– Ojej, jaki on miły, ten Havard – szepnęła do Mali z uśmiechem. -1 jaką ma rękę do twoich dzieci! Jeszcze nie widziałam mężczyzny, który by…
Mali uściskała matkę, powstrzymując w ten sposób jej dalsze słowa.
– Znam jego zalety, mamo – powiedziała. – Jestem wdzięczna, że pracuje w Stornes. Ale nic poza tym.
– Ale może będzie – odparła matka, wodząc spojrzeniem za Havardem. – Potrzebujesz męża, dziecko.
Mali nie odpowiedziała, nie chciała psuć świątecznego nastroju.
W Buvika zrobiło się bardzo porządnie po rozbudowie i remoncie. Matka z dumą pokazała jej ich nowy dom, a ciężarna Anna oprowadziła po reszcie domu. Że też w Buvika zapanował taki dobrobyt, pomyślała Mali, rozglądając się wokół. Bardzo się cieszyła, zwłaszcza ze względu na matkę i ojca. Nigdy nie zapomni czasów, gdy ojciec znalazł się na skraju bankructwa, a matka, wychudła, z niepokojem wypatrywała nowego dnia. Długi, niepewność jutra… Nie, nie mogła wtedy podjąć innej decyzji, bo pewnie miałaby więcej istnień ludzkich na sumieniu.
Po obiedzie Mali wzięła wózek z Oja i ruszyła w dół ścieżką, by uśpić małego. Oja poza domem, gdy nie miał swojej kołyski, najlepiej spał w wózku. Majowy dzień był cichy i ciepły. Pszczoły brzęczały, rumianki bielały na łące. Gdy dotarła na koniec zbocza, zawróciła, bo zobaczyła nadjeżdżający wóz konny z powożącym mężczyzną.
– Czyżby to… Mali?
Odwróciła się. Ten głos… Spojrzała na mężczyznę. Ciemnowłosy, przystojny, z opadającą na czoło grzywką, którą odgarniał w sposób, który zaczął jej kogoś przypominać.
– To ty, Magnar! – powiedziała, zatrzymując się. – Minęło tyle lat…
Zeskoczył z kozła. Gdy się zbliżył, Mali dostrzegła, że lata pozostawiły ślad na jego przystojnej twarzy. Sprawiał wrażenie przyciężkiego, uwydatnił mu się brzuch. Ale jego oczy były prawie takie same, te same, które wywoływały u niej zmysłowe sny. Teraz jego spojrzenie było wilgotne i nieco nieostre.
Kiedyś chciała mu się oddać, w każdym razie marzyła, by zrobił coś jeszcze poza pocałunkami i niezgrabnymi, zbyt mocnymi pieszczotami. On jako pierwszy dotknął i całował jej nagie piersi…
Gdy zbliżył się, poczuła jego wódczany oddech.
W samym środku niedzieli! Co się z nim stało, skoro robił coś takiego, i to pewnie nie po raz pierwszy, sądząc po wyglądzie. Odsunęła się, złapała za rączkę wózka i chciała iść dalej.
– Nie spiesz się tak bardzo, skoro spotykamy się po latach, Mali – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Myślałem dużo o tobie…
Mali spojrzała mu w oczy. Nie wyglądał na szczęśliwego, choć miał żonę i dzieci.
– Ja też o tobie myślałam – rzuciła lekkim tonem. – Tak już jest, gdy jest się młodym i zakochanym. Ale tak nagle odszedłeś. Nie byłam wystarczająco dobra dla twoich rodziców, prawda? Albo znalazłeś inną?
Magnar kopał kamyki leżące przy drodze i odgarnął nieposłuszną grzywkę.
– Raczej… rodzice – mruknął. – Twojemu ojcu się wtedy nie wiodło i powiedzieli, że…
– Ależ Magnar – powiedziała Mali spokojnie. – To było tak dawno temu. Wszystko już zapomniane!
Spojrzał na nią. Słońce sprawiło, że jej jasne włosy zaświeciły niczym złoto, a oczy wydawały mu się większe i ciemniejsze, niż pamiętał. Była tak ładna, że aż przeszedł go dreszcz. Spojrzał na jej bluzkę, na wypełniające ją piersi, przypomniał sobie, że kiedyś ich dotykał i całował. Poczuł fizyczne podniecenie i postawił stopę na kamieniu, by je ukryć.
– I tak dobrze wyszłaś za mąż, Mali – rzucił. – Pani w Stornes… Tak, mogę zrozumieć, dlaczego Johan cię chciał, nawet bez posagu. Ale miałaś być moja… – dodał z błyskiem w oku.
– Słyszałam, że masz żonę i kilkoro dzieci – zauważyła lekkim tonem. – Więc też nieźle ci się ułożyło. A może nie, skoro czuć od ciebie wódkę w niedzielne przedpołudnie?
– Ja chciałem ciebie – powtórzył, nie zważając na jej słowa, nie spuszczając z niej spojrzenia. – Ale nie jest za późno, Mali. Jeszcze czas, by dostać to, czego wtedy nie dostałem. Słyszałem, że owdowiałaś, a ja…
– A ty jesteś żonaty – ucięła Mali chłodno. – Poza tym wszystko się zmieniło. Czas zrobił swoje. Ale miło było cię zobaczyć. Powodzenia – powiedziała, odwracając się.
Nagle poczuła, że chwycił ją wpół. Puściła wózek, bo Magnar uniósł ją z ziemi i pociągnął za kwitnący krzak głogu przy drodze. Rzucił na ziemię i przygniótł sobą. Czuła jego gorące, żądające usta, podczas gdy dłonie rozrywały jej bluzkę, aż guziki pryskały na boki. Przez chwilę Mali jakby sparaliżowało. Lekki wiatr owiał jej nagie piersi, poczuła usta Magnara wokół jednego sutka. Przez sekundę przeszedł ją słodki dreszcz, jednak nagle ocknęła się i wbiła kolano między jego nogi. Magnar jęknął i zsunął się z niej. Zerwała się, zebrała bluzkę w garść i przejechała drżącą dłonią przez włosy.
– Ty wstrętna świnio – zasyczała, kopiąc go. – Co z ciebie za człowiek? Co ty sobie myślisz, że tak po prostu możesz…
– Sama tego chciałaś – wyszlochał. – Czułem to!
– Chyba masz zbyt bujną wyobraźnię, Magnar – rzuciła Mali lodowatym tonem. – Nie chciałabym cię, nawet gdybyś był ostatnim mężczyzną na ziemi. Nic o tym nie mów, to i ja nie powiem. Ale jeśli usłyszę jakieś plotki, wiedz, że cię usadzę. Pamiętaj, że nie jestem już biedną Mali Buvik. Jestem panią w Stornes! Więc uważaj, ty obrzydliwcze.
Złapała za wózek i zaczęła szybko iść w górę. W połowie drogi usłyszała za sobą tętent kopyt. Zwolniła i obejrzała się powoli. Serce czuła w gardle, biło jak szalone. Co on sobie wyobraża? Czy ona w jakiś sposób go zachęciła? Nie, wiedziała, że nie. On musiał postradać rozum! Wiedziała z gorzkiego doświadczenia, że pijani tracą hamulce…
Próbowała przygładzić włosy i dokładniej zasłonić piersi, jednak zbyt wiele guzików odpadło. Musi poprosić Annę, by pożyczyła jej bluzkę. Powie jej, że… Właśnie, co jej powie?
– Bałem się o ciebie. Długo cię nie było. Mali wzdrygnęła się. Był to głos Havarda.
– Co się stało? – spytał, obróciwszy ją ku sobie. Otworzył szeroko oczy, gdy dostrzegł jej zniszczoną bluzkę i rozczochrane włosy.
– Co się stało? – powtórzył zmienionym głosem, pełnym niedowierzania, strachu i jakby gniewu.
– Ja… spotkałam dawnego znajomego – wyjąkała Mali. – Znałam go, gdy byłam młoda, i… – I co, wróciliście do dawnych sztuczek? Mali wymierzyła mu policzek.
– Co ty sobie myślisz! – rzuciła wściekła. – Był całkiem… Zresztą, nieważne, to nie twoja sprawa. Idź sobie, nie chcę cię widzieć! – dodała drżącymi ustami.
Nagle wybuchła płaczem. Była w szoku, czuła się zbrukana. Wszystkie wspomnienia nocy z Johanem stanęły jej przed oczami. Padła na kolana, zanosząc się płaczem.
– Mali, Mali, wybacz mi – wyszeptał Havard, podnosząc ją i przytulając. – Ja tak nie myślałem, tylko… straciłem głowę, gdy zrozumiałem, że ktoś mógłby…
Mali oparła się o niego i płakała.
– Zrobił ci coś?
Pokręciła głową, co sprawiło, że warkocz całkiem się rozluźnił i włosy rozsypały się złocistą kaskadą po jej plecach. Havard dostrzegł jej półnagie piersi i ostrożnie położył na jednej dłoń.
– Nie, Havard – szepnęła Mali. – Nie…
Pochylił się i wziął w usta jej sutek, a dłonie zatopił w jej włosach. Mali stała na drżących nogach. Wsparła się o Havarda. Ktoś musi się mną zaopiekować, pomyślała otępiała, ktoś taki jak on, dla kogo coś znaczę i kto chce mojego dobra. Jego usta odnalazły jej usta, ciepłe dłonie pieściły jej piersi. Jak dobrze, pomyślała, dobrze i bezpiecznie. Dlatego, że to Havard.