba specjalnie nie spała, by czuwać, czy na poddaszu nie dzieje się nic zdrożnego.

– Co na to powiesz? – spytała ostro Beret, a jej druty zadźwięczały.

– Nic – odparła Mali. – To… to się nie powtórzy.

– Jest tylko jedna rzecz, którą możesz zrobić, zanim będzie z tego skandal – powiedziała Beret. – Wyjdź za Havarda. To odpowiedni kandydat. Ja przeżyję fakt, że to on zajmie miejsce Johana, byle stało się to w przyzwoity sposób.

– Ale ja mówiłam, że nie chcę…

– Uważaj, co mówisz, Mali Stornes – rzuciła Beret cicho i groźnie. – Jeżeli chodzisz z nim do łóżka, to mam nadzieję, że rozumiesz, że powinnaś za niego wyjść. Nie chcemy, byś coś jeszcze zniszczyła tu we dworze. Synowie Johana nie będą mieli puszczalskiej matki, to jest jasne.

– Zniszczyłam? – spytała Mali drżącym głosem. – Co masz na myśli, mówiąc, że coś zniszczyłam? Wiesz, że to nieprawda. Wręcz przeciwnie, nigdy nie…

– Można zniszczyć ludzi – odparła Beret, patrząc złym spojrzeniem na Mali. Mali wstała, zdenerwowana.

– Coś jeszcze?

– Nie, ale liczę na to, że zrozumiałaś, co masz robić. A właściwie co z ciebie za kobieta, by iść do łóżka z zarządcą? Można zacząć się zastanawiać…

Mali poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, było, by Beret zaczęła się „zastanawiać". Wyszła, nieco za mocno zamykając za sobą drzwi. Brakło jej oddechu ze strachu, złości i uczucia przekory. Nie chce wychodzić za mąż, nawet za Havarda! Ale rozumiała, że nie powinna już mu się oddawać. Nie miała usprawiedliwienia. Będzie trzymała dystans właściwy dla wdowy ze Stornes. Może gdy sytuacja się j uspokoi, Beret odstąpi od swego pomysłu małżeństwa. Przecież tylko Beret wiedziała…