Выбрать главу

— A, byłbym zapomniał. — Wobec takiego zarozumialstwa lekarz aż zaniemówił i prawie zapomniał o jeszcze dwóch ustaleniach, które uznał za ważne. — Alexandra Wijkner była w trzecim miesiącu ciąży. Rodziła już wcześniej. Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie dla dochodzenia, ale lepiej za dużo informacji niż za mało, prawda? — powiedział Pedersen.

Mellberg prychnął coś w odpowiedzi, szybko się pożegnali i zakończyli rozmowę. Pedersen — z mnóstwem wątpliwości co do kompetencji policjanta ścigającego mordercę, a Mellberg — z nowym duchem i nowym zapałem. Łazienka została wstępnie zbadana tuż po znalezieniu zwłok. Teraz Mellberg dopilnuje, żeby dom Alexandry Wijkner został przeczesany milimetr po milimetrze.

2

Ogrzewał w dłoniach kosmyk jej włosów. Drobne kryształki lodu topiły się. Ostrożnie zlizał wilgoć z dłoni.

Przytulił policzek do krawędzi wanny i poczuł przenikające przez skórę zimno. Była taka piękna, jakby płynęła po powierzchni lodu.

Czuł, że ich wzajemna więź wciąż istnieje. Nic się nie zmieniło, wszystko jest tak samo. Są z tej samej gliny.

Z wysiłkiem odgiął jej rękę i przyłożył dłoń do jej dłoni. Splótł palce z jej palcami. Krew zaschła, stwardniała, okruchy przykleiły mu się do ręki.

Czas był dla niego bez znaczenia, gdy był z nią. Lata, dni i tygodnie zlewały się w jedno, liczyło się tylko to: jej dłoń w jego dłoni. Tym boleśniejsze stało się poczucie zawodu. Dzięki niej czas ponownie nabrał znaczenia. Dlatego w jej żyłach nie popłynie już gorąca krew.

Przed wyjściem odgiął jej rękę z powrotem.

Nie obejrzał się za siebie.

Z głębokiego snu bez snów wyrwał Erikę dźwięk, którego początkowo nie potrafiła zidentyfikować. Rozległo się kilka sygnałów, zanim uzmysłowiła sobie, że dzwoni telefon. Wyskoczyła z łóżka, by zdążyć odebrać.

— Słucham, Erika Falck — odezwała się zachrypniętym głosem i zasłaniając słuchawkę, głośno odchrząknęła.

— Przepraszam, zdaje się, że panią obudziłem. Bardzo przepraszam.

— Nic nie szkodzi, nie spałam — odparła odruchowo Erika, chociaż zdawała sobie sprawę, że wyraźnie słychać, że jest zaspana.

— No dobrze, tak czy inaczej przepraszam. Mówi Henrik Wijkner. Otóż zadzwoniła do mnie teściowa, Birgit. Nawiasem mówiąc, prosiła, żebym i panią zawiadomił. Sprawa jest następująca: zadzwonił do niej rano jakiś bezczelny policjant z komisariatu w Tanumshede. Kazał jej ni mniej, ni więcej, tylko stawić się w komisariacie i nie był ani uprzejmy, ani taktowny. Najwidoczniej życzą sobie, żebym i ja się zjawił. Nie chciał powiedzieć nic więcej, ale domyślamy się, o co chodzi. Birgit jest bardzo zdenerwowana, jest sama we Fjällbace, nie ma ani Karla-Erika, ani Julii, z różnych powodów. W związku z tym chciałbym panią prosić o przysługę, chciałbym, żeby pani z nią posiedziała. Jej siostra i szwagier są w pracy. Ja dotrę do Fjällbacki dopiero za parę godzin, a nie chciałbym, żeby przez ten czas była sama. Zdaję sobie sprawę, że proszę o zbyt wiele, bo na dobrą sprawę się nie znamy, ale nie mam się do kogo zwrócić.

— Oczywiście, zaraz tam jadę. Nie ma problemu. Tylko się ubiorę. Będę u niej za kwadrans.

– Świetnie. Będę pani bardzo wdzięczny. Naprawdę. Teściowa nie jest osobą zbyt zrównoważoną i wolałbym, żeby ktoś był przy niej, dopóki nie przyjadę. Zadzwonię do niej, powiem, że pani już do niej jedzie. Ja będę po dwunastej, wtedy porozmawiamy. Jeszcze raz bardzo pani dziękuję.

Erika pośpieszyła do łazienki obmyć twarz i pozbyć się piasku z oczu. Włożyła ubranie z poprzedniego wieczoru, szybko się uczesała, umalowała rzęsy i niespełna dziesięć minut później siedziała za kierownicą. Przejazd z Sälvik na Tallgatan zabrał jej nie więcej niż pięć minut. Do drzwi zadzwoniła w kwadrans — niemal co do sekundy — po telefonie Henrika.

Birgit Carlgren musiała schudnąć ładnych parę kilogramów od czasu, kiedy Erika widziała ją ostatnio, bo ubranie na niej wisiało. Tym razem nie poszły do salonu, Birgit poprowadziła ją do kuchni.

— Dziękuję, że przyszłaś. Okropnie się niepokoję, czułam, że nie wytrzymam, jeśli sama będę borykać się z myślami aż do przyjazdu Henrika.

— Mówił mi, że miała pani telefon z komisariatu policji w Tanumshede.

— Tak, o ósmej rano zadzwonił niejaki komisarz Mellberg i kazał natychmiast stawić się w komisariacie razem z Karlem-Erikiem i Henrikiem. Wyjaśniłam, że Karl-Erik musiał nagle wyjechać w interesach, ale jutro wróci, i zapytałam, czy w związku z tym moglibyśmy przyjść jutro. Odpowiedział, że to nie wchodzi w rachubę — tak się wyraził — mam się u niego zjawić razem z Henrikiem dzisiaj. Bardzo był nieprzyjemny. Od razu zadzwoniłam do Henrika, a on powiedział, że postara się przyjechać jak najprędzej. Musiałam mu się wydać roztrzęsiona, bo zaproponował, że zadzwoni do ciebie i poprosi, żebyś ze mną posiedziała parę godzin. Nie chciałabym się narzucać i mam nadzieję, że tak tego nie odebrałaś. Nie ma powodu wciągać cię jeszcze bardziej w naszą rodzinną tragedię, ale nie miałam się do kogo zwrócić. Kiedyś byłaś traktowana w naszym domu prawie jak córka, więc pomyślałam…

— Proszę się tym nie martwić. Chętnie pomogę. Czy ten policjant mówił, o co chodzi?

— Nie, nie chciał powiedzieć ani słowa. Ale domyślam się. Przecież mówiłam, że ona nie popełniła samobójstwa. Mówiłam!

Erika położyła dłoń na dłoni Birgit.

— Proszę się nie śpieszyć z wyciąganiem wniosków. Może rzeczywiście ma pani rację, ale dopóki nie wiadomo na pewno, lepiej nie wdawać się w spekulacje.

Godziny przy kuchennym stole dłużyły się. Rozmowa urwała się już po krótkiej chwili i ciszę przerywało tylko tykanie kuchennego zegara. Erika kreśliła palcem kółka na wzorzystej ceracie. Birgit była równie starannie ubrana i umalowana jak poprzednim razem, a mimo to wyglądała na zmęczoną i zniszczoną. Wyglądała jak zdjęcie wytarte na brzegach. Spadek wagi jej nie służył, bo już wcześniej była tak szczupła, że prawie chuda. Wokół jej oczu i ust pojawiły się nowe zmarszczki. Palce aż jej zbielały od zaciskania na filiżance z kawą. Jeśli dla Eriki długie oczekiwanie było męczące, dla Birgit musiało być wręcz nieznośne.

— Nie rozumiem, kto mógłby chcieć zabić Alex. Nie miała nieprzyjaciół ani wrogów. Żyła sobie z Henrikiem zwykłym, normalnym życiem. — Po dłuższej ciszy jej słowa zabrzmiały prawie jak wystrzał.

— Ale na razie nic jeszcze nie wiadomo. Nie warto wdawać się w spekulacje, dopóki nie wiemy, o co chodzi policji — powtórzyła Erika. Milczenie odebrała jako przyznanie racji.

Zaraz po dwunastej z ulgą zobaczyły przez okno, jak Henrik zajeżdża przed dom. Wstały i poszły się ubrać. Kiedy zadzwonił do drzwi, były gotowe do wyjścia. Birgit i Henrik przywitali się, całując w policzek. Potem przyszła kolej na Erikę, nieprzyzwyczajoną do takich powitań. Zawsze się obawiała, że zacznie całować z niewłaściwej strony, ale obeszło się bez problemów. Przez chwilę rozkoszowała się charakterystycznym zapachem wody toaletowej Henrika.

— Pojedzie pani z nami, prawda?

Erika szła już w kierunku swego samochodu.

— No, nie wiem, czy…