— Proszę, zależy mi na tym.
Erika ponad głową Birgit spojrzała Henrikowi w oczy, a potem z westchnieniem wsiadła do jego bmw. Zanosiło się na bardzo długi dzień.
Jazda do Tanumshede zabrała nie więcej niż dwadzieścia minut. Prowadzili niezobowiązującą wymianę zdań o pogodzie i ucieczce mieszkańców wsi do miasta. Byle tylko nie mówić o czekającej ich rozmowie w komisariacie.
Siedząc na tylnym siedzeniu, Erika zastanawiała się, co tu właściwie robi. Własne problemy były wystarczającym powodem, żeby się nie angażować w tę sprawę, zwłaszcza że przypuszczalnie chodziło o morderstwo. W dodatku jej pomysł na książkę rozsypał się jak domek z kart. Wstępny konspekt, który zdążyła naszkicować, można już wyrzucić do kosza. Właściwie to dobrze, wreszcie będzie musiała skupić się na biografii. Z drugiej strony gdyby tak wprowadzić parę zmian, może dałoby się ten tekst jeszcze wykorzystać. Po wprowadzeniu wątku morderstwa mógłby nawet zyskać.
W pewnym momencie uświadomiła sobie, czym się zajmuje. Alex nie była postacią fikcyjną, którą można przedstawiać i naginać według swego widzimisię. Była prawdziwym człowiekiem, kochanym przez innych, równie prawdziwych ludzi. Kiedyś sama także kochała Alex. Spojrzała na Henrika w lusterku. Był tak samo nieporuszony jak poprzednio, chociaż wkrótce miał się być może dowiedzieć, że jego żona została zamordowana. A nie jest przypadkiem tak, że większość morderstw zostaje popełniona przez kogoś z najbliższych ofiary? Erika ponownie zawstydziła się własnych myśli. Próbowała je przestawić na inne tory, gdy z ulgą stwierdziła, że właśnie dojechali na miejsce. Marzyła, aby mieć to wreszcie za sobą i zająć się własnymi zmartwieniami, które w porównaniu z tą historią wydawały się błahe.
Sterty papierów piętrzące się na biurku Patrika Hedströma osiągnęły prawdziwie imponującą wysokość. Zdumiewające, że w tak niewielkiej gminie jak Tanum powstaje tyle doniesień o przestępstwach. W większości chodziło wprawdzie o drobiazgi, ale każde doniesienie należało sprawdzić. Patrik czuł się jak pracownik aparatu administracyjnego jakiegoś państwa bloku wschodniego. Dałoby się wytrzymać, gdyby Mellberg zechciał pomagać, a nie siedzieć bezczynnie na tym swoim grubym tyłku. Patrik musi przez to wykonywać dodatkowo obowiązki szefa. Westchnął. To, że się nie załamywał, zawdzięczał wyłącznie swemu wisielczemu humorowi, ale ostatnio coraz częściej zastanawiał się, czy życie ma sens.
Dziś jednak miał zrobić sobie przerwę w codziennych, rutynowych zajęciach i uczestniczyć w wydarzeniu dnia. Mellberg poprosił, aby był obecny podczas rozmowy z matką i mężem kobiety, której ciało znaleziono we Fjällbace. Patrik bynajmniej nie bagatelizował tej tragedii, współczuł krewnym kobiety, ale w jego pracy tak rzadko działo się coś interesującego, że z przejęcia aż go łaskotało w żołądku.
W szkole policyjnej Patrik miał ćwiczenia z prowadzenia przesłuchań, ale swoje umiejętności na tym polu mógł jak dotąd sprawdzić tylko na złodziejach rowerów i na sprawcach przemocy domowej. Spojrzał na zegarek. Czas iść do gabinetu Mellberga. Z czysto technicznego punktu widzenia nie było to jeszcze przesłuchanie, lecz ważne spotkanie. Słyszał, jakoby matka od początku twierdziła, że córka nie mogła odebrać sobie życia, i był ciekaw, co kryło się za tym — jak się okazało słusznym — przekonaniem.
Wziął notes, pióro i kubek z kawą i wyszedł na korytarz. Otwierając drzwi, musiał pomóc sobie łokciem i nogą. Położył wszystko na stoliku, odwrócił się i dopiero wtedy ją ujrzał. Na ułamek sekundy serce mu stanęło. Przez chwilę czuł się, jakby miał znowu dziesięć lat i chciał pociągnąć ją za warkocz. W następnym momencie miał piętnaście lat i przekonywał ją, by wsiadła na jego motorower i pozwoliła się przewieźć kawałek. Miał dwadzieścia, gdy dał za wygraną, bo wyprowadziła się do Göteborga. Szybko policzył w pamięci, że co najmniej sześć lat minęło, odkąd widział ją ostatnio. Nie zmieniła się. Wysoka, bujne kształty. Wijące się, sięgające ramion włosy w ciepłym kolorze blond, na który składało się kilka odcieni. Widać było, że Erika, która już jako dziecko dbała o wygląd, nadal przywiązuje dużą wagę do szczegółów składających się na jej prezencję. Widok Patrika przyjemnie ją zaskoczył, ale w tym momencie Mellberg wskazał wzrokiem, by usiadł, pomachał jej więc tylko ręką na powitanie.
Osoby siedzące naprzeciw były wyraźnie spięte. Matka Alexandry Wijkner była niewysoka, drobnej budowy, znakomicie ostrzyżona i bardzo elegancka, choć według Patrika miała na sobie za dużo złota. Podkrążone oczy świadczyły o wyczerpaniu. Natomiast jeśli chodzi o zięcia, nic w jego sposobie bycia nie wskazywało na żałobę. Patrik zerknął do swoich papierów. Henrik Wijkner, odnoszący sukcesy biznesmen z Göteborga, dziedzic znacznego majątku, gromadzonego od pokoleń. Było to po nim widać. Chodziło nie tylko o drogie ubranie czy zapach ekskluzywnej wody po goleniu, lecz o coś więcej, o przekonanie, że pozycja społeczna daje mu przywilej, wreszcie o pewność siebie wynikającą stąd, że nigdy niczego mu nie brakowało. Patrik czuł, że Henrik jest spięty, ale jednocześnie przekonany, że panuje nad sytuacją.
Mellberg puszył się za biurkiem. Koszulę wsunął do spodni, ale niezbyt starannie, bo plamy po kawie widać było na wzorzystym tle. W wystudiowanym milczeniu przyglądał się kolejno uczestnikom spotkania. Jednocześnie prawą ręką poprawiał uczesanie, które mu zjechało na jedną stronę. Patrik usiłował nie spoglądać na Erikę i skupił wzrok na jednej z plam na koszuli Mellberga.
— Więc tak. Państwo zapewne domyślają się, dlaczego was wezwałem. — Tu zrobił długą pauzę. — Jestem komisarz Bertil Mellberg, szef komisariatu w Tanumshede, a to Patrik Hedström, który będzie mi asystować podczas śledztwa.
Kiwnął głową, wskazując Patrika, siedzącego poza kręgiem, który przed biurkiem Mellberga tworzyli Erika, Henrik i Birgit.
– Śledztwa? Czyli została zamordowana!
Birgit pochyliła się do przodu, a Henrik objął ją za ramiona, jakby chciał osłonić.
— Tak, ustaliliśmy, że pani córka nie mogła sama pozbawić się życia. Z protokołu lekarza sądowego wynika, że samobójstwo jest wykluczone. Ze zrozumiałych względów nie mogę wchodzić w szczegóły, ale wiemy, że w chwili gdy przecięto jej tętnice, z pewnością była nieprzytomna. W jej krwi stwierdzono duże stężenie środka nasennego i ktoś — być może więcej niż jedna osoba — włożył ją w tym stanie do wanny, nalał wody i przeciął tętnice żyletką, żeby upozorować samobójstwo.
Okna w gabinecie Mellberga były zasłonięte przed ostrymi promieniami słońca. Przygnębienie mieszało się z satysfakcją Birgit, że Alex nie odebrała sobie życia.
— Czy wiadomo, kto to zrobił?
Birgit wyjęła z torebki haftowaną chusteczkę i wytarła oczy. Ostrożnie, żeby nie zetrzeć makijażu.
Mellberg splótł ręce na pękatym brzuchu i potoczył wzrokiem po obecnych. Chrząknął władczo.
— A może państwo mi to powiecie?
— My? — zapytał Henrik. Jego zdziwienie wydawało się szczere. — A skąd mamy to wiedzieć? To musiał być jakiś szaleniec. Alexandra nie miała żadnych nieprzyjaciół ani wrogów.
— To pan tak twierdzi.
Patrikowi wydało się, że po twarzy Henrika przesunął się cień. Za chwilę już go nie było, Henrik znów był spokojny i opanowany jak przedtem.
Patrik odnosił się nieufnie do mężczyzn w rodzaju Henrika Wijknera. Urodzonych w czepku facetów, którzy nie musieli nawet kiwnąć palcem, żeby mieć wszystko. Henrik robił sympatyczne wrażenie, ale Patrik przeczuwał, że pod miłą powierzchownością kryje się złożona osobowość, a pod pięknymi rysami — bezwzględność. Zastanowiło go, że Henrik nie był zaskoczony, gdy Mellberg ujawnił, że Alex została zamordowana. Wierzyć w coś to jedno, ale usłyszeć, że tak jest, to zupełnie co innego. Tego Patrik nauczył się w ciągu dziesięciu lat pracy w policji.