Выбрать главу

– Dlaczego? – Monika pierwsza zadała pytanie.

– Będzie próbował dostać się do synagogi, a nie wolno mu tego uczynić, gdyż, podobnie jak ja, pozbawiony jest duszy.

– Jak to, to pan… – wykrztusiła Katarzyna.

– Duszę może dać tylko Bóg, a mnie uczyniła ręka człowieka. Jest też jeszcze jedna cecha golema. Brak wolnej woli. Mnie zakazano chodzić do synagogi, dlatego, mimo przemożnej chęci, pozostaję tutaj.

– Brak wolnej woli, czy to znaczy…? – zapytał Mistrz.

– Cadyk nakazał mi pilnować biblioteki. Więc pilnuję. I będę pilnował, póki moje istnienie nie dobiegnie końca.

– Minęło prawie siedemdziesiąt lat.

– Mój czas biegnie inaczej niż wasz. Poza tym nie zabroniono mi umilać go sobie czytaniem książek. O co jeszcze chcielibyście zapytać?

– Jak zabić golema? – W oczach agentki zapłonęła determinacja.

– To bardzo proste – wyjaśnił. – Nad tą stopą, na którą utyka, na łydce jest zgrubienie. Trafienie tam powoduje u nas śmierć przez wykrwawienie.

– Ale przecież wy nie macie krwi… – zauważyła księżniczka.

– Mamy. Ale to jedyne miejsce, gdzie przybiera ona z grubsza materialną formę istnienia. Druga metoda jest trudniejsza. Ożywia nas zaklęcie hebrajskie. – Podwinął rękaw koszuli. Na przedramieniu widniał ciąg znaków. – Jak widzicie, ostatni wyraz brzmi emet, czyli prawda, jeśli jednak zetrze się literę alef, zamienia się on w słowo mot, czyli śmierć. Usunięcie tej jednej litery wystarczy, by zamienić żywą istotę z powrotem w pył, z którego się zrodziła.

– Nie boi się pan mówić tego tak otwarcie? – zdumiała się alchemiczka.

– Przecież widzę, że mnie nie zabijecie. – Wzruszył ramionami. – Więc czego mam się obawiać?

* * *

Arminius obejrzał samopał.

– Jestem pełen podziwu – powiedział wreszcie. – Ale czy to bezpieczne?

– Dobra stal narzędziowa. Oczywiście, używając normalnego prochu trzeba się liczyć z tym, że naprężenia będą zbyt duże i struktura metalu wcześniej czy później się podda. Strzeliłem z niego jak na razie dwa razy. Raz dla sprawdzenia, czy działa, i raz…

– …do mnie. Ile jeszcze wytrzyma?

– Może pięć strzałów, może dwadzieścia… Ale wolałbym kropnąć ją jednym strzałem i zrobić nową pukawkę.

– Bardzo rozsądnie.

– Mamy jeszcze karabin – przypomniał sobie Laszlo. – Ten, którym mnie trzymałeś w szachu. Możemy go w razie czego wykorzystać.

– Nie bardzo. Kupiłem go od handlarza starociami. Komora nabojowa dawno już przewiercona, zresztą i tak nie miałem do niego amunicji. Co najwyżej lufa może się przydać…

* * *

Zakurzony wolumin oprawiony w szare płótno. Sporządzono go pod koniec osiemnastego wieku, jednak jego treść odnosi się także do wydarzeń wcześniejszych. Alchemik próbował odczytać wyblakły atrament, ale nie poradził sobie. Za słabo poznał jidysz, z kabalistami zawsze rozmawiał po hebrajsku lub aramejsku. Izaak Apfelbaum, golem, bez najmniejszego kłopotu tłumaczy zawiłości rękopisu. Nie ograniczają go ludzkie słabości, nie czuje zmęczenia, nie nuży jednostajna praca.

– Bractwo Drugiej Drogi posiada w Krakowie swoich adeptów. Ci z tłumu ni ubiorem, ni zachowaniem wyróżnić się nie dają, jednakowoż gdy między sobą rzeczy czynią, w habity na kształt zakonnych świętokradczo członki swe oblekają. Niektórzy dawniej z wiarą naszą mojżeszową ich wiązali, prawdą to jednak nie było, gdyż wiary oni żadnej nie dochowują, a przez grzech sodomii i mordy popełnianie w nienawiści u żydów i chrześcijan się znajdują. O ile jednak rabini ludowi o nich powiedzieli, o tyle magistrat i rada pachołkom starościńskim ich ściganie powierzyli, uświadomienia ludu chrześcijańskiego w tym względzie zaniedbując, przeto trudy, z miasta zarazy tej kainowej wyplewienia, na nas wyłącznie spadają.

– To niewiele – mruknął Alchemik. – Mniej nawet niż ja wiem. Nie zachowały się jakieś księgi sądowe, dokumenty dotyczące tych schwytanych? Jeśli tak bardzo ich nienawidziliście, to logiczne wydaje się, że przed śmiercią wyciśnięto z nich to i owo…

Antykwariusz ruszył gdzieś na górę po schodach. Świecę zostawił na dole.

– On nie potrzebuje nawet światła – szepnęła Stanisława.

– Ja też nie. – Wzruszyła ramionami Monika.

Wrócił po chwili z kolejną zakurzoną księgą.

– To rękopis o alchemii – powiedział. – Sporządził go Mojżesz Issereles Auerbach czyli Rabbi Moses Remuch.

– Znałem go – wymamrotał Alchemik. – To był wielki człowiek…

– Michał Sędziwój z Sanoka, otrzymał sekret tynktury od swego nauczyciela i mistrza Setoniusa zwanego Cosmopolitą – czytał Apfelbaum. – On też sekret natury zjawiska transmutacji pragnął poznać i mnie w niektóre arkana alchemii wprowadził, sądząc, iż mógłbym być mu pomocnym…

Przerzucił kilkanaście stron.

– Dziwnie słuchać relacji o własnych dokonaniach – mruknął Mistrz.

– Bractwo Drugiej Drogi, które wedle tego, co wiemy, plugawców i rzezimieszków skupia, którzy arkana alchemii zgłębić próbują, jednak nie dla mądrości ukrytej poznania, ale by złoto zdobyć, a wraz z nim władzę nad ludźmi, której szczególnie pożądają. Pojawiwszy się w Krakowie około 1602 roku, zrazu brata Marka dominikanina porwali i srodze torturując, wiedzę jego wysondować próbowali. Odkrywcą on był sztuki, jak złoto przez dodanie niklu do srebra podobnym uczynić i sekret ten na torturach im wydał, nic więcej jednak z niego nie wydarli, przeto poranionego ciężko pod miastem ostawili, aż po trzech dniach skutkiem zadanych gwałtów zmarł. Wtedy mistrza Michała Sędziwoja dopadli i srogim go poddali sztukom, pięty mu żywym ogniem paląc.

Katarzyna spojrzała na Alchemika. Siedział zasłuchany, widać przypominając sobie dawne dzieje…

– On jednak dzielnie tortury przetrzymał, a chwilę sposobną wykorzystawszy, ręką uwolnioną kata swego zdławił i z okowów oswobodzon, na wolność się wyrwał, mimo okulawienia srogiego, siedmiu członków sekty po drodze zabijając. Wrócił dnia następnego na czele przyjaciół i szturmem siedzibę łotrów wzięli, wewnątrz jednak ducha żywego już nie zastali, a jedynie garść złotych ziaren z pyłu podłóg zebrawszy, domyślać się mogli, że druga droga transmutacji istotnie odkrytą została.

– W odwecie zabili potem w ciągu kilku lat sześciu adeptów alchemii, nieomal kładąc jej kres – westchnął Michał. – Wtedy też zebrałem grupę godnych zaufania ludzi i zacząłem ich szkolić. – Skinął głową w stronę Stanisławy. – Jednak Bractwo nie dało już potem znaku życia…

– Druga droga. – Agentka spojrzała na wampirzycę. – Wspominałaś coś o oliwie i ludzkiej krwi?

– W Bizancjum było trochę alchemików – odpowiedziała. – Większość greckich, ale i trochę uchodźców z krajów arabskich, głównie z Egiptu.

– Imamowie zakazali alchemii pod karą śmierci po tym, jak alchemicy zabrali się za masowe robienie spirytusu z daktyli – wyjaśnił Mistrz.

– I właśnie ci z Egiptu zostali oskarżeni o magię i produkcję złota – dodała Monika. – Ponoć kupowali młode niewolnice, by coś robić z ich krwią. Rozbito całą szajkę i spalono ich oraz ich księgi…