Выбрать главу

Na końcu antykwariatu, za ostatnim regałem, w ścianę wpuszczono małe, metalowe drzwiczki. Gospodarz wyjął z kieszeni pęczek kluczy i otworzył je.

– Proszę za mną – powiedział poważnie.

Wkroczyli w ciemność. Powietrze pachniało kurzem i starym papierem. Po chwili przewodnik pstryknął przełącznikiem. Kilka słabych żarówek rozjaśniło pomieszczenie, jednak cienie nadal zalegały po kątach.

– O w mordę… – wyrwało się Katarzynie.

Stali na dnie szybu klatki schodowej. Schody pięły się do góry spiralą i nikły w mroku gdzieś pod dachem cztery kondygnacje wyżej. Do ścian przymocowano półki, na nich ciasno tłoczyły się książki. Tysiące, nie, dziesiątki tysięcy woluminów. Jedne oprawione w szare płótno, inne połyskujące złotem tłoczonych skórzanych okładek.

– Biblioteka cadyka Salomona Storma! – wyszeptał Alchemik.

Agentka zlustrowała pomieszczenie uważnym wzrokiem.

– Ta kamienica miała dwie klatki schodowe – powiedziała wreszcie. – Główna pozostała, a drugą ukryliście. Zamurowaliście wszystkie drzwi do niej prowadzące i wszystkie okna. Położyliście świeże tynki i zostawiliście tylko jedno wejście, to ze sklepu.

– W czasie wojny i ono było zamurowane.

– Jak to możliwe? – zdziwiła się Monika – Przecież ktoś musiał wiedzieć…

– Tu mieszkali tylko Żydzi – wyjaśnił staruszek. – Te schody przeznaczone były dla służby i prowadziły tylko do pięciu mieszkań. Wszyscy wiedzieli oczywiście, ale poszli do getta. Tu zamieszkali Polacy, którzy przed wojną nie bywali w tym domu, więc nie zorientowali się, że czegoś brakuje. Po wojnie wróciło tylko kilkoro naszych i jakoś nikogo nie zdziwił fakt, że teraz tego przejścia nie ma. Nie mieli już służby i nikomu nie były potrzebne kuchenne schody.

Na dnie szybu stał stolik, a wokół niego sześć krzeseł. Antykwariusz zapalił grubą, woskową świecę w lichtarzu stojącym pośrodku blatu. Płomień sprawił, że cienie zalegające w kątach ożyły. Zgasił żarówki i biblioteka pogrążyła się prawie w zupełnych ciemnościach. Goście zasiedli wygodnie.

– Co was interesuje? – zapytał.

– Ktoś zbudował golema – wyjaśnił Alchemik.

Gospodarz się uśmiechnął.

– Oczywiście, że zbudowano golema. Jak w każdym pokoleniu. Dlaczego was to niepokoi?

– Kto go zbudował? – Stanisława aż poderwała się z miejsca.

– Nie wiem, nie dopuszczono mnie do wszystkich tajemnic. Kazano mi jednak odpowiedzieć na wasze pytania. Oczywiście na te, na które będę znał odpowiedź.

– Ktoś użył golema cztery dni temu. Próbował nas zabić – zaczęła Monika.

– Niemożliwe.

– Ktoś go zbudował, wykorzystując glinę z waszego cmentarza – dodał Alchemik.

Apfelbaum milczał, zadumany.

– Jeśli macie rację – powiedział wreszcie – to muszę zawiadomić naszych. Jesteście pewni, że to był golem?

– Wpakowałyśmy w niego ze dwadzieścia kul. A zamiast krwi miałyśmy na podłodze warstewkę glinianego pyłu – wyjaśniła alchemiczka.

– Dziwne. – Antykwariusz poprawił binokle na nosie.

– Może opowie pan nam coś więcej na temat golemów? – zagadnęła Katarzyna.

Po twarzach Stanisławy i Mistrza przebiegł cień zniecierpliwienia. Jednak starzec nie dostrzegł tego. Usiadł wygodnie i zaczął wykład.

– Wedle naszych wierzeń raz na trzysta sześćdziesiąt lat Bóg pochyla się nad światem, jak kiedyś pochylił się nad Sodomą i Gomorą. Patrzy i ocenia nas, a w jego sercu wzbiera smutek i żal. Czy wiecie, jak mógł być oddalony los tych dwu miast?

– Bóg wysłał do nich Abrahama. Ten miał głosić nawrócenie i szukać sprawiedliwych. Gdyby znalazł choć jednego, Bóg zmieniłby swój wyrok – odparła księżniczka.

– Tak jest i dziś. Gdy On pochyla się nad światem, wypatruje sprawiedliwych. W każdym pokoleniu żyje trzydziestu sześciu świątobliwych Żydów. Póki żaden z nich nie zdradzi, nie przejdzie na stronę szatana, nie pogrąży się w zepsuciu, możemy czuć się bezpiecznie… Nie nadejdzie koniec świata, gdyż razem z nami, grzesznymi i pełnymi żądz, ogień gniewu dotknąłby i ich. Czasem domyślamy się, kim są, częściej ich tożsamość jest przed nami zakryta. Mówiono, że Storm był jednym z nich, a może to nieprawda… – zamyślił się.

Wszyscy milczeli, czekając, aż podejmie opowieść. Wreszcie przemówił.

– Świątobliwi nie znają się nawzajem, w większości przypadków nie podejrzewają nawet, że to oni podtrzymują istnienie świata. Rozpoznają ich jedynie Bóg i szatan. Dla tego ostatniego stają się celem szczególnie silnych ataków – wyjaśnił. – Dlatego, aby ich chronić, raz na pokolenie najznamienitsi kabaliści budują golema. Ma on bronić sprawiedliwych. On też potrafi ich rozpoznać…

– A jeśli któryś z nich umrze? – zaciekawiła się Katarzyna.

– Rodzi się nowy. Nie zabraknie ich nigdy. Przynajmniej mamy taką nadzieję…

– A więc mędrcy kabaliści zbudowali golema i przebywa on obecnie w… – zaczęła Katarzyna.

– Tak. Zawsze buduje się dwa i, poddawszy je próbom, niszczy mniej doskonałego. Dobrze wykonany jest prawie nie do rozpoznania.

– Hmm… Czyli następnym razem może zaskoczyć nas na ulicy? Nie da się go jakoś wyłuskać z tłumu?

– Ma kilka charakterystycznych cech. Nazywamy je stygmatami golema. Po nich daje się go rozpoznać. Nawet w tłumie…

– Jakie to cechy? – zapytała księżniczka.

– Stygmaty są psychiczne i fizyczne. Golem jest bezpłodny, nie odczuwa pociągu seksualnego, najczęściej ma niewykształcone narządy rodne. Czasem nie umie się wysłowić, jąka się lub mówi rzeczy niezrozumiałe. I nie czuje przynależności do rodzaju ludzkiego. Jego ciało jest doskonalsze niż ciało człowieka. Może nie spać przez wiele dni, wytrzymuje niezwykle długo bez wody i pożywienia. Można go zamurować żywcem, a on i tak przetrwa całe lata, gdyż nie potrzebuje powietrza. Ma płuca, ale służą one tylko po to, by mógł wydawać dźwięki. Gdy nie mówi, nie oddycha. Prawidłowo wykonany w zasadzie nie różni się od ludzi, można go jednak rozpoznać po tym, że ma pewne cechy szczególne. Na klatce piersiowej w okolicy serca posiada zagłębienie w kształcie misy. Na czole widnieje u niego znak w kształcie litery Y lub X. Jego lewa stopa jest odrobinę bezwładna. I jest długowieczny. Może żyć nawet sto pięćdziesiąt lat.

– Jasna cholera! – Katarzyna domyśliła się pierwsza.

Zerwała się od stołu, wywracając krzesło. Pozostali też odskoczyli do tyłu. W następnym ułamku sekundy trzymała już w ręce pistolet, a koniec lufy celował w czoło starca.

– Pociski z ołowianymi czubkami, rusz się tylko, a wpakuję w ciebie dwanaście! – krzyknęła.

Spojrzał na nią zupełnie obojętnie.

– I naprawdę sądzisz, że mnie to zabije? – Uśmiechnął się. – Przeżyłem gorsze rzeczy niż odstrzelenie głowy.

Stanisława poczuła, jakby połknęła kostkę lodu. Jej żołądek promieniował chłodem.

Wystarczy, że zdmuchnie świecę, pomyślała. W ciemności wykończy nas w kilka sekund.

– Usiądźcie – poprosił łagodnym, spokojnym głosem. – Gdybym chciał was zabić lub gdybym dostał takie polecenie, dawno byście nie żyli.

Alchemik zdecydował się pierwszy.

– Golemy można zbudować na dwa sposoby – podjął opowieść antykwariusz. – W sposób, nazwijmy to, naukowy, nadając im rozum, wdrażając do procedur logicznego myślenia, a nawet planowania przyszłości. I na sposób drugi. Mnie zbudował cadyk Salomon Storm przy współudziale wszystkich kabalistów z Krakowa oraz kilku przesiedleńców z Rzeszy. Wyposażył mnie w umysł niemal równy swojemu i nakazał strzec biblioteki. Nie posiadam mocy koniecznej do ochrony sprawiedliwych i nie jest to moim zadaniem. Można też zrobić wszystko po partacku… Tak jak Jehuda ben Becalel z czeskiej Pragi, który do tego był tak nieostrożny, że o jego doświadczeniach dowiedzieli się goje… Można to zrobić szybko, zwalić na stos kupę gliny, ulepić z niej kukłę, napisać na dłoni kilka hebrajskich liter i tchnąć w nią życie pobawione rozumu. Tak wykonany golem będzie miał wszystkie cechy prawdziwego, ale nadawać się będzie do jednorazowej akcji. Można go wysłać, by ukręcił komuś głowę, i trzeba go zniszczyć, nim nadejdzie czas szabasu.