Nagle zastygła z pełną garścią koronkowych majtek i biustonoszy. Z parteru wyraźnie dobiegł jakiś dźwięk. Był to odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. Erika rozejrzała się z przerażeniem. Mogła tylko schować się pod łóżko albo w jednej z szaf stojących wzdłuż ściany. W pierwszej chwili nie potrafiła się zdecydować. Dopiero gdy usłyszała kroki na schodach, zakradła się do najbliższej szafy. Drzwi, dzięki Bogu, otworzyły się łatwo i bezszelestnie. Erika weszła między ubrania i zasunęła za sobą drzwi. Nie mogła widzieć osoby, która weszła do domu, słyszała natomiast jej zbliżające się coraz bardziej kroki. W pewnej chwili osoba ta zawahała się, stając przed drzwiami sypialni. Weszła. W tym momencie Erika zorientowała się, że w ręku trzyma przedmiot znaleziony w szufladzie. Włożyła go ostrożnie do kieszeni.
Ledwie odważyła się oddychać. Załaskotało ją w nosie. Zmarszczyła się, licząc, że jej przejdzie. Rzeczywiście pomogło.
Ten ktoś przeszukiwał pokój. Zachowywał się podobnie jak Erika, zanim jej przerwano. Wysuwał kolejne szuflady. Erika zdała sobie sprawę, że zaraz przyjdzie kolej na szafy. Była coraz bardziej przerażona. Na czoło wystąpiły jej kropelki potu. Co robić? Jedyne wyjście to wcisnąć się jak najgłębiej. Miała szczęście, bo weszła do szafy, w której wisiało sporo długich płaszczy. Starała się nimi zasłonić. Może nie będzie widać jej nóg, wciśniętych w jedną z par butów stojących na dnie szafy.
Przeglądanie szuflad trwało dłuższą chwilę. W szafie pachniało środkiem na mole. Erika miała nadzieję, że jest skuteczny i że w tej ciemności nic po niej nie łazi. Miała również nadzieję, że osoba przeszukująca sypialnię i znajdująca się o metr od niej nie jest tą, która zamordowała Alex. Z drugiej strony któż inny miałby powód zakradać się do domu Alex, pomyślała, zapominając, że sama też przyszła bez zaproszenia.
Nagle drzwi szafy otworzyły się, Erika poczuła na stopach powiew powietrza. Wstrzymała oddech.
Dla tego, kto je otworzył, szafa nie miała chyba żadnych tajemnic. Nie znalazł też nic, bo drzwi zaraz się zamknęły. Erika usłyszała otwieranie i zamykanie kolejnych szaf, a potem ten ktoś wyszedł i zszedł na dół. Odważyła się wyjść z szafy dopiero jakiś czas po tym, jak usłyszała, że drzwi wejściowe się zamknęły. Cudownie było odetchnąć normalnie i nie zastanawiać się nad tym.
Pokój wyglądał tak samo jak przedtem. Kimkolwiek była osoba, która przeszukała pokój, nie zostawiła bałaganu. Nie był to włamywacz, co do tego Erika nie miała wątpliwości. Przyjrzała się bliżej szafie, w której się przedtem chowała. Zaczęła szukać tego czegoś twardego, na co natrafiła nogami, kiedy przytuliła się do ściany. Odsunęła ubrania i zobaczyła spory nieoprawiony obraz. Wyjęła go ostrożnie i odwróciła. Był niezwykle piękny. Nawet Erika zrozumiała, że to dzieło znakomitego malarza. Przedstawiał nagą Alexandrę, leżącą na boku, z głową opartą na ręce. Malarz użył wyłącznie ciepłych kolorów, co sprawiało, że twarz Alexandry tchnęła spokojem. Erika zdziwiła się, że tak piękny obraz leży schowany w szafie. Tym bardziej że Alexandra nie musiała się wstydzić swego ciała. Było równie doskonałe jak sam obraz. Erika nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to dzieło coś jej przypomina. Było w nim coś znajomego, choć samego obrazu nigdy wcześniej nie widziała. Musi chodzić o coś innego. W prawym dolnym rogu brakowało podpisu, a z tyłu widniała tylko liczba 1999, zapewne rok, w którym obraz namalowano. Wstawiła go ostrożnie na miejsce, w głąb szafy, i zamknęła drzwi.
Rozejrzała się po pokoju ostatni raz. Czegoś brakowało, ale nie mogła sobie uprzytomnić czego. Trudno, może sobie przypomni. Nie mogła zostać dłużej. Odłożyła klucz na miejsce. Uspokoiła się dopiero, gdy wsiadła do samochodu i uruchomiła silnik. Wystarczy sensacji na jeden wieczór. Porządny kieliszek koniaku powinien ją postawić na nogi i choć częściowo odegnać niepokój. Co też przyszło jej do głowy, żeby tam chodzić i węszyć? Nie mogła się samej sobie nadziwić.
Na miejscu, na podjeździe do garażu, stwierdziła, że od chwili kiedy wyjechała z domu, upłynęła zaledwie godzina. Zdziwiła się, bo wydawało jej się, że cała wieczność.
Sztokholm pokazał się tego dnia z najlepszej strony, ale Erice i tak to nie pomogło. W normalnej sytuacji cieszyłby ją widok z mostu Västerbron na mieniące się w słonecznym blasku wody Riddarfjärden. Ale nie tym razem. Spotkanie miało się odbyć o drugiej. Erika myślała o tym przez całą drogę, od samej Fjällbacki, ale nie przychodziło jej do głowy żadne rozwiązanie. Marianne wyłożyła bardzo jasno, jak przedstawia się jej sytuacja prawna. Otóż jeśli Anna z Lucasem będą nalegać na sprzedaż domu, Erika niestety będzie musiała się na to zgodzić. Było jeszcze inne wyjście: mogłaby ich spłacić, ale zważywszy na ceny nieruchomości we Fjällbace, nie posiadała nawet ułamka potrzebnej sumy. Po sprzedaży nie zostałaby wprawdzie z pustymi rękami, bo uzyskałaby zapewne parę milionów koron, ale nie chodziło jej o pieniądze. Żadna suma nie byłaby w stanie wynagrodzić jej utraty domu. Na samą myśl, że przyszły, pożal się Boże, właściciel, jakiś przybłęda ze Sztokholmu, mógłby rozebrać piękną werandę, żeby zainstalować okno panoramiczne, robiło jej się niedobrze. Nikt jej nie wmówi, że przesadza, bo widziała już niejeden taki przypadek.
Zatrzymała się w pobliżu kancelarii adwokackiej na Runebergsgatan na Östermalmie. Budynek był bardzo okazały, same marmury i kolumny. Erika przejrzała się jeszcze w lustrze w windzie. Ubrała się starannie, stosownie do okoliczności. Wprawdzie była tu pierwszy raz, ale nietrudno było zgadnąć, z jakiego rodzaju adwokatem zadaje się Lucas. W geście udawanej uprzejmości zaproponował jej, aby przyszła ze swoim pełnomocnikiem, ale Eriki nie było stać na adwokata.
Chciała się przedtem zobaczyć z Anną i dziećmi. Chętnie wypiłaby u nich kawę. Mimo rozgoryczenia z powodu zachowania Anny dla podtrzymania kontaktu z siostrą była gotowa zrobić wszystko.
Anna nie chciała się spotkać i wymówiła się, twierdząc, że byłoby to dla niej zbyt stresujące. Lepiej będzie spotkać się na miejscu, u adwokata. I zanim Erika zdążyła zaproponować spotkanie po wizycie u adwokata, Anna uprzedziła ją, że potem jest umówiona z przyjaciółką. Erika nie wierzyła, że to przypadek. Anna najwyraźniej jej unikała. Pytanie, czy robi tak, bo ona tak chce, czy też Lucas nie pozwala jej się spotkać z Eriką, kiedy sam jest w pracy i nie może kontrolować sytuacji.
Gdy Erika weszła, wszyscy byli już na miejscu. Patrzyli na nią z powagą, a ona, z przyklejonym uśmiechem, witała się z dwoma adwokatami Lucasa. Lucas kiwnął tylko głową na przywitanie, a Anna zaledwie odważyła się pomachać ręką zza jego pleców. Można było rozpocząć pertraktacje.
Nie trwały długo. Adwokaci wyjaśnili sucho i rzeczowo to, co Erika wiedziała już wcześniej: że Anna i Lucas mają prawo domagać się sprzedaży domu. Gdyby Erika chciała ich spłacić, ma do tego prawo. Jeśli natomiast nie chce albo nie może, po dokonaniu wyceny przez niezależnego rzeczoznawcę dom zostanie wystawiony na sprzedaż.
Erika spojrzała Annie prosto w oczy.
— Na pewno tego chcesz? Ten dom nic dla ciebie nie znaczy? Pomyśl, co przeżywaliby rodzice, gdyby wiedzieli, że ledwie odeszli, a my już go sprzedajemy. Na pewno tego chcesz, Anno?
Specjalnie podkreślała, że zwraca się wyłącznie do siostry. Kątem oka zobaczyła, że Lucas z rozdrażnieniem zmarszczył brwi.
Anna odwróciła wzrok, by strzepnąć niewidoczne pyłki z eleganckiej garsonki. Jasne włosy miała ściągnięte w koński ogon.